Recenzja książki: Limeryki
Patrzeć na życie przez różowe okulary? Michał Rusinek to potrafi. Udowodnił, że posiada tę umiejętność, pisząc limeryki. Teksty, wydane w zbiorku o optymistycznie różowej okładce, z pewnością przyczynią się do poprawy humoru nawet zdeklarowanych ponuraków.
Wiecie, co wołały panny i mężatki na widok obnażającego się na molo mężczyzny? Albo jak ego panów poniewiera pewna panienka w Haarlemie? A może domyślacie się, w co łaskotał ostrygi pewien znany zoofil z Rovinja? Na te i wiele innych pytań znajdziecie odpowiedź w tym tomiku.
Książka zawiera kilkadziesiąt limeryków – krótkich, zabawnych utworów o specyficznych wymaganiach formalnych. Limeryk musi mieć pięć wersów, trzy dłuższe – pierwszy, drugi i piąty (rymujące się ze sobą) i dwa krótsze – trzeci i czwarty (także związane rymem). Pierwszy wers musi się ponadto kończyć nazwą miejscowości. Poza rygorami poetyki, limeryk ma jeszcze podporządkować się oczekiwaniom pod względem treści. Ma śmieszyć. Ma być lekko nieprzyzwoity (nie można jednak popadać w przesadę). Może być drastyczny, prezentować czarny humor.
Limeryki zaproponowane przez Michała Rusinka wywołują kaskady śmiechu. Pomysłowość autora i zmysł humorystyczny pozwalają mu na stworzenie naprawdę zabawnych utworów. Dowcipne puenty i zaskakujące komentarze, zawarte w limerykach, przynoszą czytelnikom moc radości.
Rusinek rzadziej gra nonsensem, przeważnie opisuje wydarzenia możliwe tak, by większa liczba odbiorców znalazła w tomiku coś do śmiechu (humor purnonsensowny, choć uważany za wyższą formę komizmu, ma jednak mniej zwolenników).
Chociaż pod względem budowy limeryki Rusinka w większości nie mogłyby posłużyć za wzorzec gatunku. Zbyt często rymy autora opierają się na podobieństwach gramatycznych, zbyt często nie panuje Rusinek nad regulowaniem długości trzeciego i czwartego wersu. Ale wszystko to blednie w zestawieniu ze świetną treścią.
Michał Rusinek napisał mnóstwo zabawnych, udanych i błyskotliwych limeryków. Uszeregował je alfabetycznie (kolejność wyznaczają nazwy miast). Dowcip można poćwiczyć na kilku niedokończonych przez autora, choć przecież skrzących się śmiechem, wierszyków. A może ktoś pod wpływem Rusinka zechce napisać własny zestaw limeryków?
Sprawdzam ceny dla ciebie ...