Rano – kubek, herbata, placek. I patrzenie przez druty. Za drutami – droga. Za drutami – nadzieja. Po tej stronie drutów czekanie. I deszcz. Mży, kropi, siąpi. Dzień, noc, dzień, noc. Który to już dzień, która to już noc? Postrzępione namioty, mokre materace, szare koce. Błotko, błoto, błocko.
Czy słowami można malować obrazy?
Czasami – trzeba.
Gdy do powiedzenia jest zbyt wiele.
Gdy to, co trzeba przekazać, ma tak dużo warstw i znaczeń.
Kiedy próbuje się trudne tematy przedstawić z dziecięcej perspektywy.
Kot Karima i obrazki to kolejna publikacja, znakomicie wpisująca się w cykl Wojny dorosłych – historie dzieci. Ale równocześnie książka Liliany Bardijewskiej wyróżnia się na tle całej serii: stylem, grafiką, postacią głównego bohatera. Tym razem na plan pierwszy wydaje się wysuwać nie dziecko, lecz kot. Ponieważ jednak w czasie długiej drogi z Syrii do Polski Biss i Karim byli nierozłączni, ich doświadczenia są podobne. Dzięki temu Biss rozumie każdy z siedmiu obrazków namalowanych przez chłopca i potrafi kolejne malunki nie tylko uchronić przed zniszczeniem, ale także zinterpretować. On wie, dlaczego na obrazku był dom i nie było domu. Było niebo i nie było nieba. Był Biss i nie było Bissa...
W kocich opowieściach właściwie nie ma pytań o przyczyny. Nie ma buntu i złości. Ale im bardziej drobiazgowe, konkretne, niemal „suche” są te relacje, tym większe wywołują wrażenie. Za pomocą prostych, krótkich i rytmicznych zdań przenoszą czytelnika wprost z wygodnego fotela na kolebiącą się łódkę, pełną pomarańczowych kamizelek (bo nie wszyscy umieją pływać, a pomarańczowe kamizelki wszystkie umieją). Albo do obozu, oddzielonego od nadziei drutami. Albo do zatłoczonej ciężarówki, gdzie powietrze jest gęste, spocone, gorące.
A przecież obrazki Karima i historie Bissa nie epatują rozgoryczeniem. Skrywają raczej smutek i bolesne wspomnienia. A – nade wszystko – nadzieję na przyszłość.
Może dlatego odmieniają początkowo niechętne i zamknięte serca?
Waga poruszanego tematu, znakomita kompozycja, wyjątkowy styl, zabawni bohaterowie o onomatopeicznych imionach (mucha Klucha, mysz Akysz, chomik Migmig, kotka Psotka, osa Hossa) czynią Kota Karima książką niezwykłą. Z wrażliwością i delikatnością autorka snuje prostą opowieść zrozumiałą nawet dla bardzo młodego czytelnika, zaś głębszą warstwą poruszającą nawet dorosłego.
Bo kto z nas po utracie domu, bezpieczeństwa, po katorżniczej ucieczce, chciałby usłyszeć: tutaj trzeba być tutejszym! Fruwaj stąd! Albo zmiataj stąd, przybłędo! Albo sio stąd! Jesteś tu obcy!
Kto z nas wysłucha, nim wyda wyrok?