Małgorzata Musierowicz próbowała się chronić przed oskarżeniami o cukierkowość czy przesłodzenie swoich powieści, wplataniem w przygody swoich bohaterów nieco turpistyczne sceny. W Czarnej polewce morza krwi już nie ma. Jest za to fala namiętności. W poprzednich tomach Amor trafiał strzałą wielu mieszkańców Jeżyc. Nie próżnuje i tutaj. Swoje pierwsze miłości i zauroczenia przeżywają nawet najmłodsi, kwitną też dawne uczucia. Nigdy dotąd nie było w Jeżycjadzie takiego nagromadzenia miłosnych porywów i tak wielu zakochanych w sobie par. Z pewnością przeciwnicy Małgorzaty Musierowicz wykorzystają ten fakt.
W Żabie zakończenie przygotowywane było na szybko i wydawało się zbyt niewiarygodne czy wręcz wymuszone. Sporo rozwiązań z Czarnej polewki nie obroni się przed podobnymi zarzutami. Mimo tytułu, sugerującego przeciwności losu i problemy – wszystko w książce przebiega optymistycznie. Czasem zbyt optymistycznie. Humorystyczna powieść obyczajowa dla młodzieży zamienia się – niestety – w romansidło, w dodatku brakuje tu elementów zaskoczenia, całość staje się do bólu przewidywalna.
Poczucie humoru Małgorzaty Musierowicz, tak charakterystyczne w poprzednich tomach Jeżycjady, tu traci impet. Kilka odgrzewanych i powtarzanych do znudzenia żartów mających obrazować rezolutność młodych bohaterów nie pomoże we wzbudzaniu śmiechu. Jedynie parę pomysłów zasługuje na uznanie. Z dawnego ciepłego humoru pozostały tylko ślady.
W poprzednich częściach Jeżycjady cechą wyróżniającą powieści były echa codzienności. Małgorzata Musierowicz wtrącała do przygód bohaterów elementy współczesne – charakterystyczne dla poznańskiej rzeczywistości lat 70., 80., 90. Tego zabrakło w Czarnej polewce. Wprawdzie bohaterowie posługują się telefonami komórkowymi, a na ulicach miasta rządzi przemoc i złodziejstwo, ale nie jest to raczej najtrafniejszy wyznacznik teraźniejszości. W stosunku do innych powieści młodzieżowych nie byłby to zarzut. Ale Musierowicz przyzwyczaiła czytelników do pewnego określonego stylu, którego teraz zabrakło.
Autorka coraz częściej skłania się ku prezentowaniu świata utopijnego, nierealnego. Wprawdzie książki z serii Jeżycjada zawsze cechowały się swoistym optymizmem i wiarą w poprawę losu, ale w Czarnej polewce tej wiary jest za dużo. Reakcje bohaterów na wyznaczane im przez pisarskie fatum wydarzenia są sztuczne. Zbyt sztuczne. W połączeniu z resztą – cukierkowością, rozwiązywaniem prawie wszystkich problemów szybko i łatwo, deficytem odwołań do współczesności – daje to silne wrażenie pisania „pod publiczkę”. Jakby autorka, chcąc schlebiać masowym gustom (bądź co bądź jest współtwórczynią kultury popularnej) zapomniała o tym, co w jej powieściach przyciągało tłumy. Musierowicz się skomercjalizowała. Postacie spoza rodziny Borejków i spoza kanonu bohaterów Jeżycjady są ludźmi z krwi i kości. Główni bohaterowie jednak zaczynają być prezentowani nijako, ich nieumotywowane decyzje i posunięcia stoją zaś w sprzeczności z dotychczasowymi wizerunkami, lub też – co porusza – nie zaskakują niczym. Kolejne pozycje Jeżycjady, od czasów Kalamburki tracą na wartości. Czarna polewka potwierdza to spostrzeżenie. Seria jest już tylko maszynką do zarabiania pieniędzy.
A jednak powieści Musierowicz dalej będą należały do najpoczytniejszych książek dla młodzieży (czy też – dla dziewczyn). Bo jednak w gruncie rzeczy czytelniczki Jeżycjady tęsknią przecież za lepszym światem, a taki – mimo przejaskrawień – znajdą i w Czarnej polewce.
Prawnuczka profesora Dmuchawca, Magdalena Ogorzałka zwana McDusią (zgodnie z zasadą: jesteś tym, co jesz), przyjeżdża do Poznania, by uporządkować mieszkanie...
Małgorzata Musierowicz opowiada o swojej rodzinie. Przez rozmaite anegdotki przybliża czytelnikom swoich bliskich. Przedstawia także swoje życie i przyczyny...