Powieść W. O. Mitchella „Kto widział wiatr” po raz pierwszy wydana została w roku 1947. Od tamtego czasu o losach Briana O’Connala czytają kolejne pokolenia, nie tylko małych chłopców, ale wszystkich pasjonatów literatury przygodowej. Autor książki nie bez powodu został nazwany kanadyjskim Markiem Twainem – w „Kto widział wiatr” udowadnia, że tytuł ten należy mu się bez dwóch zdań. Najbardziej sprawiedliwie byłoby jednak, gdyby nazwisko „William Ormond Mitchell” było równie popularne, co to, powszechnie znane, autora „Przygód Tomka Sawyera”.
Rozciągająca się na niewyobrażalne odległości preria – nieznana i pełna zakamarków – już samą swoją tajemniczością przyciąga spragnionych wrażeń czytelników. Nie ma przecież nic bardziej intrygującego niż to, co nieznane, a ogromne połacie ziemi, po których hula tylko wiatr i biega jeden mały chłopiec ekscytują, pobudzając wyobraźnię do granic możliwości (o ile w ogóle mówić można o granicach możliwości wyobraźni). W takiej to właśnie scenerii kanadyjskiej prowincji Saskatchewan toczy się akcja powieści „Kto widział wiatr”. Mimo że głównym bohaterem książki „ustanowiony” został Brian O’Connal, bystry kilkulatek, sprawiający niejednokrotnie wrażenie osoby o wiele starszej, pozostałe postacie występujące w „Kto widział wiatr” odgrywają tam tak naprawdę równorzędne role. Każda wnosi do powieści coś, co czujny czytelnik bez problemu zauważy. Mamy więc do czynienia, między innymi, z iście modelowym typem kochającej się rodziny, której przykład stanowią O’Connalowie. Jest szkoła z nauczycielką dobrą i nauczycielką złą. Są dewotki, pastor, a także niechciani Chińczycy. Są wreszcie i inni mieszkańcy miasta, mający własne historie.
W. O. Mitchell stworzył książkę realistyczną. Wszelkie argumenty zaprzeczające tej tezie łatwo można poddać kontrargumentacji. Po pierwsze, nastrój sielanki, o którym w dużej mierze decyduje krajobraz, szybko zostaje zmącony, a idealne relacje panujące w rodzinie O’Connalów okazują się nie jedynymi, jakie zdarzają się pomiędzy ludźmi. Radości nie występują w izolacji, jako wyłączne, ale na zmianę ze smutkami. Nieprzerwanie istnieją zaś tylko rozterki wynikające z ciągłej konieczności podejmowania coraz to nowych decyzji, często wymagające dojrzałości większej niż to możliwe. Po drugie, wydawać by się mogło, że jak na kilkuletnie dzieci, chłopcy (koledzy Briana), a w szczególności Brian, zostali przedstawieni zbyt dojrzale. Myli się jednak ten, kto tak twierdzi. Tu znów potrzebny jest kontakt z żywymi rówieśnikami małych bohaterów, by uświadomić sobie, że problemy wydające się obce małym dzieciom, stanowią dla nich często kluczowe zagadki, z których rozwiązaniem długo się zmagają. Jedyną różnicą pomiędzy nimi a dorosłymi jest wyłącznie używanie pojęć prostych zamiast tych abstrakcyjnych.
Powieść Mitchella jest książką napisaną bardzo delikatnie. Tak, „delikatnie” to określenie, które najbardziej pasuje do sposobu przedstawienia wydarzeń. Delikatność taka nie oznacza braku dosadności w wypowiadanych zdaniach. Chodzi raczej o tematykę książki. Z jednej strony jest to opowieść o zwykłych losach zwykłych ludzi, z drugiej jednak – dotyka sfery niewidzialnej, po której, w wyniku jej nie do końca zbadanej natury, stąpa się jak po niepewnym gruncie, a zatem, delikatnie. Jej reprezentantem jest wiatr, o którym mówi motto książki, będący zjawiskiem widywanym pośrednio – poprzez ruch drzew. To także symbol tego wszystkiego, co niematerialne, a istniejące, jak uczucia. Poprzez wiatr objawia się też przede wszystkim Bóg, którego poszukuje Brian. „Kto widział wiatr” to opowieść o upływaniu czasu i konsekwencjach z tego powodu wynikających. Jedną z nich jest dążność do znalezienia ostoi w duchowości, w tym wszystkim, co wymykając się z ram naszej czasoprzestrzeni, uzyskuje status wieczności.
To książka dla najmłodszych, bo wyraźnie zaznacza, co jest dobre, a co złe, sugestywnie przekonując do dobra. Młodzież na pewno zamyśli się nad losami bohaterów, a dorośli przypomną sobie, jakim wartościom powinno się hołdować. „Kto widział wiatr” wzrusza do łez, ale do łez też i smuci, i bawi.
Anna Szczepanek