WOJNA KONTRA FANTAZJA
Egzotyczne nazwisko autora, ciekawy tytuł, zachęcająca notka z tyłu okładki. Zapowiedź fascynującej lektury. Nastawiłam się na współczesną wersję przygód dobrego Wojaka Szwejka. I faktycznie, zaczęło się od eksplozji chłopięcej fantazji. Tytuły rozdziałów streszczające zawartość i zachęcające do czytania, bo tajemnicze, w formie absurdalnych pytań skonstruowane.
Chłopiec imieniem Aleksandar, obdarzony wielką fantazją, snuje fantastyczną opowieść o swojej bośniackiej rodzinie. Wiele zabawnych scenek, dziwacznych postaci, codzienności ubranej w absurd. Powolutku do tego światka wkracza wojna. Chłopiec, wraz z rodziną, musi opuścić znane mu otoczenie i wyruszyć na Zachód. Do zupełnie innego świata. Ratunkiem dla niego jest wybujała fantazja, umiejętność snucia opowieści, czasem poetyckich, czasem do bólu prozaicznych. Opowieść chłopca, jego sposób myślenia, nieco naiwny, ale i szczery, pozwalają na przetrwanie w nowych warunkach. Tragizm miesza się tu z ironią. Wojna z zabawą. Dorastanie z polityką. Bohaterowie starają się żyć swoim życiem, pomimo dziwacznych czasem wojennych zdarzeń. Aleksandar próbuje wszelkimi sposobami odnaleźć przyjaciółkę z dzieciństwa, z którą musiał się rozstać uciekając z Wyszehradu. Jest ona dla niego symbolem tego wszystkiego, co utracił przez wojnę i przymusową emigrację. Faktycznie jest to „inna literatura”. Choć przecież Europa jest jedna. Jest coś, co nas wszystkich łączy: kultura popularna. Bruce Lee, gra tetris, filmy video, Internet, telegazeta, telefony komórkowe. To wszystko nas łączy. I dobrze, że przynajmniej tyle…
Może dzięki tej powieści uda się lepiej zrozumieć charakter konfliktów bałkańskich. Jest to ważna opowieść, bowiem ukazuje świat naszych sąsiadów, ich tragiczne wojenne losy z perspektywy dziecka, co czyni je bliższymi. Jedna opowieść wyrasta tu z drugiej, całość pączkuje sama z siebie jak za dotknięciem magicznej różdżki Aleksandara. Są jednak pewne „ale”. Brakuje w tej opowieści fabuły. Niby są opowiadania, ale luźno ze sobą powiązane, jedno nie wynika z drugiego, cała historia nie wiadomo do czego prowadzi. Miało być zabawnie, a nie jest. Poszczególne scenki nie bawią aż tak. Opis pierdzącego pradziadka może i jest zabawny, ale tylko w kręgach najbliższej rodziny.
Odnosi się wrażenie, jakby opowieści były spisywane dla samych bohaterów, jakby autor chciał ich ocalić od zapomnienia, także ich przyziemność i przeciętność. Tymczasem, dla czytelnika będącego na zewnątrz świata przedstawionego postaci te niewiele znaczą. Brakuje im czegoś. Może właśnie owej charakterystycznej „szwejkowości”.