„Nie poczułeś nigdy tego momentu, w którym całkowicie znika twoja ulubiona komórka nerwowa?” pisze w „Kubusiu i templariuszach” Piotr Stalewski. I przyznam, że w trakcie czytania faktycznie parę moich komórek nerwowych zanikło bezpowrotnie...
Głównym bohaterem książki Piotra Stalewskiego jest młody, dwudziestokilkuletni chłopak. Jest samotnym, zagubionym człowiekiem, który szuka... no właśnie czegoś szuka w życiu, choć sam do końca nie wie czego. Z pewnością tej jedynej miłości, tej jedynej kobiety, ale jednocześnie jakaś jego część się przed tym broni, ucieka od tego. Chciałby także w końcu uporządkować sobie życie, jednak boi się odpowiedzialności. Pogrąża się w chaosie i coraz bardziej odrealnionej rzeczywistości, a może to już nie jest rzeczywistość, tylko wirtualny świat, który sobie wytworzył uciekając przed zobowiązaniami i podejmowaniem decyzji? Świat, w którym możliwe jest wszystko: kody na nieśmiertelność, nadrealni towarzysze, krwawa zemsta na „samicach” bez ponoszenia konsekwencji.
Piotr Stalewski w bardzo ciekawy sposób konstruuje swoją książkę. Składa się ona z przeplatających się dwóch porządków, lub nawet można powiedzieć z dwóch przeplatających się powieści: jednej rzeczywistej, gdzie narratorem jest główny bohater („Czekaj, czekaj”) oraz drugiej, w której rzeczywistość niebezpiecznie wygina się i skręca podlegając prawom gry („Kubuś i templariusze”). W odrealnionym świecie głównymi postaciami są grześ i scypcio z nimi nasz bohater pod pseudonimem miejski watażka próbuje spełniać swoje ukryte pragnienia oraz szukać „tego czegoś”. Czy jednak, gdy już będzie miał dość tego dziwnego świata i dziwnych towarzyszy z taką samą łatwością z jaką pojawił się w tym świecie będzie mógł go opuścić? Czy będzie mógł zabrać ze sobą z niego to co najcenniejsze? Może ten świat nigdy nic nie daje, lecz tylko i wyłącznie zabiera? Nie sposób nie napisać o językowej stronie książki.
W części „Kubuś i templariusze” autor całkowicie przekształca język. Staje się on bełkotliwy, skotłowany i rozdygotany. Kompletnie brak w nim interpunkcji, dużych liter czy szyku. Łatwo nam zgubić sens i wątek, dlatego musimy podwójnie koncentrować się na czytanym tekście. Jednocześnie całość skonstruowana jest z pomysłem i nie małą wirtuozerią, co powoduje, że mimo trudności książkę czyta się rewelacyjnie, ten język wciąga i pochłania tak, że zaczynamy żałować, gdy kończą się fragmenty nim pisane. Stworzony przez Stalewskiego język doskonale oddaje świat, który nim opisuje: jego płynność, nieuporządkowanie, efemeryczność rzeczy i zdarzeń, oraz jego nieautentyczność i faktyczny kres (roztapia się z powodu wysokiej temperatury). Ten młody autor zaskoczył mnie swoją pomysłowością i fantazją. Napisał naprawdę niegłupią książkę, przy której można się nieźle ubawić oraz która jednocześnie może być powodem do głębszej refleksji nad samym sobą i swoim życiem. Oceniam ją bardzo wysoko i to od pierwszej linijki tekstu, aż do kończącej całą książkę kropki. Lucjan Kubica
5 lat doświadczenia w jednej książce! Wiele osób w rynku mobilnym i aplikacjach mobilnych dopatruje się ogromnego potencjału finansowego. I słusznie...