Markiz de Montespan to mąż jednej z faworyt króla Ludwika XIV - markizy de Montespan. Dzięki książce Jeana Teule poznajemy perypetie zdradzonego męża, który nie zaakceptował postępowania monarchy. Łatwo jednak odgadnąć, że walka z koronowaną głową nie należała do łatwych. Jak zetrzeć się z władcą bez jakiejkolwiek broni w zanadrzu? Do czego doprowadziły kaprysy króla i nazbyt wygórowane ambicje żony arystokraty?
Zanurzamy się w drugą połowę XVII wieku. Francja. Trwa budowa Wersalu. Pisarz ukazuje kraj rządzony przez zdeprawowanego monarchę absolutnego. Brudny świat chorych prostytutek, strasznych lochów, a zwłaszcza sądów, gdzie higiena to tylko jeden z licznych problemów. Czy postać, zdawałoby się, typowego rogacza może być na tym tle interesująca? Tak - w przypadku markiza de Montespan trudno pozostać obojętnym. Jako jedyny z „towarzystwa" odważył się wyrazić swój gniew wobec króla. Może niektórym wydać się wręcz groteskowy w swoim uporze - zwłaszcza, że był częściowo odpowiedzialny za zaistniałą sytuację. Markiz niejednokrotnie zaskakuje siłą swej miłości do żony - tym bardziej, że żył w czasach, gdy małżeństwa były zawierane w przeważającej mierze z uwagi na różnorakie interesy. Losy arystokraty przypominają tragikomedię. Rogacz nieustannie mnoży prowokacje, przez co staje się pośmiewiskiem wśród dworzan. Jego daremny bunt przeciw królowi prowadzi do samozniszczenia. Oślepiony uczuciem i wielkoduszny. Lojalny wobec żony - co jest równie nieuzasadnione, jak żałosne. Nie wiadomo, czy należałoby go za to podziwiać, czy raczej mu współczuć.
Wydawałoby się, że autor czerpie przyjemność z opisywania przedstawicieli wyższych sfer z zepsutymi zębami, którzy żuli cynamon i goździki, aby z ich ust wydobywał się słodki zapach. Spotykamy ich, odzianych w ufryzurowane peruki i obutych w pantofle z czerwonymi obcasami. Co ważne, nawet postaci drugoplanowe zostały tu bardzo wyraziście nakreślone. Wydaje się, że Teulé uczciwie przedstawia ówczesne obyczaje, ale wiele szczegółów jest tak obrzydliwych, że miejscami mogą niemal wywoływać wymioty. A przy tym - a może mimo tego - Markiz... to lektura miejscami zabawna.
Trzeba jednak zaznaczyć, że mimo wiernego oddania ówczesnej obyczajowości, niewiele w tej powieści znajdziemy prawdziwej historii - zarówno jeśli chodzi o język, jak i zgodność faktów z rzeczywistością. Tylko mimochodem wspomina się o truciznach, masowych ofiarach czy o magii. Natomiast nader często - o defekacji czy nekrofilii w imię władzy i pozycji w społeczeństwie. Interesująco wypadają natomiast towarzyszące lekturze czarno-białe ilustracje, które nawiązują do treści i po prostu cieszą oko. Ponadto w opisane wydarzenia wplecione zostały odniesienia do dzieł Moliera czy Jeana Baptiste Racine'a, które lekturę ubarwiają.
Pisarz w swej powieści bawi się związkami frazeologicznymi, cytatami, wyrażeniami będącymi w powszechnym użyciu. Język powieści można określić jako mocno kwiecisty. Można w narracji natrafić na archaizmy, ale nie przeszkadzają one zanadto w lekturze.
Powieść Jeana Teule można natomiast nazwać swoistym pamfletem, jednocześnie zabawnym i cierpkim. Rozdziały są tu dość krótkie, jednak miejscami wieloletnie przeskoki czasowe pomiędzy nimi mogą wydać się nieco chaotyczne. Wulgarność natomiast jest w powieści wszechobecna. Podczas lektury trudno nie zastanawiać się, gdzie tu kończy się rzeczywistość, a zaczyna fikcja literacka. Chciałoby się wierzyć, że to fikcja przeważa w tej historii. Teule kreśli surowy portret siedemnastowiecznej "śmietanki towarzyskiej", a markiz de Montespan to jedna z pierwszych osób, które ośmieliły się zakwestionować zasadność monarchii absolutnej. Dobrze, że w końcu poświęcono mu książkę.
Hélene Jégado, zwana Piorunicą, bez konkretnego powodu pozbawiła życia dziesiątki osób ze swego otoczenia. Jakie sekrety skrywała...