Miał wiele twarzy. Znaliśmy tę telewizyjną – autora tekstów z licznych kabaretów, które stworzył i które także dzięki niemu istniały. Znaliśmy też tę liryczną – twarz poety, który wzruszał i potrafił rozedrgać najczulsze struny ludzkich serc. Z równą lekkością pisał o miłości, jak o otaczającym go świecie. Potrafił stworzyć tekst do erotyku Jej portret, jak i do przezabawnej piosenki Śpiewać każdy może. Obie nuciła i do dziś zna cała Polska, choć chyba wiele osób nie wie nawet, kto jest autorem słów tych piosenek. Miał życie, którym mógłby obdzielić kilka postaci. Byłby to malarz, poeta, kabareciarz, mąż, syn, ojciec, najlepszy przyjaciel, marzyciel, człowiek niepokorny, wrażliwy, uparty, szukający w życiu czegoś poza codziennością. Mógł być Markiem Hłasko i Wojciechem Młynarskim w jednej osobie. Był sobą.
Jonasz Kofta urodził się 28 listopada 1942 roku w rodzinie Marii i Mieczysława Kaftalów. Aby uniknąć prześladowań, ojciec zmienił zbyt żydowsko brzmiące nazwisko na Kofta (czyli kurtka, z rosyjskiego). Maria pochodziła z Ukrainy, nigdy do końca nie nauczyła się polskiego.
Po wojnie młody Jonasz (wtedy jeszcze Janusz) przeżył rozwód rodziców, którzy podzielili pomiędzy siebie dwóch synów. Jonasz pozostał z ojcem.
Szybko ujawniły się zdolności pisarskie chłopca. Już w liceum plastycznym pokazał, że potrafi nie tylko malować, ale jest też świetny w poezji. Był młody i zabójczo przystojny, uwielbiany przez dziewczyny. Znalazł się w centrum zainteresowania, które towarzyszyło mu przez całe życie. Kochał być słuchany, kochał scenę. Na szczęście dla polskiej kultury.
Jego portret. Opowieść o Jonaszu Kofcie to niezwykła, licząca prawie 650 stron, bardzo osobista biografia twórcy. Piotr Derlatka poznał i opisał przodków Kofty, przeprowadził setki rozmów z żyjącymi członkami jego rodziny, przyjaciółmi i bliskimi. Przeczytał i przytoczył dziesiątki dokumentów, wierszy, odnalazł mnóstwo fotografii, które pokazują Jonasza Koftę takiego, jakim był. Zadumanego, uśmiechniętego, zapracowanego. Wiecznie z podkrążonymi oczami, modnie ubranego, z tym nieodłącznym, lekko zakłopotanym uśmiechem i łagodnymi oczami, którymi patrzył na otaczający go świat.
Poznajemy człowieka, rzeczywistość widział przefiltrowaną przez jakiś specyficzny filtr. Dzięki niemu wszystko stawało się lepsze, weselsze, bardziej liryczne. Nawet dosadne w treści i znaczeniu teksty kabaretowe były lżejsze, delikatniejsze, dalekie od dzisiejszej wulgarnej dosadności.
Kim zatem był Jonasz Kofta? Ostatnim romantykiem? Nadwrażliwcem, którego Bóg obdarzył zbyt wieloma talentami? Człowiekiem z innej epoki, dzięki któremu kultura kawiarniana i klubowa oznaczała spotkania inteligentów, przerzucanie się poezją, tworzenie i przetwarzanie słów? Wyjątkowym twórcą, niepowtarzalnym, co jest tym dziwniejsze, że twórczość Jonasza Kofty była dla wszystkich – od literatów i piosenkarzy po tych, którzy z kulturą spotykali się okazjonalnie, poruszani jedynie miłosnymi wyznaniami, które zyskiwały słowa piosenek Kofty? Mężczyzną, którego kochało wiele kobiet, z których on kochał wiele, czasem jednocześnie, czasem – szukając w tych relacjach przyjaźni i związku dusz? Człowiekiem, twórcą, wciąż cenzurowanym przez władze PRL, który jakoś się tej cenzurze wymykał, balansując na cienkiej linii tego, co dopuszczalne, a także tego, co ponadczasowe?
Portret ostatniego romantyka to fascynująca lektura. To jak powieść o człowieku, który zdarza się raz na tysiąc lat. Piotr Derlatka napisał ją w jedyny możliwy sposób. Porywająco, fascynująco, szczerze.
Bardzo polecam. To lektura, jaka nie zdarza się często.
Agnieszka Osiecka - poetka piosenki, pisarka, reżyserka, a nawet recenzentka filmowa. Miała tyle talentów, że można było nimi obdzielić tuzin innych osób...
Najbardziej lubiany polski ksiądz w rozmowie życia Ceniony za swój autentyzm, odwagę i szczerość. Podziwiany zarówno przez katolików...