Zawiedzione nadzieje
Jeśli myślisz, że życie agenta nieruchomości (nawet w czasach kryzysu i zastoju na rynku) jest nudne, to nic bardziej błędnego. Sprzedaż mieszkań absolutnie nie oznacza siedzenia za biurkiem czy przedzierania się przez tony ksiąg wieczystych czy aktów notarialnych. A już na pewno nudno nie może być na delegacji, nawet jeśli miejscem pobytu jest Pierdziszewo – o, przepraszam – Miasteczko Wielkie.
W taką półroczną delegację wyjeżdża Zuzanna Roszkowska, przez rodzinę i przyjaciół zwana Zu, bohaterka sensacyjno-komediowej książki Iwony Czarkowskiej. „Kobieta do zadań specjalnych” to już kolejna (po „Słomianej wdowie”) pozycja adresowana dla dorosłych i, choć niezbyt trafiona, to zdarzyło mi się kilka razy zapłakać ze śmiechu.
Powagi nie da się bowiem zachować, czytając zapiski z tej wyprawy, a perypetie pracownicy agencji „Cztery Kąty” przerastają wszelke wyobrażenia. Zu ma chyba rzadki dar przyciągania pecha, a przygody, jakie jej się przytrafiają, mogłoby przeżywać tuzin innych osób. Nasza bohaterka po przybyciu do owego Miasteczka zostaje wzięta za pracownicę agencji – bynajmniej nie agencji nieruchomości; zostaje oskarżona o morderstwo, a noc spędza w luksusowej celi z małżeńskim łożem (owa cela stanowi obiekt westchnień nowożeńców – jest bowiem wynajmowana na poślubne noce). Na dodatek gubi dane osoby, z którą miała się skontaktować po przyjeździe i w rezultacie nie dość, że nie może zająć się pracą, to jeszcze nie ma gdzie spać. Zatrzymuje się u niejakiej Niny Michalakowej i nie dość, że z rozpędu trafia na kurs gotowania organizowany przez Koło Gospodyń Wiejskich (a jest kompletnym beztalenciem w tej materii), to jeszcze ma możliwość śledzenia bieżących wydarzeń.
A dzieje się, oj, dzieje, mało jest bowiem takich miejsc jak Miasteczko Wielkie, gdzie zwłoki ożywają w prosektorium i kradną szmaty z portierni, a następnie latają dookoła z zakrwawioną twarzą. Komendant Kukuł wraz z aspirantem Rusinkiem wytrwale tropią i sprawców (pseudo)mordu, i ofiarę, ale nawet ich przerastają afery mające miejsce w miasteczku…
W ten ciąg pomyłek, gagów i pechowych sytuacji wkrada się wątek kryminalny, okazuje się bowiem, że szef Zu – Mikulski to oszust i intrygant, który wynalazł znakomity sposób na przetrwanie kryzysu. Szkoda tylko, że w tej plątaninie nowych wątków i katalogu pomyłek czy absurdów codzienności gdzieś zagubiła się prawdziwa książka. Chaos wprowadzony przez autorkę, zamiast intrygować, szybko męczy i dopiero zbliżając się ku końcowi lektury „Kobiety do zadań specjalnych” odzyskujemy względną równowagę i oswajamy się z akcją. A szkoda, bo książka ma sprawiać przyjemność, a nie tylko dawać na nią nadzieję…