Nie da się nie zauważyć, że najbardziej popularne portale społecznościowe są przesycone słynnymi „selfie”. Robią je zarówno kobiety, jak i mężczyźni, jednak to ta pierwsza grupa króluje w tym jakże rozchwytywanym sposobie ukazania się światu. Wiecznie umieszcza wypieszczone filtrami fotografie, chwaląc się perfekcyjnym makijażem, doskonale ułożoną fryzurą, nienaganną figurą oraz dopasowanymi, modnymi ubraniami, pozując na równie magnetyzującym tle (szczególnie w toalecie mieszczącej się w centrum handlowym…). Niemal chodzące ideały, które – moim zdaniem – bez problemu zdołałyby się dopasować do pewnych zasad panujących w „Lepsza niż ja”! Tyle że nie życzyłabym im, aby żyły w tamtejszych warunkach, bo to, co ukazała nam Louise O’Neill, jest jedną z gorszych wizji przyszłości...
W TYM ŚWIECIE KOBIETY MAJĄ G...UZIK DO GADANIA!
Projekt Noe. Program, który miał na celu wesprzeć społeczeństwo, gdzie ludzkość została niemal wyeliminowana przez ogólnoświatową katastrofę i robiła co tylko mogła, aby utrzymać swój gatunek przy życiu. Tym samym na każdym kontynencie założono strefy, stawiając na ich czele Ojców, kontrolujących przebieg tworzenia młodych dziewcząt – jałówek – od nowa, kształtując je tak, by były idealnymi żonami (towarzyszkami) czy paniami lekkich obyczajów (konkubin) dla Dziedziców lub przyszłymi nauczycielkami (guwernantkami) kolejnych pokoleń. Każda z nich, bez wyjątku, musiała przechodzić liczne szkolenia oraz przesadnie dbać o siebie, aby nikt nie mógł je oskarżyć o zaniedbania. Nie powiem, z początku wszystko wyglądało niemal sielankowo: krok po kroku poznawałam obyczaje panujące w zamkniętym ośrodku, gdzie mogłam doglądać codzienne „rytuały” nastolatek pragnących wyglądać jak najlepiej, aby uplasować się jak na najwyższym miejscu w cotygodniowym rankingu. Zabiegi pielęgnacyjne, przemyślane dobory ubrań, trzymanie się diety – czy to nie jest nam znane już teraz? Kojarzę to doskonale, dzięki czemu zdołałam wczuć się w ten niemal przepełniony „słodyczą” klimat.
Tyle że z czasem ta cała „wypindrzona” otoczka zaczynała mi potwornie ciążyć.
Przerażała mnie ta dosadna dbałość w dążeniu do niezdrowej, jak dla mnie, perfekcji. Wystarczało tylko jedno krzywe spojrzenie czy znacząca ignorancja przez koleżanki, aby odczuć, że coś jest nie tak. Wtedy wyrastające niczym grzyby po deszczu kompleksy przygniatały jałówki, zapędzając w kozi róg. A co za tym szło – doprowadzały do wielu zaburzeń. Jednak uczone od maleńkości, że każde okazanie słabości nie jest mile widziane, ukrywały cierpienie pod maską gry aktorskiej, nie pozwalając na to, aby ktoś przejął ich pozycje w hierarchii. Było przykro patrzeć, jak poświęcają własne zdrowie, aby zostać uwzględnione do zadania, dla którego – jakby nie patrzeć – zostały stworzone. Jednakże odczuwałam dyskomfort, gdzie musiałam robić sobie drobne przerwy w lekturze, aby ochłonąć od tej znacznie mroczniejszej wersji „Wrednych dziewczyn”, by powracać do „Lepsza niż ja” z nową dawką sił. A to mi się naprawdę przydało, bo to, co uczyniła Louise O’Neill, wycyckało je ze mnie całkowicie, zostawiając z wieloma przekleństwami cisnącymi się na usta. Miałam w głowie wiele scenariuszy, ale to, co uczyniła autorka, przeszło moje najśmielsze oczekiwania! Siedziałam z tak rozdziawioną buzią, że gdybym się w porę nie opamiętała, zapewne szczęka by mi się zastała i mogłabym robić za żywy otwieracz do piwa. Właśnie tym spektakularnym akcentem sprawiła, iż spojrzałam na tę książkę pod zupełnie innym kątem.
BOCHENEK CHLEBA, KILO SERA – FREIDA, ONA TOBĄ PONIEWIERA!
Przyjaźń to jedna z najpiękniejszych więzi, jakie mogą nas łączyć z drugim człowiekiem. Odpowiednio pielęgnowana przez obie strony, daje nam wiele powodów do radości, pozwala przezwyciężyć ciężkie chwile, a także obdarowuje świadomością, że jednak jest na świecie ktoś, kto jest w stanie zaakceptować nas takimi, jakimi jesteśmy i będzie nam towarzyszyć latami.
freida (pisownia imienia celowa – w opisie znajdziecie wyjaśnienie) także mogła pochwalić się taką przyjaźnią. Choć zastanawiano się, czemu tak przeciętna, niezbyt przebojowa jałówka trzyma z isabel, nieprzerwanie zdobywającą pierwsze miejsce w rankingu, nic nie było w stanie ich poróżnić. Do czasu.
