Chciała grać na skrzypcach i występować przed publicznością. Marzyła o tym, by jej instrument był najważniejszy. A jednocześnie nie przepadała za muzyką klasyczną. Mówili jej, że nie ma szans, że skrzypaczka po prostu musi się dostosować. Nie posłuchała ich i... spełniła swoje marzenia. Na scenę wybiegła tanecznym krokiem i chociaż nikt nie wróżył jej powodzenia... udało się.
Lindsey Stirling, tak jak każdy, miała marzenia, ale od większości ludzi różni się tym, że postanowiła je realizować. Za wszelką cenę. Nie przeszkadzał jej brak pieniędzy ani znajomości. Wiedziała, co chce robić i poświęcała cały swój zapał, by dopiąć celu. Lindsey chciała zawodowo grać na skrzypcach. Ale nie jako członek orkiestry. To jej instrument miał odgrywać... pierwsze skrzypce. I to nie w rytmie muzyki poważnej, ale do współczesnych, rozrywkowych piosenek. Mało? Dołóżcie do tego taniec. Tak - ze skrzypcami! To niesamowite połączenie to właśnie Lindsey Stirling i jej pomysł na występy.
Gdy pierwszy raz zobaczyłam jej nagrania, pomyślałam: „Wow! To naprawdę coś nowego!”. Ale wcześniej przeczytałam jej książkę. Jedyny pirat na imprezie to autobiografia młodej instrumentalistki, składająca się z trzech chronologicznie następujących po sobie części. W pierwszej z nich poznajemy dzieciństwo Lindsey, następnie rozwój jej kariery zawodowej, a na końcu czeka na nas zbiór zabawnych historii z trasy. Nie jestem szczególną miłośniczką czytania życiorysów. Poza tym: co tak młoda osoba może zaproponować czytelnikom? Okazało się, że całkiem sporo.
Poza talentem muzycznym autorka ma też dar pisania. Stosowana przez nią narracja jest niesamowicie wciągająca. Z zapartym tchem czytamy o dzieciństwie osoby, której część z nas kilka chwil wcześniej nawet nie kojarzyło. Sama czułam się jak zaczarowana. Każdą stronę, każdą opowieść chłonęłam z niegasnącym zainteresowaniem. Coś, co - jak sądziłam - wcale mnie nie interesowało, teraz zaabsorbowało całą moją uwagę.
Jedyny pirat to niesamowita atmosfera i ogromne pokłady optymizmu. Życie Lindsey Stirling, wbrew pozorom, dalekie jest od ideału. Droga, którą musiała przejść, zniechęciłaby niejednego. Ona jednak, na przekór wszystkiemu, wciąż dążyła do wyznaczonego celu. Nie jest łatwo wypromować na rynku coś nowego, a jej pomysł zdecydowanie był nowatorski. Jej opowieść to motywująca historia o niełatwej drodze do marzeń.
W książce znalazły się też bardzo osobiste wyznania. Artystka z ujmującą szczerością opowiada o swoich problemach, o chorobie i walce z nią. Nie jest "dzieckiem sukcesu". Jest taką samą osobą z krwi i kości jak każdy inny. Miała trudne chwile, ale wyszła z nich zwycięsko. I do tego samego zachęca swoich fanów.
Spośród wszystkich części najmniej interesująco wypadła część trzecia. Przez większą część książki akcja biegnie spójnie i chronologicznie. Na końcu zaś umieszczono szereg zabawnych historyjek z różnych momentów życia scenicznego. Może to kwestia młodego wieku autorki? Zabrakło innych historii do opowiedzenia? Same w sobie opowieści utrzymują poziom, jednak narracja traci na dynamice. Ciężko czyta się krótkie rozdziały, z których każdy na kilku stronach zawiera wstęp, rozwinięcie, zakończenie i... nie mają absolutnie żadnego związku z następnymi. Ciekawym wzbogaceniem historii są zdjęcia umieszczone wewnątrz książki. Ogląda się je z względnym zainteresowaniem. Prawdopodobnie pomysł lepiej by się sprawdził, gdyby fotografie znajdywały się obok wydarzeń, które ilustrują.
Zawsze znajdzie się ktoś, kto mi mówi, żebym „zwolniła”. Czy to chodzi o jazdę samochodem, mówienie, czy życie, to słowo cały czas wisi mi nad głową. Czasem ustępuję, ale jakiś głos szepcze mi do ucha: „Hej, zwolnisz, jak umrzesz, na razie jest czas, żeby przyśpieszyć!” Ten głos zawsze ma rację.
Przede wszystkim jednak Lindsey swoją książką i swoim życiem łamie stereotypy. Nie zachowuje się tak, jak tego oczekują po niej inni i... jest szczęśliwa. Gdy zaczynała grę na skrzypcach, nie w głowie jej były ograniczenia finansowe. Gdy pracowała jako misjonarka (religijna, tak!), nie przejmowała się tym, jak to wpłynie na jej karierę zawodową. W końcu - ignoruje też wszystkie stereotypy dotyczące artystów. Nie dostosowuje swojego życia do innych. To ona dyktuje warunki.