Druga wojna światowa coraz częściej staje się inspiracją do napisania powieści fabularnych – traci wówczas wymiar historyczny, wykorzystuje się ją jako tło dla prezentowanych wydarzeń. Dlatego też na „Kontrakt panny Brandt” spojrzeć należy z dystansem: tu liczy się fikcja, nawet ni do końca idealnie umotywowana, prawda historyczna schodzi na dalszy plan. Mija Kabat proponuje opowieść, w której najważniejsza jest niełatwa miłość. Splatają się tu zatem wymogi obyczajówki z popkultury i realia historyczne – motyw martyrologii, śmierci i cierpienia.
Młoda kobieta, Anna, łączniczka, trafia na łapankę. Spodziewa się najgorszego, ale jeden z niemieckich oficerów proponuje jej złotą klatkę: Anna ma zostać jego damą do towarzystwa, w zamian za uwolnienie siostry i jej synka. Bohaterka zgadza się, ale nieoczekiwanie dla niej samej sprawy przyjmują dość dziwny obrót. W tle pojawia się wątek obozów koncentracyjnych, ukrywania Żydów, zakazanej pomocy, udzielanej Polakom… tyle że cała ta wojna jest przez autorkę wyraźnie estetyzowana i odsuwana na dalszy plan. Nie ma tu obrazków turpistycznych ani naturalistycznych ujęć, nie ma szpetoty ani bólu – strach zostaje zredukowany.
Mija Kabat koncentruje się na prezentowaniu przeżyć wewnętrznych Anny Lubienieckiej – ale wyraźnie łagodzi doznania. Kolejne decyzje postaci praktycznie wolne są od ryzyka, wszystko się jakoś układa. Wojna to zaledwie dodatek do codzienności, przypominającej prawie sielankę. Uciekając od jednego stereotypu, oddala Kabat znany z literatury obraz okupacji, wręcz mu zaprzecza – dlatego nie można „Kontraktu panny Brandt” czytać jako komentarza do realiów historycznych. Nie potrafię tylko zrozumieć, dlaczego tak wielu w tej książce Stefanów. Pięciu czy sześciu dalszoplanowych bohaterów o tym imieniu (w dodatku kilku o podobnych profesjach lub blisko brzmiących nazwiskach) to trochę ponad wytrzymałość przeciętnego czytelnika. Mija Kabat naprawdę ładnie radzi sobie z budowaniem napięcia. Kieruje swoją książkę raczej do czytelniczek – ale proponuje im nie zwykłą obyczajówkę, a książkę wzbogaconą o analizy psychologiczne, tło ujęte w sposób nieschematyczny. Próbuje zaintrygować, pokazując dylematy bohaterki, z jednej strony silnie powiązanej z konspiracją, z drugiej – walczącej z niechcianym uczuciem do okupanta (który prezentowany jest tu nieszablonowo, przez zespolenie skrajnych stereotypów). Nie gubi się w swoich pomysłach, prowadzi akcję, subtelnie zarysowując kolejne motywy. Staranność w narracji (ale i w indywidualizowaniu języka postaci) owocuje książką, którą czyta się błyskawicznie i z przyjemnością.
To lektura wciągająca, a i oryginalna, chociaż powieść w pewnych momentach wydaje się zbyt przewidywalna, a Mija Kabat serwuje odwrócony schemat w baśniowej wersji – chce się śledzić zaproponowaną tu fabułę. W odróżnieniu od „zwyczajnych” książek, których kanwę stanowi wojna, „Kontrakt panny Brandt” tę wojnę oddala. Liczy się motyw typowy dla powieści obyczajowych, zrealizowany jedynie w egzotycznych (wobec konwencji) scenerii, a nie przyczyny narodzin uczucia. Zgrabnie włącza się tu elementy kryminału, tajemniczości i zagrożenia – ale naprawdę to wszystko jest jedynie dodatkiem do historii o trudnej miłości.
Sięgnąć po „Kontrakt” powinny zatem odbiorczynie, dla których ważniejsza od dynamicznej akcji będzie warstwa romansu. Chociaż i punktów kulminacyjnych w fabule nie zabraknie. Mija Kabat nie skupia się – wbrew panującym w tego typu literaturze tendencjom – na relacjonowaniu zbliżeń między bohaterką i jej nietypowym partnerem – za to koncentruje się na przeżyciach kobiety.
Agnieszka, dziennikarka dużej gazety, ujawnia gigantyczną aferę na najwyższych szczeblach władzy. Czy Keller, jeden z najbogatszych Polaków, faktycznie...