W ostatnim roku edukacji dziewczyny odsuwają się od siebie, gdzie dla freidy jest to poważny cios. Dotąd wiecznie trzymająca jedynie z isabel, musiała na nowo odnaleźć się w towarzystwie pozostałych dziewcząt, co było nie lada wyzwaniem. Przyznam, że wielokrotnie chwytałam się za głowę, kiedy główna bohaterka wydziwiała różne rzeczy, aby wkupić się w łaski nowej „królowej” jałówek. Co więcej, byłam na nią wściekła! Jak gdyby nic pozwalała na docinki w stronę byłej przyjaciółki, byle tylko jej nie odtrącono. Może cierpiała przez to wewnętrznie, skrywając się za maską obojętności, ale i tak wydaje mi się, że gdyby naprawdę jej na niej zależało, jak to powiadała, to by nie dopuszczała do takich paskudnych zagrywek. Wpatrzona w megan, nową „panienkę numer 1.”, po prostu… bała się jej reakcji! Rozumiem, że trzymanie z nią niosło ze sobą wiele korzyści, ale nie mogłam patrzeć, jak freida popadała ze skrajności w skrajność, dążąc do samozniszczenia. A jej pogubienie było na rękę tej, która bezczelnie wmawiała jej przyjaźń. I nie tylko. Nawet guwernantka-ruth, kształcąca je kobieta, widziała w niej idealnego kozła ofiarnego, gdzie bez skrępowania okazywała niechęć względem niej. W ogóle zastanawiałam się, czy w tym całym zgromadzeniu naprawdę znajduje się ktoś, kto jest całkowicie szczery z innymi, a przede wszystkim z samym sobą! Nie umiałam nikomu zaufać, węsząc podstęp za podstępem, choć nie każdy zasługiwał na takie ocenianie z góry. Zdarzały się dziewczęta, które z czasem zdobywały moje uznanie za swoje postępowanie. Do tego grona mogę bez problemu zaliczyć tę nieszczęsną isabel, gdzie – choć nie akceptowałam tego, co wyprawia – rozumiałam, że właśnie takie rozwiązanie będzie najlepszym z możliwych…
Dziedzice. Obleśni, napaleni, próżni… Doprawdy nie wiem, jak mogłabym ich opisać. Wyraźnie było widać, że ich status społeczny sprawiał, że czuli się panami stawiającymi warunki. Na tle tych jakże „urokliwych” młodzieńców wyróżniał się Darwin. Nie powiem, zdobył moją uwagę. Choć według ich rankingu uplasował się na najwyższym miejscu, dało się odczuć, że to powoduje u niego dyskomfort. Pragnął tego, aby nie oceniano go pod kątem tego, z jakiej rodziny pochodzi. Marzył, aby zapomniano o jego tytule i skupili na osobowości. Ale czy w świecie, gdzie walczy się o zauroczenie tego najbardziej zamożnego, było to w ogóle możliwe?
Po „Lepsza niż ja” doskonale widać, że podczas jej pisania Louise O’Neill skupiała się na tym, by była ona jak najlepiej przyswajalna przez nastoletnich czytelników. I trudno się temu nie dziwić, gdyż poruszony przez autorkę temat należy do tych najcięższych. Ukazała ona bowiem, do czego zdolni są ludzie, aby tylko wypaść jak najlepiej i nie zostać odepchniętym przez resztę. Chęć dążenia do perfekcyjności jest okraszona nie tylko bólem lub licznymi wyrzeczeniami, ale także zastawia pułapki, wpływające na fizyczność, jak i psychikę człowieka. Ale to nie wszystko. Louise O’Neill także pokazała motyw zniewolenia, gdzie życie kobiet jest zależne od silnych i wpływowych mężczyzn. Płeć piękna musi być posłuszna ich restrykcyjnym rządom, bo inaczej czeka je okrutna kara. Zastanawiałam się, dlaczego autorka nie pozwoliła się zbuntować dziewczętom. Pokazać, że dotychczasowe życie powinno przejść ogromną przemianę, ale zrozumiałam, że ten zabieg pozwolił jej wyróżnić „Lepszą niż ja” na tle pozostałych książek w podobnym klimacie, ofiarowując jej powiew świeżości. No i też pokazuje, jak potworny wpływ ma na nas niewolnictwo, gdzie nikt nie jest w stanie przeciwstawić się rządom, pokazując, że każdy ma takie same prawa.
Podsumowując. Jeżeli ktokolwiek w moim towarzystwie stwierdzi, że sięgnie po „Lepszą niż ja”, bo wydaje mu się lekką, idealną na jeden wieczór książką, to bez wahania uświadomię go, w jakim jest błędzie. Choć początkowo wszystko wydaje się takie barwne, przesycone pozytywnymi akcentami, to wraz z rozwojem akcji, wszystko podąża w mroczniejsze, przeszywające na wskroś akcenty. Uświadamia także, że bycie perfekcyjnym ma wysoką cenę i czasami trzeba się zastanowić, czy warto ją zapłacić.
Mocna, dająca do myślenia.
Wydawnictwo: Feeria
Data wydania: 2019-04-24
Kategoria: Dla młodzieży
Kategoria wiekowa: 15-18 lat
ISBN:
Liczba stron: 416
Tytuł oryginału: Only Ever Yours
Język oryginału: angielski
Tłumaczenie: Joanna Lipińska
Dodał/a opinię:
Aleksandra Bienio
Początek lata w małym irlandzkim miasteczku. Emma O'Donovan, piękna i nieustraszona osiemnastolatka, idzie z przyjaciółkami na imprezę. Są na niej...