Przed wiekami, kiedy nas jeszcze nie było, Ziemia i morze były pełne piękna i harmonii, wypełnione bujnym życiem. Czegoś jednak im brakowało. Czekały z utęsknieniem na pojawienie się pierwszego człowieka, na odkrycie przez niego. W końcu na morze wypłynęła pierwsza łódź. Niedługo później zjawił się magiczny wieloryb ze spiralnym tatuażem na czole - znakiem mocy. Na jego grzbiecie siedział tajemniczy jeździec. Niósł on harmonię między człowiekiem a Ziemią. Przez długie lata ów stan harmonii się utrzymywał. Ludzie żyli w zgodzie z przyrodą, nie zabijali zwierząt bez potrzeby (tylko wtedy, gdy brakowało im pożywienia), szanowali wszystkie stworzenia, uznawali świat za jedność. Niestety zmienili się. Zaczęli rozgraniczać świat widzialny i niewidzialny, zwykły i nadprzyrodzony, zaczęli polować dla przyjemności zabijania. W takim nowym, pozbawionym harmonii świecie, na ziemi plemienia Maorysów, którego legendarnym założycielem był właśnie wspomniany jeździec na wielorybie, przyszła na świat dziewczynka, którą nazwano Kahu - prawnuczka wodza. Jej narodziny są wielkim strapieniem dla pradziadka.
Tytuł może bowiem według tradycji odziedziczyć tylko męski potomek. Niestety urodził się nie syn, a córka, a matka zmarła parę dni po porodzie. Najlepszym rozwiązaniem byłoby przyznanie Kahu, gdy dorośnie, godności wodza. Pradziadek jednak nie chce słyszeć o takim rozwiązaniu. Mała Kahu od początku była nieco inna od swoich rówieśników. Przede wszystkim miała niezwykłą zdolność - potrafiła się porozumiewać ze stworzeniami morskimi, przede wszystkim z wielorybami. Gdy Kahu skończyła 8 lat, zaczęły się dziać dziwne rzeczy. Najpierw wieloryby masowo zaczęły kierować się ku lądowi, by tam umrzeć. Ludzie próbowali z powrotem kierować je ku wodzie, ale one wracały. Niedługo później pojawił się ich prastary przywódca, ten, którego przed laty dosiadał ów legendarny jeździec. Również miał zamiar popełnić samobójstwo. Jednak wtedy pojawiła się przy nim Kahu. Czy potomkini jeźdźca pomoże mu znaleźć siłę do życia? Czy sama zacznie pełnić rolę jeźdźca? Czy wróci jeszcze kiedykolwiek do wioski? Jaką cenę przyjdzie jej zapłacić? Zainteresowanych odpowiedziami zapraszam do lektury.
Książka jest z pozoru bardzo lekka w tonie, momentami bardzo zabawna, ale porusza sprawy bardzo poważne. Dokonuje bardzo trafnej diagnozy współczesnego świata, który zagubił harmonię z naturą, ze światem niewidzialnych mocy. Urzeka nas pięknem opisów przyrody. Przy okazji, mimochodem, gani stereotypy (w niektórych krajach do dziś urodzenie dziewczynki jest czymś znacznie gorszym niż urodzenie chłopca, wszyscy też znamy takich mężczyzn, który nigdy nie zgodziliby się na przywództwo kobiety). Ten ostatni wątek nie jest jednak najważniejszy. Była kiedyś taka piosenka (nie znam niestety nazwiska autora tekstu):
"Jak pięknie by mogło być na Ziemi wiecznie zielonej. Wystarczy wiedzieć, gdzie wstaje świt i ponieść, ponieść w tę stronę. Jak pięknie by mogło być, bo przecież jesteśmy ludźmi. Jest sen zbyt straszny, aby go śnić. Obudźmy się, obudźmy. Jak pięknie by mogło być. Ziemia jest wielką jabłonią. Starczy owoców, wystarczy cienia dla tych, co pod nią się schronią".
O tym właśnie opowiada ta piękna książka.
Kalina Beluch