Czasami bywa tak, że robimy pierwszy krok, otwieramy książkę, zaczynamy oglądać film i od razu czujemy się rzuceni jak rybackie sieci na szerokie i głębokie wody. Mamy wrażenie, że znajdujemy się w środku akcji, w głębi tematu, na środkowym etapie biegu. I trudno wtedy nie mieć tego przykrego uczucia dezorientacji, zagubienia, oszołomienia. Tak też się dzieje przy czytaniu tej powieści, przynajmniej w pierwszych momentach, przy początkowych stronach lektury.
Autor wysyła nas w nieznany nam teren bez natychmiastowego tłumaczenia kto, co, po co i na co. Ale już za chwilę wszystko powoli staje się jasne, choć przecież opisywanego świata nie poznajemy na pierwszych stu stronach, a mamy okazję penetrować go na wszystkich kartach książki. Pisarz Philip Reeve śmiało kreuje alternatywny świat XIX wieku. A może jest to tylko jedna z niezrealizowanych w tej rzeczywistości wersji tamtego okresu?! Jedna z tych, które co prawda miały niewielką szansę, ale nie doszło do ich spełnienia?! Świat przedstawiony jest z prawdziwym rozmachem. Kosmos tętni życiem w całym swym bogactwie i jest o wiele ciekawszy niż to co nam dziś serwują penetrujące najbliższe rejony Wszechświata sondy badawcze. Po planetach Układu Słonecznego kręci się bowiem mnóstwo ciekawych, oryginalnych i zwyczajnie dziwacznych stworzeń. A to podobnych do kaktusów, a to do jaszczurek lub wielkich gąsienic czy pająków. Pająki zresztą, szczególnie te białe, odgrywają w tej powieści bardzo ważną, rzekłbym kluczową rolę. Jedne stworzenia są inteligentne, inne mniej, jak na prawa statystyki przystało. Jedne miłe i puchate, inne groźne i złośliwe, przyjazne lub wrogie. W tym świecie ludzie, reprezentowani tu głównie przez poddanych Królowej Imperium Brytyjskiego, zajmują oczywiście należne im zaszczytne miejsce osobników dość dobrze rozwiniętych i na ogół dość rozgarniętych. Podróżują po kosmicznych otchłaniach wypełnionych bezdusznym eterem korzystając z osiągnięć ówczesnej nauki, alternatywnej do naszej oczywiście.
Przemieszczają się "po złotych szlakach sir Izaaka" korzystając ze statków eterowych napędzanych dzięki wiedzy i umiejętnościom alchemicznym. Ze współczesną nauką nie ma to oczywiście nic wspólnego, co wbrew pozorom jednak zasadniczo nie przeszkadza w lekturze (chyba, że ktoś jest naprawdę ważny, rozważny i poważny). Autor stworzył barwny, świetnie opisany świat. Tętniący różnorakim życiem i ożywiany jakże ożywczym duchem przygody. W tym to właśnie świecie przychodzi żyć rodzeństwu Mumby: Arturowi i jego siostrze Myrtle. Art jest głosem rozsądku. Myrtle jest panienką z dobrego domu z zapałem pilnującą porządku, dobrych manier, nienagannego zachowania czyli rozkapryszoną, niezadowoloną pannicą, która chciałaby być kimś innym niż jest. Nad wszystkim ciąży atmosfera wiktoriańskich czasów z ich jakże dzisiaj dziwaczną etykietą, stylem, klimatem. Mumby mieszkają nie jak na ludzi przystało na starej matce Ziemi, a w przestrzeni kosmiczno-eterycznej, w bardzo wiktoriańskim domu o nazwie Larklight. Jest to stara, rozbudowana rezydencja nieżyjącej już matki, należąca od wieków do rodziny. Pełna zakamarków, przybudówek, szlachetnego kurzu i równie szlachetnych ksiąg. Ojciec dzieci Edward Mumby jest badaczem i pisarzem. I tak sobie żyją, w zawilgoconym i nieświeżym otoczeniu, wśród niestabilnego przyciągania, kosmicznego szronu i niepokojącego oczekiwania na kolejne dostawy rzeczy niezbędnych do życia. Żyją do czasu aż ich dom zostaje opleciony pajęczymi, grubo szytymi nićmi, ojciec porwany, a dzieci uciekając w panice przed okrutnym losem trafiają na niekończące się kosmiczne szlaki. A co tam widzą i co przeżywają... książka ta wszystko wam opowie.
Jak już wspomniałem zaletą powieści jest świetnie wykreowany świat, barwne postacie, sympatyczny język. Zaletą jest żwawa akcja i potężna dawka niezłego angielskiego humoru, dość zresztą czarnego, oczywiście w wersji dla młodych czytelników. Ozdobą są świetne, skrzące się dowcipem dialogi i obserwacje. "To nie było w porządku, jeśli twojego ojca zjadał pająk, a siostrę pożerała ćma, i to wszystko tego samego dnia..." Spotykamy tu i kosmicznych piratów, którzy nie są tacy źli na jakich pozują, i stworzenia ożywione, którym nie zawsze dobrze patrzy z czułek, i postacie mechaniczne służące nie tylko ludziom, a zwane na ogół robotami. Przeżywamy mnóstwo niesamowitych przygód w których jest miejsce i na walkę i na pierwsze dotykające głębi serc uczucia. I na pierwszy łyk jamajskiego rumu, doskonałego neutralizatora trującego jadu księżycowej ćmy. Kończę, starając się nie powiedzieć zbyt wiele i nucąc pod nosem rubaszną szantę doświadczonych wilków kosmicznych jakże barwnie zatytułowaną "Żegnajcie nam dziś, dziewczyny z Ph'Arhpuu'xxtpllsprngg."
Gobliny mają gościa.Książę Rhind ma misję i zamierza zasłużyć na upragnione miejsce w Bastionie Bohaterów. Skarper i inne gobliny wiedzą, że plan...
CZY TO PTAK? CZY TO SAMOLOT? NIE, TO PEGAZIK KAZIK! Pewnego dnia Kazik wypadł z gniazda i trafił wprost na balkon Maksa. Tak zaczęła się przyjaźń nie...