„Kto to jest ten Jan Olik?” Tamary Bołdak – Janowskiej, wbrew podtytułowi – „humoreska naukowa”, jest raczej ostrą satyrą „na towarzystwa literackie”. Bohater tytułowy – Jan Olik to człowiek najzupełniej przeciętny, który „przylgnął do klubu poetów”. Nigdy wcześniej wierszy nie pisał, nie widzi w sobie szczególnego talentu, ale cóż to szkodzi? Przecież – jak mawiają członkowie grupy – „całą przestrzeń klubu zajmuje dojna krowa poezji. Ona jest żywioł”. Należy tylko nauczyć się ją doić. Zasady są proste – trzeba znaleźć odpowiedni pseudonim („Jan Jemieślnik czyta się tu <<Żan Rzemieślnik>>”) i „roztaczać wokół siebie poetycką woń”. Trzeba doić dojną krowę poezji, a potem swój twór przystrzyc. Zero natchnienia. „Warsztat poetycki poezją jest”. Warsztat, polegający na wpisywaniu się w gotowe formuły, dostosowywaniu się do sztampowych form, pisaniu banałów, powtarzaniu komunałów. Warsztat, który jest brakiem oryginalności, powtarzaniem wciąż tych samych słów na kompletnie bzdurne tematy (jeden z najbardziej szanowanych „poetów” jako temat poezji obrał sobie „makrelę z zanieczyszczonych mórz”). Najpopularniejsze jest pisanie „sznurkiem” (polegające na tym, by kolejne wersy były mniej więcej równej długości, celowość tego zabiegu nie ma znaczenia), lub wpisywanie się „w prostokąt” (cały wiersz układa się właśnie w tę figurę geometryczną. Jeśli zasady te opanujesz, jeśli postanowisz się nie wychylać – wówczas trafisz do klubowego pisma (nakład: 69 egzemplarzy – tyle, ilu jest członków klubu), a może nawet zostanie wydany Twój tomik poetycki (maszynopis kopiowany jest wówczas na ksero 10 razy). Jan Olik początkowo nie rozumie tych zasad, nie podobają mu się one. Ale tylko w ten sposób ma szansę na życie w „świecie literackim”, na nobilitację. Stopniowo więc poddaje się wskazówkom, a w końcu wygrywa klubowy konkurs poetycki, dzięki czemu zauważa go lokalny wydawca… Nie jest to opis napawający nadzieją czy optymizmem, raczej – zjadliwa krytyka i ostra kpina ze współczesnej „bohemy”, tkwiącej wciąż jeszcze jedną nogą w minionym systemie, lecz – o dziwo! – wspieranej przez lokalne samorządy. Konkursu literackiego nie wygrywają osoby, nie należące do klubu – nikogo to nie razi. I wszyscy mówią przedziwnym językiem, językiem ogólników, pełną wyrażeń potocznych, banalnych, które składają się na ten bełkot. Nikt nie wytknie najbardziej szanowanym członkom klubu miernoty ich „poezji”, bo wszyscy tu są miernotami, a z przynależności do grupy czerpią konkretne profity. Odwiedziny gości z innych klubów utwierdzają członków w przekonaniu, że tak jest wszędzie. Organizacje zrzeszające literatów w świecie powieści Tamary Bołdak – Janowskiej zdają się być „towarzystwami wzajemnej adoracji” literackich miernot. Ale – jak to się ma do rzeczywistości pozaliterackiej? O ile mi wiadomo – tylko w pewnym stopniu i to jest mój pierwszy zarzut wobec autorki „Opowiadań naiwnych”. Grupy i stowarzyszenia, o ile funkcjonują na zdrowych zasadach, są potrzebne, bo służą odkrywaniu i promocji prawdziwych talentów. Pomiędzy wierszami Janowska zdaje się sugerować, że normalne towarzystwa, o jakich piszę, nie istnieją – co jest oczywistą nieprawdą. Drugim mankamentem powieści jest styl – pisarka używa języka swoich bohaterów (który scharakteryzowany został we wcześniejszej części recenzji), by jeszcze bardziej uwypuklić ich beztalencie. To zabieg świadomy, ale – na dłuższą metę – dość męczący. Powieści „Kto to jest ten Jan Olik?” ze strony formalnej niewiele można zarzucić. Dotyka problemu poważnego, choć dotyczącego stosunkowo wąskiego grona osób piszących. Jako humoreska – śmieszy, jako satyra – ośmiesza konkretne typy ludzkie. Gdy jednak uświadomimy sobie, jaką prawdę o świecie autorka próbuje przekazać, beztroski śmiech zamiera nam na ustach. Poruszająca do głębi. Polecam miłośnikom ironicznego, gorzkiego humoru.
"Takie pytanie zadałam bliższym i dalszym znajomym, także osobom znanym z widzenia i osobom zupełnie obcym. Mieszkają w różnych miastach, na...
Ta książka odpowiada na naszą tęsknotę do światów alternatywnych i na odwieczne pytanie, czy świat byłby lepszy, gdyby był inny. Dowcipna, żywo napisana...