Recenzja książki: Jeszcze jeden oddech

Recenzuje: Katarzyna Krzan

Przyznam, że z wyjątkową niechęcią otwierałam tę książkę, unikając jej przez kilka długich dni. A to z powodu poruszanego tu tematu. Gdy doświadcza się odejścia kogoś bliskiego z powodu raka, uciekanie przed tematem stanowi naturalną reakcję obronną, wynikającą z niechęci wobec ponownego przeżywania traumy. Niechęć do książki wynikała także z obawy przed tym, że amerykańskie bestsellery mają skłonność do czynienia z siebie dzieł co najmniej na miarę Ewangelii. Zwykle schemat wygląda podobnie: ktoś żył pełnią życia, planował karierę, gdy nagle pojawiła się śmiertelna choroba, która przedefiniowała całe jego dotychczasowe życie. Pacjent odnajduje Boga, rozmawia z aniołami i pragnie nieść światu mistyczne przesłanie z serii: kochaj życie, żyj chwilą i znajdź to, co tak naprawdę jest ważne. W efekcie książka staje się zbiorem wyświechtanych frazesów. Bo co, jeśli ktoś to wszystko już miał, a choroba po prostu brutalnie zabiera ową radość życia?

 

Tym razem jednak jest inaczej. Na szczęście. Autorem jest neurochirurgiem – rezydentem o ambicjach literackich, który w swojej pracy stara się odkryć tajemnicę sensu śmierci. Książka zaczyna się od nieprzychylnej diagnozy – rak płuc. Paul Kalanithi, świadomy, że być może nie zostało mu zbyt wiele czasu, pragnie zrealizować marzenie, które odkładał na czas po odbyciu rezydentury. Chce napisać książkę. Siłą rzeczy pisze o sobie. Poznajemy zatem jego dzieciństwo, młodość, okres studiów, przygotowań do zawodu lekarza. Wrażenie robią opisy sekcji zwłok dokonywanych podczas studiów, a wreszcie – zabiegów na mózgach. Mamy do czynienia z prawdziwym fachowcem, nie unikającym medycznych terminów, a jednak jego styl sprawia, że opowieść czyta się płynnie i z pełnym zrozumieniem. A przy tym z rosnącym szacunkiem dla umiejętności i wiedzy autora. Wezwanie do ochrony życia – zresztą nie tylko życia, ale także tożsamości (nie przesadzę chyba, jeśli powiem, że wręcz duszy) – było oczywiste w swej świętości.

 

Wybrałem taką, a nie inną ścieżkę kariery częściowo po to, aby zajmować się śmiercią – uchwycić ją, zdemaskować i spojrzeć jej w twarz. Neurochirurgia pociągała mnie w równym stopniu z powodu nierozerwalnego związku mózgu i świadomości, co ze względu na nierozłączność życia i śmierci. Paul Kalanithi angażuje się w odkrywanie głębszego sensu swojej pracy, wiele czyta, starając się nie traktować w sposób bezosobowy swoich pacjentów. Koszt mojego poświęcenia dla sukcesu był wysoki, a nieuchronne porażki przyprawiały niemal o nieznośne poczucie winy. Ale właśnie to brzemię czyni medycynę świętą, a zarazem zupełnie niemożliwą: przejmując cudzy krzyż, człowiek musi czasem ugiąć się pod jego ciężarem. Pracuje od rana do późnej nocy, na czym mocno cierpi jego małżeństwo. Konflikt narasta, choć oszczędzono nam szczegółów w tym zakresie. Dopiero niekorzystna diagnoza spaja ich związek na tyle silną więzią, by przetrwała do końca.

 

Ciężka choroba nie zmienia życia, ona w jednej chwili całkowicie je niszczy. Nie czułem, że mam do czynienia z objawieniem, oślepiającym rozbłyskiem ukazującym To, Co Naprawdę Się Liczy – miałem raczej wrażenie, jakby ktoś zbombardował szlak, którym dotąd podróżowałem. Pozostawało mi jedynie znaleźć inną drogę.

 

Paul Kalanithi jako lekarz był podmiotem działania, to on stawiał diagnozy, wykonywał ratujące życie czynności. Gdy jednak jako pacjent traci siły, traci też zdolność obiektywnego oceniania sytuacji, musi oddać się w czyjeś ręce, zaufać innym lekarzom. To musiało być szczególnie bolesne doświadczenie dla kogoś, kto operował setki osób, wykonując precyzyjne cięcia na mózgu, a teraz nie jest w stanie samodzielnie się poruszać.

 

Zaczynałem zdawać sobie sprawę, że tak bliski kontakt z moją własną śmiertelnością zmienił zarazem wszystko, jak i nic. Przed diagnozą wiedziałem, że pewnego dnia umrę – nie umiałem tylko stwierdzić kiedy to nastąpi. Po diagnozie wciąż wiedziałem, że prędzej czy później czeka mnie śmierć – i wciąż nie byłem pewien kiedy. Teraz jednak ta świadomość była dużo bardziej nieznośna. Problem nie miał tak naprawdę charakteru naukowego. Śmierć budzi w człowieku niepokój – nie da się jednak żyć inaczej.

 

To niezmiernie poruszająca książka, wolna od pustych porad na temat tego, jak żyć z chorobą, przepełniona za to nadzieją, wiarą i... rozsądkiem. Zaletą jest z pewnością lekkie pióro autora, jego umiejętność prowadzenia narracji w bardzo przejmujący sposób, w oparciu o fakty, a nie emocje. To książka szczera i bardzo osobista, a zarazem mówiąca o sprawach ogólnoludzkich, dotyczących każdego. Nawet, jeśli wolelibyśmy, by niektóre spośród nich nas nie dotyczyły. 

Kup książkę Jeszcze jeden oddech

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Jeszcze jeden oddech
Książka
Jeszcze jeden oddech
Paul Kalanithi
Cytaty z książki

Ponoć ciężkie choroby pomagają przejrzeć na oczy. Ja dowiedziałem się tylko ze umrę, ale to wiedziałem już wcześniej, nie zmienił się stan mojej wiedzy - za to kompletnie posypały się moje możliwości planowania.


Więcej
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy