Każdy naród potrzebuje legend; nie tych bajkowych, jak te o smoku wawelskim czy złotej kaczce, ale tych, które wyrosły na mocno zroszonym krwią bohaterstwie jednostek czy grup walczących o wartości istotne dla rodaków. Nie dość, że służą one jako pomniki dla tych wspaniałych ludzi, którzy odważyli się nawet poświęcić swoje życie, ale także pozwalają na propagowanie patriotyzmu i uczenie ‘porządnego’ stosunku do Ojczyzny. Literatura popularnonaukowa i historyczna może przyjmować do nich dwa stosunki – krytyczny, pokazujący że powtarzane bezmyślnie frazesy o tamtych wydarzeniach mają niewiele wspólnego z prawdą, albo utrwalający legendę, podkreślający zasadność wszelakich pełnych patriotyzmu westchnień. Akurat do tej drugiej kategorii należy najnowsza książka Stanisława Sławomira Nicieji, profesora nauk historycznych i znawcy tematyki Polskich Kresów, „Lwowskie orlęta”, opowiadająca, jak można się domyślić po tytule, o walkach o przyłączenie Lwowa do Polski w latach 1918 – 1920.
Jest to chyba najlepszy opis treści książki, bo trudno jest wcelować dokładnie w temat całego traktatu. Mowa tu o przebiegu walk, wybitnych i tych zwykłych uczestnikach bitew, cmentarzu Orląt Lwowskich, który wzbudzał (i ciągle wzbudza) skrajne emocje w stosunkach polsko-ukraińskich; znaleźć można dużo o polityce i sporo o sztuce, a także trochę o wojskowości. To pewnego rodzaju historyczny groch z kapustą, miejscami nie trzymający się chronologii, czasem trochę zbyt ogólnikowy, choć na pewno poparty dogłębnymi badaniami i wypełniony ciekawostkami i faktami, które zaintrygują nawet znawców okresu międzywojennego.
Nicieja pisze bardzo żywo, plastycznie oddając całą sytuację i wyraziście kreśląc obrazy kresowiaków. Często odwołuje się do wspomnień i poezji z tamtego okresu, ukazując sytuację oczami uczestników lub ich bliskich. W jego wydaniu nawet historia cmentarza staje się fascynująca, nie mówiąc już o tym, jak dokładnie jest ona przedstawiona. Przyjemny, lekko gawędziarski ton wypowiedzi sprawia, że „Orlęta…” czyta się świetnie. Podejrzewam też, że mogą one wywołać przypływ dumy narodowej i niewymuszonego patriotyzmu w czytelniku. Także ciekawe są liczne zdjęcia, szkoda tylko, że wyłącznie czarno-białe, niektóre z tamtego okresu, inne przedstawiające późniejsze widoki na najważniejsze miejsca i pomniki.
Ale tu dochodzimy do innego aspektu książki: traktowania legendy, jaką obrosły Orlęta Lwowskie. Nicieja ugruntowuje i podkreśla obraz walczących o Lwów, który już wcześniej znaliśmy z patriotycznych pogadanek. Jak dla mnie brakuje tu odrobiny krytycyzmu, pokazania tej ciemnej strony walki, a nie tylko wspaniałych obrazów wyciskających łzy z oczu – łzy smutku albo wzruszenia, w zależności od fragmentu. Faktycznie, autor nie pomija ekscesów antysemickich i nieprzychylnych plotek o bohaterach walki, ale z drugiej strony trudno jest się z nim zgodzić, że sytuacja, w której czternastolatek pyta żołnierza, jak załadować (gorący jeszcze) karabin, jest „humorystyczna”. Brakuje tu choćby napomknienia o kontrowersjach otaczających udział młodzieży (dzieci, nazywajmy rzeczy po imieniu) w walce – czemu oburzamy się słysząc o wykorzystywaniu w Afryce bądź krajach arabskich dzieci w czasie działań wojennych, a jednocześnie nie widzimy niczego dziwnego w trzynastolatkach z karabinami we Lwowie?
„Orlęta Lwowskie” to ciekawa i intrygująca książka, którą czyta się nad wyraz przyjemnie pomimo tak poważnej tematyki. Chociaż nie spełnia wszystkich pokładanych w niej nadziei, to jednak w prosty i pełen emocji sposób przybliża tą tak kontrowersyjną tematykę. Nicieja stworzył literacki pomnik legendzie Orląt Lwowskich, pokazując czytelnikowi, dlaczego właściwie te wydarzenia były tak wyjątkowe i czemu stały się rozpoznawalnym przez wszystkich Polaków symbolem odwagi. Napisana z wyjątkową pasją, książka powinna zainteresować nawet tych będących na bakier z historią.
Profesor Stanisław Sławomir Nicieja - historyk, biografista, rektor Uniwersytetu Opolskiego i jego współtwórca, renowator zabytków na Śląsku Opolskim,...
„W latach 2004–2005 z ekipą Telewizji Polskiej w składzie: Jerzy Janicki – reżyser, Henryk Janas – operator, [...] kręciliśmy dziesięcioodcinkowy...