LO016
Oto historia niezwykłego lotu LO016 opisana przez Leszka Chorzewskiego, prawnika, dziennikarza radiowego, wieloletniego rzecznika PLL LOT. Kursowego lotu z 1 listopada 2011 roku na trasie Newark-Warszawa. Lotu, który stał się sławny na cały świat.
Współpracownikiem Chorzewskiego był Adam Węgłowski, autor m.in. powieści kryminalnej retro Przypadek Ritterów. Przeprowadzili oni wiele rozmów z załogą, uczestnikami lotu, personelem naziemnym. Przejrzeli bogate materiały prasowe. Opisali nie tylko felerny lot Papy Charliego, bo tak nazywał Boeinga 767 personel LOT-u, ale starali się także oddać atmosferę tego dnia, przybliżyć najważniejszych uczestników wydarzeń, ukazać kulisy lotu. Opowieść została częściowo zbeletryzowana poprzez wprowadzenie do niej fikcyjnych postaci małżonków Nitkowskich, uosabiających cechy przeciętnego pasażera.
Lektura książki wywołuje sprzeczne uczucia. Z jednej strony zaciekawia, zaspokaja głód informacji. Z drugiej irytuje stylem, sztuczną dramatyzacją, nadmiernym i niepotrzebnym patosem. Tematyka Lotu Wrony jest fascynująca. To opowieść o przypadkach, o ludziach stojących w obliczu realnego zagrożenia. O kompetencji i profesjonalizmie - tak ważnych w sytuacjach skrajnych. Możemy z bliska przyjrzeć się pracy załogi samolotu pasażerskiego latającego nad Atlantykiem. Jej specyfice, blaskom i cieniom. Możemy spojrzeć na ludzi, którzy doszli do pewnego punktu w życiu, dzięki któremu stali się sławni, ale którzy mają swoją własną, nierzadko wartą uwagi historię życia, pozostającą jakby na uboczu jednego, nośnego medialnie wydarzenia.
Szkoda, że książka budzi mieszane uczucia. Intrygującym wydarzeniom towarzyszy bowiem usiłowanie zbudowania dodatkowego napięcia. Tam, gdzie można by oczekiwać zdrowej powściągliwości, gdzie fakty mówią same za siebie, Chorzewski usilnie próbuje nasilić dramaturgię dodatkowymi wzniosłymi słowami. Poprzez to atmosfera jest mało autentyczna, patos zafałszowuje naturalne emocje i dramatyzm sytuacji. Zamiast stylu reporterskiego, którego można by się spodziewać, mamy sztuczny opis, wielkie słowa, niezgrabne porównania i sformułowania.
Jedni podróżni jak zahipnotyzowani wpatrywali się w migające za iluminatorami światełka, inni - dla których latanie wiązało się ze stresem - woleli spuścić wzrok, zająć się czytaniem lub zamknąć oczy.
Pasażerowie nie mieli pojęcia ani o usterce, ani o jej rozmiarach. Po co dokładać im dodatkowych trosk, skoro i tak niektórzy boją się latać?
Opisy odmiennych reakcji ludzi na lot samolotem są zbyteczne, wszak w dzisiejszych czasach korzystanie z samolotów jest powszechne, a towarzyszące temu emocje - dobrze opisane. O ile sprawy techniczne, organizacyjne, kulisy pracy załogi są interesujące, o tyle „poetycka” proza i „nadmuchany” styl Chorzewskiego są irytujące.
Nie chciał tego bakcyla, wirusa niepewności i strachu rozpowszechniać na cały zespół.
Wydumane sformułowania odrealniają sytuację, zamieniają zwykłych, kompetentnych ludzi w kolorowe, nienaturalne wydmuszki. Autor nieustannie stara się tłumaczyć, usprawiedliwiać postępowanie pilotów, mechaników, personelu naziemnego, choć proste stwierdzenie faktów by wystarczyło. Brzmi to momentami jak przekonywanie samego siebie.
Trudno jednoznacznie pochwalić książkę. Docenić trzeba jednak ogrom pracy w jej przygotowanie włożony. Zebranie ciekawostek dotyczących procedur, zachowań ludzi, zaleceń technicznych firmy Boeing. Opis chronologii wydarzeń i podparcie go licznymi przypisami. Dowiadujemy się, jaki był los wraku samolotu, jakie były ustalenia komisji badającej wypadek, kto i gdzie złożył pozwy sądowe dotyczące odszkodowań. Jest ten obraz o wiele pełniejszy niż to, co mogliśmy sami zobaczyć, obserwując wydarzenia na ekranach telewizorów. Jest więc ta książka rodzajem hołdu dla tych, którzy sprostali niełatwej sytuacji. Momentami jest ten hołd wyrażany w zbyt przesadnej, barokowej formie, intencje jednak są słuszne.