Recenzja książki: Listy do Miriam

Recenzuje: gosia123

Nie boisz się wyzwań? Chcesz przeżyć coś wyjątkowego i doświadczyć, czym tak naprawdę jest miłość - ta niegasnąca, niezwyciężona, dla której granicy nie stanowi nawet śmierć? A może jesteś poszukiwaczem? Pragniesz znaleźć własną odpowiedź na pytania, które od wieków nurtują ludzkość, pytania o życie i przemijanie, o sens cierpienia i radość istnienia? Jeśli twierdząco kiwasz głową w odpowiedzi na choćby jedno z tych pytań, to książka „ Listy do Miriam” Lutgard van Heuckelom – austriackiej bohaterki jest właśnie dla Ciebie. Zastanawiasz się, dlaczego ośmielam się pisać o niej "bohaterka", dlaczego nazywam "heroiczną" postawę kobiety żyjącej w zwyczajnym mieście, w odległym zakątku naszego kontynentu? A jakim mianem określiłbyś matkę, która przeszła długą, wyboistą drogę śmiertelnej choroby ukochanej córki i teraz ma odwagę się tym z Tobą podzielić? Nie czyni tego z egoizmu, nie szuka litości i współczucia. Jej notatki - zapisane w formie listów adresowanych do córeczki - dalekie są od egzaltacji, od przesadnego eksponowania własnego cierpienia i niedoli. Chce jedynie pomóc tym, którzy - podobnie jak ona - musi zmagać się z chorobą nowotworową bliskiej osoby. Dlatego Heuckelom zdecydowała się opublikować to, co pierwotnie przeznaczone było dla niej samej i dla jej najbliższych. Doświadczona dramatem samotności i opuszczenia w najtrudniejszych chwilach, a jednak bogata w zwyczajną ludzką wrażliwość, wychodzi naprzeciw tym, którzy gotowi są przeczytać jej przejmujące wyznanie. „Pozwalam książce żyć własnym życiem. Wszystko ma przecież jakiś sens, czyli również ta opowieść na pewno dotrze do tych, którzy będą jej potrzebować" – pisze autorka w prologu. Teraz decyzja należy do Ciebie. Czy potrzebujesz tej lektury? Czy jesteś w stanie wznieść się ponad mur własnych lęków i uprzedzeń, ponad mur bezpiecznej codzienności i przyznać , że ta trudna, choć dająca nadzieję historia to świadectwo potrzebne także Tobie? Ale wiedz, że po przeczytaniu tej książki nic już nie będzie tak jasne i oczywiste jak przedtem, będzie za to bardziej prawdziwe.

Miriam miała zaledwie 14 lat. Była ambitną, otwartą na innych nastolatką. Nosiła w sercu wszystkie te plany, nadzieje i marzenia, które rodzą się i dojrzewają w duszy każdego młodego człowieka. Cały świat i całe życie stały przed nią otworem. Nikt nawet nie mógł przypuszczać, że jej los dopełni się w ciągu niespełna czterech lat. Jednak nieubłagana rzeczywistość nie pozostawiała żadnych złudzeń. Był wrzesień 1986 roku, u tryskającej energią Miriam wykryto złośliwy guz mózgu. Rozpoczęła się walka. Lekarze walczyli o zachowanie dziewczyny przy życiu. Ona sama walczyła o to, by owo życie w sobie ocalić, by nie zgasło i nie zostało zdeptane pod ciężarem niezrozumienia, anonimowości i poczucia niesprawiedliwości. Jej jedyną towarzyszką, która trwała, niezłomna, choć śmiertelnie przerażona i przytłoczona biegiem wydarzeń, stała się matka. Ta, która dała życie, teraz z niemal nadludzką siłą walczyła o jego trwanie.

Miriam odeszła. Zgasły lśniące oczy, znikł gdzieś promienny uśmiech, ale zostały wspomnienia, wspomnienia o dziewczynie, która pokazała, co to znaczy żyć pełnią i być szczęśliwą. Jej śmierć stała się znakiem dla wszystkich, którzy się z nią zetknęli - zarówno tych, którym dane było poznać ją osobiście, jak i tych, którzy spotykają ją na kartkach książki.

Historia, którą opisuje Lutgard van Heuckelom, wydarzyła się ponad 20 lat temu. Musiało upłynąć sporo czasu, nim zdławiona bólem matka zdołała ją opowiedzieć. Od tego momentu wiele się zmieniło. Wzrosły wiedza medyczna i świadomość ludzi. Po co więc czytać książkę, która - wydawać by się mogło - jest nieaktualna? Bo choć okoliczności się zmieniają, to piekło, przez które przechodzą chorzy i ich rodziny, jest wciąż takie samo. Oni wciąż boją się niezrozumienia, odrzucenia, samotności. Choroba zabiera im siły, doprowadza do wyczerpania fizycznego i psychicznego, ale w gruncie rzeczy wciąż pozostają tymi samymi ludźmi. Ludźmi, którzy - tak jak my - mają swoje potrzeby: pragną się śmiać, płakać, spalać się dla innych – żyć. Tymczasem swoją obojętnością, jednokierunkowością myślenia, często - równolegle z chorobą, choć nieświadomie - przyczyniamy się do ich powolnego umierania. Dlatego warto dać sobie i im szansę przeczytać i spróbować zrozumieć. A może ta lektura stanie się bodźcem do pójścia o krok dalej, pozwoli wyjść ze swojego bezpiecznego świata, wyjść ku tym, którzy znaleźli się w podobnej sytuacji, i im towarzyszyć? "Listy do Miriam" są także orędziem nadziei dla tych wszystkich, którym rak odebrał najbliższych i to oni przede wszystkim powinni ją przeczytać. Organizm Miriam przegrał bowiem walkę z chorobą, ale tak naprawdę zarówno ona, jak i jej matka, wyszły z tej bitwy zwycięsko. Zwyciężyły miłością. Czy jest coś, co zdoła je pokonać?

Kup książkę Listy do Miriam

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Listy do Miriam
Książka
Listy do Miriam
Lutgard Van Heuckelom
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy