Odłam dwudziestowiecznej satyry walczącej, zaangażowanej politycznie, ma przeważnie krótki termin ważności. Ten rodzaj satyry wygasa, gdy tylko przebrzmią echa inspiracji. Satyra zaangażowana szybko traci czytelność, z czasem jej ostrze słabnie, a sam tekst zaczyna wymagać objaśniającego komentarza.
„Kabaret Nadredaktora” to książka jednego z mistrzów współczesnej satyry, Marcina Wolskiego. To pierwsza część zbioru tekstów, przeplatanych ni to wspomnieniami humorystycznymi, ni to relacją z narodzin kabaretu. Marcin Wolski pisze o sobie „monsieur Jourdain a rebours”. Jego niedokładne i nadspodziewanie celne, charakterystyczne rymy, stanowią majstersztyk literacki. Na skojarzenie z Molierowskim bohaterem pozwala również łatwość, z jaką Wolski piętrzy kolejne współbrzmienia. Dar niebanalnego rymowania, zdolność obserwacji i zmysł satyryczny – te cechy złożyły się na talent kabaretowy Marcina Wolskiego. Wiersze jego podszyte są intelektualizmem i autoironią. Nie tracą jednak nic ze swojej lekkości i dowcipu. Jednocześnie stanowią ostrą satyrę na rzeczywistość. Do utworzenia tak piorunującej mieszanki zdolny jest tylko Marcin Wolski.
„Kabaret Nadredaktora” to pierwsza część historii. Zamyka się na połowie lat 80. Brakuje tu zatem tekstów np. z „Polskiego ZOO” (te pojawią się w drugiej części, zatytułowanej „Trzecia najśmieszniejsza”). Zachowane w tej książce utwory spotkać można przeważnie w radiowej „Powtórce z rozrywki”. Nie oznacza to bynajmniej nudy. Czytelnicy nie raz podczas lektury wybuchną śmiechem, nie raz też zastanowią się nad życiem.
W „Kabarecie Nadredaktora” Wolski prowadzi czytelników przez meandry tworzenia. Głównie form humorystycznych, które zresztą cechuje miła rozmaitość gatunkowa. Obok pisanych mową wiązaną utworów są tu skecze, są i monologi. Pojawiają się fragmenty słuchowisk, audycji radiowych. Tak naprawdę to właśnie teksty satyryczne są główną częścią „Kabaretu Nadredaktora”. Komentarz Marcina Wolskiego stanowi zaś spoiwo, łączące całość. Jest też rodzajem przewodnika po latach, w których twórcy estradowi musieli godzić się z ingerencjami cenzury. Momentami „Kabaret Nadredaktora” staje się historią o sposobach omijania cenzury, o subtelnej grze aluzji i iluzji słowa. Bo Wolski znakomicie wyczuwa brzmienia. Na bazie przejęzyczeń i dwuznaczności budował świat kabaretu.
Wiele tekstów przypominanych w tej książce wciąż żyje – wbrew pozorom nie uległy zapomnieniu. Część zatarła się wprawdzie w świadomości satyrycznej, lecz niektóre utwory idealnie pasują do współczesności. Zawierają gorzkie prawdy o społeczeństwie, grzechy główne narodu. Być może stąd bierze się ogólna niechęć do satyryków – bycie sumieniem rodaków nie zawsze jest przyjemne.
Ale utwory z „Kabaretu Nadredaktora” to również sporo śmiechu czystego, śmiechu-dla-śmiechu. Wolski daje się w tej dziedzinie poznać jako nieprzeciętny obserwator. Bo kto by wymyślił, co w kabarecie można zrobić z wanną trzyosobową? A w niej „kłębiły się w sposób totalny / czystość ciał, wraz z brudem moralnym”.
Taki właśnie jest kabaretowy Wolski. Dostrzega to, czego inni nie widzą, śmieje się z rzeczy, które czasem przywodzą do płaczu.
Pełna dziwnych i nadprzyrodzonych zjawisk wycieczka w późne lata 60. - do świata zbuntowanej młodzieży, kabaretów i teatrzyków, wolnej miłości, a także...
Kolejny tom fantastycznej prozy Wolskiego prezentuje tym razem krótkie formy literackie z jego przebogatego dorobku, czyli "Wolski w shortach"...