Każdy stara się znaleźć dla siebie jakiś sposób na życie. Czasami mocno kontrowersyjny, oparty na krzywdzeniu innych. Tak jest w przypadku członków gangów, mafii czy innych grup przestępczych. Tak jest w przypadku złodziei należących do „cechu“ czy wolnych strzelców funkcjonujących poza nim. Zawsze istnieli i nie wydaje się, by kiedykolwiek mieli zniknąć.
Ciągle jeszcze stosunkowo młody kieszonkowiec z dużym doświadczeniem przemierza ulice Tokio. Doskonale wtapiając się w tłum, nie zwracając na siebie uwagi, wyszukuje ofiary. Doskonale wyczuwa, kto jest naprawdę bogaty i wart ryzyka. Bogacze łatwi do rozpoznania zawsze starają się pokazać wszystkim wokół, kim są. Nie jest japońskim Janosikiem czy Robin Hoodem, choć chwilami tak o sobie myśli. Kradnie przede wszystkim dla siebie. To jego sposób na życie. Jego sposób na emocje. Krąży jak sęp po stacjach metra i po ulicach. Czasami nawet nie wie, kiedy zdążył kogoś okraść. Ot, nieświadomy odruch, nie pozostawiający śladu w pamięci.
Kolejne kradzieże przeplatane opisami złodziejskich sztuczek oraz wspomnieniami. Wspomnienia znajomych i przyjaciół, o ile w tym fachu można ich mieć. Migawki ze spotkań z prawdziwymi przestępcami, którzy korzystają z usług drobnych złodziejaszków. Jeden z takich mocodawców, którym się nie odmawia, „prosi“ o przysługę. Pomoc w okradzeniu pewnego człowieka, w zdobyciu dokumentów zamkniętych w jego sejfie. Dzień po rabunku okazuje się, że człowiek ten został zamordowany, a bohater wraz z pomocnikami należy do najbardziej podejrzanych. Zleceniodawca, gangster Kizaki, nie pozostawia niczego losowi. Aranżuje wydarzenia i traktuje innych jak pionki na planszy. Bawi się, traktując innych jak marionetki.
Powieść Kieszonkowiec Fuminoriego Nakamury nie jest zwykłym psychologicznym kryminałem. To osadzona – w chwilami sprawiającym wrażenie nierzeczywistego – świecie opowieść o człowieku, o wyborach, o ponoszeniu konsekwencji podejmowanych decyzji. O manipulacji i złu, które wciąga człowieka w swoje tryby i bezlitośnie przemiela. Japońskie miasto w krótkiej, skondensowanej powieści Nakamury to nie miejsce dla spragnionych piękna turystów. Mroczne i nieprzyjazne, zaśmiecone. To nie wystylizowane, kuszące neonami ulice. Raczej ciemne zaułki, dzielnice, o których większość woli nie wiedzieć. I świat przestępców, który istnieje jak jakaś równoległa rzeczywistość.
Powieść Nakamury nie jest jednak realistyczna. To chwilami nieomal oniryczna, miejscami – mocno symboliczna wędrówka śladami kręgów prywatnego piekła. Co pewien czas bohater widzi iglicę tajemniczej wieży. Niepokojącej, nierealnej, stanowiącej dla niego swoiste osobiste memento mori.
Kieszonkowiec musi być i tak naprawdę jest samotnikiem. Trudno mu wyjść z tego zaklętego kręgu. Podejmuje taką próbę złagodzenia własnego osamotnienia, pomagając skrzywdzonemu przez bliskich chłopcu, ale wydaje się ona zarazem próbą wciągnięcia dziecka do własnego świata. Samotność jawi się bowiem jako wielka trwoga i nikt nie potrafi w niej egzystować przez całe życie. Złodziej niby chce pomóc małemu, ale zarazem uczy go fachu, który skaże go na samotność i życie w wiecznej niepewności. Bliska relacja z kimkolwiek jest dla zawodowego przestępcy słabością, której powinien unikać. I o tym szybko przekonuje się również bohater powieści Nakamury.
Kieszonkowiec to po części kryminał, po części moralitet. To wejście w wewnętrzny świat drobnego przestępcy, ukazanie jego zmagań z codziennością. Opowieść o pragnieniu wolności, bliskości i czynnikach skutecznie je ograniczających. Opowieść skondensowana, intrygująca klimatem, przybliżająca nam mniej znaną stronę japońskiej rzeczywistości. Trzymająca w napięciu do samego końca. Warta lektury i poświęconego jej czasu.
Mrocznie melanchilojna opowieść Fuminori Nakamury - zwycięzcy nagrody im. Akutagawy - pogrąża nas w otchłani pełnej krętych ścieżek, niespokojnej psychiki...