Możliwe, że jutro umrzemy wszyscy
Taka właśnie - prosta, pozytywna i w gruncie rzeczy trywialna myśl przyświeca bohaterom pierwszego tomu cyklu Łowca czarownic (Witchfinder) Williama Husseya. Cóż, kiedy zawzięcie walczy się ze złem, kiedy czerpie się moc (Staromoc) bezpośrednio z przyrody, kiedy włada się magią i posługuje techniką, do głowy przychodzą różne odkrywcze myśli.
Świt demonów może budzić mieszane uczucia. Z jednej strony jest dynamiczny, szybki w lekturze, trochę mroczny - obrazy śmierci tu zadawanej nie są specjalnie delikatne. Z drugiej: książka napisana jest bardzo prosto, dominuje w niej wartka akcja, logika nie liczy się zbytnio w starciu z magią, postaci są nieskomplikowane, choć próbujące miejscami pozować na złożone osobowości. Do kogo zatem jest skierowany Świt demonów? Do starszej młodzieży - i to raczej nie do tej, poszukującej w literaturze większego wyrafinowania czy maestrii słowa. To czysta rozrywka, dynamiczna, z natury swojej dość powierzchowna, oparta o dobrze znane schematy: walka dobra ze złem, poważne zagrożenie - i to dla całej ludzkości, dzielny i młody bohater, odkrywający prawdę o samym sobie, zdrajca w szeregach dobrych, przerysowanie - źli, ufni fanatycznie w swoje zło, podobnie jak dobrzy w dobro, któremu jakoby służą.
Główną postacią powieści jest piętnastoletni Jake Harker, miłośnik literackiej grozy, horrorów. Dziwak i samotnik. Żyjący w swoim świecie, w którym smętną rzeczywistość wzbogacają powracające koszmary senne i ucieczka w świat komiksów. Jego rodzice pracują w tajemniczym Instytucie Hobbarona. Matka, doktor Claire Harker, oraz ojciec, Adam, prowadzą tam badania lub konstruują coś na tyle tajnego, że nie rozmawia się o tym w domu. Zresztą są oni na tyle zajęci swoją pracą, że nie poświęcają synowi zbyt wiele czasu. W Instytucie zatrudnionych jest wiele dziwnie zachowujących się osób, jak choćby kierujący nim Holmwood czy arogancki dr Saxby - ojciec atrakcyjnej nastolatki, Rachel, która nie wiadomo dlaczego zwraca uwagę na Jake`a.
Akcja zaczyna przyspieszać, kiedy Jake z matką zostają zaatakowani przez dziwne postaci, człowieka i towarzyszącego mu pokracznego stwora. Claire ginie, a Jake szybko odkrywa, że jest manipulowany. Za pomocą hipnozy ktoś zmienia mu wspomnienia, które jednakże powracają pod wpływem różnorakich impulsów. Okazuje się, że Instytut Hobbarona walczy z Sabatem Crowdena, grupą zawziętych czarnoksiężników i demonów, jakoby im służących. Kontynuuje trwającą od ponad trzystu lat wojnę między stronnictwami białej i czarnej magii. Funkcjonujący od lat status quo zostaje poważnie naruszony w związku ze zbliżającym się kolejnym przełomowym dniem zwanym Świtem Demonów. To dzień szansy na otwarcie przejścia pomiędzy światem mroku a światem ludzi, który chce wykorzystać Sabat Crowdena. Rodzice Jake`a pracują nad specjalną bronią, której tajemnicę za wszelką cenę chcą poznać mistrzowie czarnej magii. Drogą do tego staje się matka Jake'a, a potem on sam.
(...) czarnoksiężnik składa się tak naprawdę z dwóch elementów: swej magii i swego zła. (s.261)
Zdecydowanie najsilniejszą stroną powieści jest wartka akcja. Jej tempo praktycznie nie słabnie przez całą lekturę. Zaletą jest ukazywanie niejednoznaczności pewnych postaw, tego, jak walka ze złem może szybko przemienić się w sprytnie uzasadniane korzystanie z potępianych, mocno wątpliwych metod. Czy można szlachetny cel uzyskiwać podejrzanymi lub jawnie złymi metodami? To pytanie stawiamy sobie na co dzień i my, obserwując otaczający nas świat. Gdzie jest granica pomiędzy służeniem dobru a wejściem na ścieżkę zła? Czy rzeczywiście na wojnie nawet porządni ludzie robią straszne rzeczy? Tego typu pytania wydają się niepokoić w czasie lektury, o ile tylko ktoś zechce na nie zwrócić uwagę.
William Hussey odwołuje się do niespecjalnie wymyślnego obrazu kolejnej wersji jakże zawsze modnej apokalipsy: tym razem wtargnięcia do naszej rzeczywistości hord krwiożerczych demonów, które nerwowo czekają na swój czas. Ludzkość ma przed tym obronić wybrana jednostka, poświęcająca siebie, swoje szczęście, jakiś lokalny Prometeusz. Osoba, która najpierw musi jednak poznać źródło swojej siły, odkryć drzemiące w sobie moce. Hussey sięga po różne, głęboko zakorzenione w nas obrazy: starych dobrych czasów, mitycznej jedności człowieka z przyrodą i czerpania sił z otaczającego nas świata. Niewinności prawdziwej magii, która miała służyć człowiekowi, a którą zdeprawowani ludzie oddali we władanie własnych ambicji, żądz.
Oczywiście te myśli nie są w powieści podawane nachalnie, chociażby w postaci poważniejszych filozoficznych rozważań. Raczej zostają wplecione w dynamicznie rozwijającą się akcję. W końcu jest to rozrywka dla ludzi młodych i niekoniecznie zainteresowanych analizowaniem problemów ontologicznych. Postaci pozwalają na identyfikowanie się z nimi, nie są nadmiernie złożone, a ich psychologia pozostawia sporo do życzenia. Słaby i mało wiarygodny jest wątek romantyczny nagłego zainteresowania „modnej, nowoczesnej, wyrafinowanej” Rachel odludkiem Jakem. Dużo ciekawszą, niejednoznaczną postacią jest Simon Lydgate. Miejmy nadzieję, że autor poświęcił im więcej miejsca w kolejnych częściach serii Witchfinder.
Osiem sino-białych dłoni wyciąga się ku niebu. Ogryzione do kości palce niestrudzenie rozgrzebują ziemię. Na śliskich od deszczu, poznaczonych zębami szczurów...
Osiem sino-białych dłoni wyciąga się ku niebu. Ogryzione do kości palce niestrudzenie rozgrzebują ziemię. Na śliskich od deszczu, poznaczonych zębami szczurów...