Inspirowana prawdziwymi wydarzeniami powieść Anny Stryjewskiej pokazuje, że czasem życie może stać się bardziej nieprawdopodobne od filmu. Książka Lucyna. Zerwana nić zaskakuje, wzrusza i prowokuje do wspomnień.
Lata 70. i 80. XX wieku zajmują w pamięci Polaków szczególne miejsce. Czasy PRL-u wspomina się, jako wyjątkowo ciężkie i wymagające. Z drugiej strony, miały w sobie pewien czar. Bo kiedy nie ma nic, to każda rzecz przynosi o wiele większą radość. Mieszkająca w Łodzi Lucyna dobrze o tym wie. Gdy dostaje paczkę z Niemiec, a w niej obowiązkowe opakowanie mielonej kawy, nie posiada się ze szczęścia. Jednak szczęście to pojęcie względne. Jej partner Julek wyjechał do Niemiec, ona sama wychowuje córeczkę. Kiedy jednak okazuje się, że ukochany mógł trafić do więzienia, postanawia ruszyć jego śladem. O samej Lucynie dowiadujemy się sporo, bo Anna Stryjewska wprowadza drugą linię narracyjną – opowieść o młodości Lusi i o tym, jak poznała partnera – lekkoducha i barwnego ptaka.
Bohaterka wyjeżdża z szarej Polski. Chce odnaleźć ukochanego, ale też spróbować nowego życia. Nie spodziewa się, że porwie ją wir zdarzeń. Tak zaczyna się powieść drogi – od Berlina, poprzez Holandię, Anglię, Kanadę, a skończywszy na Stanach Zjednoczonych. Jak można się domyślić, ten ostatni przystanek będzie testem tego, czy słynne american dream to tylko mrzonka, czy jednak coś osiągalnego.
Muszę przyznać, że powieść Lucyna. Zerwana nić jest historią zdumiewającą, mając na uwadze, że to wszystko wydarzyło się naprawdę. Ile może udźwignąć jeden człowiek? Ile może doświadczyć, ile przygód przeżyć? Podróż Lusi pokazuje, że możliwości są nieograniczone. Na swojej drodze bohaterka spotyka masę osób, przeżywa wzloty i upadki. Nie brakuje miłosnych rozterek, choć to za małe słowo.
Lucyna to kobieta odważna, nie bojąca się marzyć. Kobieta, która potrafi kochać i opromienia tą miłością innych. Jej historia może stać się inspiracją – nigdy nie wolno się poddawać. Zawsze jest nadzieja, że po burzy wyjdzie słońce. Jednak dla mnie najważniejsza jest myśl, że w życiu nie ma co żałować – złych decyzji, błędów, działania pod wpływem impulsu. Co się wydarzyło, jest już przeszłością, a najważniejsze pozostaje to, by wyciągnąć z tego lekcję. I być szczęśliwym.
Polecam powieść Anny Stryjewskiej z całego serca! Dałam się porwać w podróż, a przy okazji ciągle snułam wspomnienia o tym, co opowiadała mi mama i babcia o dawnych czasach. I przyznam, że chętnie na tydzień przeniosłabym w czasie się do PRL-u, by przekonać się, jak się wtedy żyło. Ale tylko na tydzień, nie więcej!
Hotel Gloria Palace w albańskiej Sarandzie. W letnim słońcu nieśmiało rozkwita miłość między uroczą kelnerką a polskim turystą. Być może ta historia miałaby...
Poruszająca opowieść o przyjaźni między podziałami, miłości i dążeniu do realizacji marzeń... Młodziutka Apolonia, chcąc uniknąć kolejnych, brutalnych...