"Korzenie totalitaryzmu" opublikowane niedawno nakładem Wydawnictw Akademickich i Profesjonalnych to już trzecia edycja książki Hannah Arendt w naszym kraju. Poprzednie dwie, funkcjonujące w drugim obiegu, są dziś praktycznie niedostępne, o czym przekonali się sami wydawcy, przyznając dziś, iż nadaremno szukali wcześniejszych egzemplarzy nawet na popularnych serwisach aukcyjnych. Potrzeba reedycji była więc wyraźna.
Pierwsza napisana przez Hannah Arendt po angielsku książka to studium totalitaryzmu podejmujące tematykę zarazem ważną, co trudną, biorąc pod uwagę czas powstania publikacji. Arendt ukończyła pierwszą redakcję swego dzieła w 1949 roku, czyli pomiędzy zakończeniem II wojny światowej a śmiercią Stalina. Jak na ten okres, to zawartość "Korzeni totalitaryzmu" jest bardzo śmiała. Jednocześnie brak wielu źródeł, do których nie było jeszcze dostępu u progu lat 50., wprowadza pewną fragmentaryczność do dzieła, które chcielibyśmy postrzegać jako pełne i skończone. Nie ma tu mowy o totalitaryzmie Chin czy imperialistycznych zapędach USA.
Książka podzielona jest na trzy osobne, bardzo obszerne części: antysemityzm, imperializm, totalitaryzm. Każda szczegółowo analizuje rozmaite procesy wchodzące w skład danego zjawiska. Nie można przy tym postrzegać ich jako integralnej całości, niejako trzech osobnych studiów. Dzieje się tak, ponieważ podejmowane kwestie zachodzą na siebie, przelatają się. Część poświęcona antysemityzmowi nie omawia wyczerpująco tego zjawiska na gruncie III Rzeszy, gdyż zagadnienie to powraca w części trzeciej jako ważny składnik totalitaryzmu.
Autorka stara się przede wszystkim odpowiedzieć na dwa pytania bazowe dla swego pokolenia, a mianowicie: "Co się wydarzyło?" oraz "Jak mogło do tego dojść?". Deklaruje przy tym, że w obrębie jej zainteresowania pozostaje konkret, że pisze o wydarzeniach, o rzeczywistości. I do pewnego stopnia spełnia tę deklarację, ale jednak nie sposób nie zauważyć całego mnóstwa filozoficznych abstrakcji (Arendt studiowała filozofię między innymi u Heideggera, Husserla i Jaspersa). Paradoksalnie w tym tkwić może urok "Korzeni totalitaryzmu" w oczach dzisiejszego czytelnika, który niekoniecznie szuka dokumentu a bardziej krytycznej analizy.
To, co robi Hannah Arendt jest - jak słusznie zauważa jej tłumacz, Daniel Grinberg - reinterpretacją politycznych i kulturowych problemów współczesności w kategoriach filozoficznych. Największym minusem książki jest sam styl pisarki. Balansuje ona między naukowymi aspiracjami i wynikającym z nich naukowym stylem a pewnymi dywagacjami o raczej eseistycznym charakterze, Do tego zdania są niezwykle długie, wielokrotnie złożone, wymagają dużego skupienia, którego utrzymanie na ponad siedmiuset stronach jest trudne i nużące.
"Korzenie totalitaryzmu" to książka, z którą czas nie obszedł się zbyt łaskawie. Świetna w chwili napisania, dziś - po przeszło półwieczu - straciła sporo: na aktualności i na atrakcyjności. Z drugiej strony jest to swego rodzaju klasyk światowej literatury historycznej, którego późne wejście na polski rynek (wcześniej książka ta funkcjonowała w drugim obiegu) nie powinno dyskredytować.
Książka przedstawia różne typy aktywności ludzkiej i odpowiadające im idiomy wypowiedzi. W sferze tej, rozbitej na trud, pracę i politykę, ta otatnia odgrywa...
Jakie są źródła naszego rozumienia polityki? I jaki jest jej sens? Odpowiedzi na te pytania poszukuje jedna z najwybitniejszych myślicielek XX wieku. Według...