Władający magią, młody Sherlock Holmes w spódnicy
Mag to nie wiedźma. To po pierwsze. Po drugie: mag to nie jakiś tam panie zbolały altruista czy humanista teoretyk w charakterystycznych patrzałkach. Prawdziwy mag cierpienia, śmierci i bólu się nie boi. Oczywiście cudzego. Bo one go w gruncie rzeczy specjalnie nie interesują. Empatię prawdziwy mag pokonał już w kolebce, gdzie łeb urwał tej hydrze. No może nie od razu każdy mag, ale z pewnością Flossia Naren, mag-justycjariusz. Mag niezależny. Na poły sędzia, na poły śledczy, trochę psychopatolog, trochę technik policyjny. Mag nie mający rąk związanych ograniczeniami zwykłej magii.
Taka na początku wydaje się nam panna Naren. Twarda, interesowna, marudna jak urzędnik wysokiego szczebla i równie jak on łasa na profity z bycia tym, kim jest. Czy to aby najprawdziwsza prawda? Nie całkiem, ale z pewnością medialny obraz, który magowi piastującemu wysokie stanowisko wcale nie przeszkadza.
Panna Naren pełni zaszczytną i oczywiście dochodową funkcję maga-justycjariusza. Wyjaśnia zawiłe sprawy wagi państwowej, manipulacje faktami, nieuprawnione użycie magii. Kieruje tok wydarzeń w pożądanym (przez siebie) kierunku. Jest w pełni deklaratywnie apolityczna co znaczy, że sama wpływa na politykę jak i bierze ją zawsze pod uwagę. Poświęca płotki dla rekinów, niskie cele dla celów wyższych, które w jej przypadku uświęcają środki.
Panna Naren jest fascynująca i zjawisko to narasta wraz z lekturą tak jak złożoność jej osobowości. W końcu przypomina nam niektórych współczesnych elitariuszy (członków elit). Przynajmniej pod względem świadomości faktów i prawdy oraz umiejętności ukrywania jej przed innymi. Może również w przywiązaniu do zasad, z których najważniejsza jest ta, że za odpowiednią kwotę można ze spokojnym sumieniem zmienić każdą zasadę. Flossia Naren jest jak rasowy polityk: intrygująca i irytująca zarazem. Zimna jak głaz i wrażliwa jak oko, w zależności od tego co przystoi lub opłaca się w danej chwili. Niezależna jak kino studyjne i zależna jak każdy nad którego głową wisi portret jakiegoś szefa. Przykuwająca uwagę, twarda i miękka zarazem. Siła jej języka dorównuje magicznej sile rzucanych zaklęć.
Ta powieść jest jak dobre, gatunkowe wino, które nie boi się starości. Im dalej tym lepsza. Jak szlak w górach zmierzający na szczyt. Początkowo niespecjalnie urokliwy, pozbawiony szerszych widoków, lecz w końcu dający satysfakcję zgodnie z powiedzeniami: im dalej tym ciekawiej i z góry widać lepiej i więcej.
Książka to zbiór historii kryminalnych, które rozwiązuje nasza przemiła (czasami inaczej) bohaterka. Co ciekawe, nie lubi ona pracować z zawiązanymi oczami i musi rozumieć związki przyczynowo-skutkowe. Magia dla niej to rzecz cenna, ale niczym byłaby bez rozumu. Naren najpierw myśli i dochodzi, dopiero potem korzysta z magicznych mocy. Nie ma zwyczaju opuszczania rąk i jak się okazuje reputację ceni nawet nad ukochane złoto.
Dziadek zawsze uczył, że w śledztwie wpierw należało do oporu wykorzystać zwykłe ludzkie możliwości, a do magii sięgnąć dopiero, jeżeli okazały się one nieskuteczne.
Flossia wprowadza nas w kolejny prosty technicznie i oświeceniowy w duchu świat pełen magii. Świat tętniący intrygami władców i zwyczajnym niełatwym życiem poddanych. Miejsce, gdzie pojawiają się smoki przybierające postać przystojnych kawalerów czy drzewa potrafiące ciepło przytulić wędrowca własnymi gałęziami.
Przed oczami przesuwa się nam galeria postaci, które budzą zaciekawienie (w tym dziadek bohaterki czy pewien nieśmiały żołnierz), z dominującym magiem-justycjariuszem na czele. Ukazanych bez psychologicznych zawiłości, raczej poprzez udział w kolejnych przygodach. Czytelnikom towarzyszy ciekawy język powieści, żywy i barwny, niespecjalnie uproszczony, ale i nie udziwniony. Styl opowieści jest lekki i wciągający. Kira Izmajłowa szczodrze obdarza nas ironią, nie traktuje swoich bohaterów i ich przypadków zbyt poważnie. Jest skuteczna jak dr.House ale dużo bardziej sympatyczna. No i ma w sobie coś magicznego, w przeciwieństwie do zbolałego doktora. Przygody w które dajemy się szybko wciągnąć zdają się sięgać tradycji czterech muszkieterów, choć są raczej z gatunku zaklęcia i magicznych mocy niż płaszcza i szpady.
Ta książka nie razi naiwnością, przykuwa ciekawą narracją i bogactwem przygód, zadowala ironiczno-sarkastycznym humorem. Owszem wpisuje się w tradycję fantastyczną, ale z silnym nawiązaniem do klasycznego kryminału z charakterystyczną postacią samotnego detektywa stawiającego czoła przewrotnym złoczyńcom. Pierwsza część przygód Flosii Naren jest świetną zachętą do sięgnięcia po ich kontynuację. Powieść wyróżnia się bardzo pozytywnie na tle zawartości półek z magicznymi księgami. Trzyma dobry poziom, co w przypadku książki jest niewątpliwą zaletą.
Dawno dawno temu. Za górami... Za lasami... Bla, bla, bla... Pewnie liczyliście na rzewną opowieść o bezbronnej, wiotkiej księżniczce i wybawiającym...