Przenieśmy się do roku 2123, kiedy to dzięki kotu o imieniu Kocioł (a mogli go nazwać Postrachem Nornic, Bezwzględnym Tropicielem czy Drapichrustem!) uratowane zostały losy świata. No, dobrze, świata może nie, ale kosmicznej stacji badawczej na pewno.
Obudził się gdzieś, gdzie było biało, czysto, zimno i obco. Oby to tylko nie był nowy gabinet tego drania weterynarza! Na metalowych ścianach nie było małych kocich drzwi. I najgorsze, że nie było też ani śladu jedzenia. Kot Kocioł całkowicie stracił apetyt, gdy na zupełnie czarnym niebie zobaczył ogromny Księżyc i małą, niebiesko-zieloną planetę. Jak w tej atramentowej pustce odnajdzie chociaż jedną mysz? Nie spodobało mu się to. Nie spodobały się mu też propozycje członków załogi, dotyczące jego dalszych losów. Przecież chyba się go nie pozbędą w nikczemny sposób? Kocioł już wiedział, że pobyt na krążącej wokół Księżyca kosmicznej stacji badawczej będzie dla niego nie lada wyzwaniem – wszak w kosmosie nigdy nic nie wiadomo. I nie pomylił się.
Zabawna treść publikacji Wydawnictwa Bis to relacja kociego pasażera na gapę z niezwykłej podróży w kosmiczne przestworza. Wywołujące uśmiech kocie spostrzeżenia pokazują nie tylko trudy życia na badawczej stacji (w 2023 roku dopiero opracowywano plany jej budowy), ale i poświęcenie pierwszego astroMIAUty (wielkie musiały być jego zasługi, skoro otrzymał za nie zaszczytny tytuł, złotą miskę, utrzymaną w kosmicznej tonacji poduszkę oraz obrożę wysadzaną księżycowymi kamieniami). Podczas lektury czytelnik szybko się przekona, że odczuwana przez kota tęsknota za odległą Ziemią (mała, błękitna kula w czarnych przestworzach) i jego marzenia o jedzeniu innym niż to z kosmicznych puszek, były niczym w porównaniu ze stającymi przed nim wyzwaniami: awaria panelu nadajnika, meteoroid przelatujący z ogromną prędkością przez to miejsce, gdzie chwilę wcześniej stał inżynier, awantura spowodowana przypadkowym (któż nie chciałby się swobodnie przeciągnąć przez sen!) wciśnięciem przycisku z napisem ALARM (ufff, udało się, sierść mu wtedy nie spadła z głowy), wreszcie – poważne uszkodzenie stacji przez gigantyczną falę elektromagnetyczną – nie wiadomo, jak potoczyłyby się losy, gdyby nie Kocioł.
Lektura bawi od pierwszej strony. Perypetie kota o niewinnym spojrzeniu wzbudzają sympatię czytelnika. Część tekstu Marty Rydz-Domańskiej wraz z wykonanymi przez nią pięknymi ilustracjami umieszczona została na czarnych stronach, co doskonale obrazuje atramentową pustkę kosmicznych przestworzy oraz te momenty akcji, w których włos jeży się na głowie. W treść sprawnie wpleciono wiadomości z zakresu astronomii, fizyki i przyrody, a kosmiczne pojęcia – objaśniono. Przydatna okaże się również twarda okładka i kartki sztywniejsze od przeciętnych. Tak więc Kocioł. Pierwszy astroMIAUta zaprasza do lektury.