Z czym Polakom kojarzy się Krzemieniec? Odpowiedź na to pytanie znają właściwie tylko osoby, których bliscy tam mieszkają oraz interesujący się językiem polskim. Ci ostatni wiedzą, że w miejscowości tej urodził się nasz wieszcz Juliusz Słowacki, tam też pozostała do końca życia jego matka, do której poeta słał z emigracji pełne tęsknoty listy. Cytat z jednego z wierszy Słowackiego jest zresztą mottem albumu. To także miejsce z bogatą i skomplikowaną historią. Kiedyś koegzystowały tu liczne narody i kultury: polska, żydowska i rosyjska. Ślady tej wielokulturowości zachowały się do dziś. Do dziś także żyją tu liczni Polacy, choć samo miasto po wojnie znalazło się poza granicami naszego kraju - zostało wcielone do Ukrainy. Całość podzielona jest na kilka części - zbiorów zdjęć o podobnej tematyce. Są to po kolei: "Krzemieniec", "Góra Zamkowa czyli Góra Bony", "Krzemienieckie impresje", "Ateny Wołyńskie", "Miasto Słowackiego", "Irena Sandecka" (osoba, której dedykowany jest album, "niewzruszona ostoja polskości miasta", jak nazywa ją autor), "Krzemienieckie świątynie", "Krzemienieckie portrety" oraz "Krzemienieckie nekropolie". Każdy tematyczny zestaw zdjęć zapoczątkowany jest wyjaśniającym tekstem autora. Zarówno słowa odautorskie, jak i podpisy pod zdjęciami są dwujęzyczne. Nie polsko - ukraińskie, jak by się tego można było spodziewać po poznaniu historii miasta, ale polsko - angielskie. Widać wyraźnie, że autor jest zafascynowany Krzemieńcem, jego historią i teraźniejszością. Sam zresztą otwarcie pisze o tym we wstępie. Jakże naładowane emocjami są jego słowa:
"Od tego czasu minęło wiele lat i dopiero po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości udało mi się do Krzemieńca wreszcie dotrzeć. Zbliżałem się do niego z tym charakterystycznym uczuciem, jakie zawsze towarzyszy konfrontacji legendy z rzeczywistością, gdy wyobrażenia, oparte na zasłyszanych opowieściach, oglądanych dawnych sztychach, obrazach i fotografiach, stają oko w oko ze światem realnym. (...)"
Spotkanie z Krzemieńcem dokonało się. Klimat jego, pojmowany jako charakter miejsca, nie jest jednorodny, bo składają się na niego klimaty "cząstkowe", które można, a nawet należy kontemplować najpierw każdy z osobna. Dopiero później, po rozbudzeniu wrażliwości na szczegóły, przyjdzie czas na odczucia bardziej syntetyczne i przekonanie się, że genius loci naprawdę tu istnieje".
Jeśli chodzi o zdjęcia - nie jestem fachowcem z dziedziny fotografii, więc nie mogę ich obiektywnie oceniać, natomiast jako laikowi podobały mi się, i to bardzo. Są piękne, nastrojowe. Widać ogromną wrażliwość autora na gry światłocieni. Na przykład Góra Bony jest ukazywana raz o zmierzchu, innym razem w wiosennym słońcu. Myślę, że po obejrzeniu tych zdjęć wiele osób tak jak autor zafascynuje się Krzemieńcem i zapragnie zwiedzić to miasto. Zanim pragnienie to stanie się rzeczywistością, zapraszam do rozkoszowania się pięknymi widokami na kartach albumu Jana Skłodowskiego.
Kalina Beluch