SEKS I PRZEMOC
Ja jestem sądem to debiutancka powieść młodego, dwudziestodziewięcioletniego Mickeya Spillane’a wydana w po raz pierwszy w 1947 roku. Powieść szybko stała się bestsellerem, wpisując się w nurt czarnego kryminału z niezbyt jednoznacznym moralnie detektywem, stosującym w pracy autorskie metody prowadzenia śledztwa.
Słynny już dziś Mike Hammer wymuszał siłą zeznania świadków, brutalnie traktował przeciwników, używał wulgarnego języka. Jako prywatny detektyw był niezwykle skuteczny. Został powielony w kolejnych powieściach pisanych przez Spillane’a aż do 1996 roku. Z pewnością Mike Hammer jako czarny charakter będący jednocześnie protagonistą, z którym czytelnik musi się utożsamiać wyznaczył nowe wzorce postępowania dla swoich następców, szczególnie tych filmowych. Z pewnością w latach 40. była to postać oryginalna, a zarazem wpisująca się w nową konwencję literatury hard boiled.
Czytając tę powieść dziś trudno zrozumieć, w jaki sposób tak kiepsko napisana książka mogła zdobyć tak wielką popularność. Fabuła zaczyna się od obowiązkowego trupa, najbliższego przyjaciela Hammera. Jack ginie od kulki w brzuch. Mike przysięga przyjacielowi, że odnajdzie jego mordercę wyszukanymi słowami: „Złapię tego gnoja, który cię zabił. Nie trafi na krzesło. Nie będzie wisiał. Umrze dokładnie tak jak ty, z kulą z czterdziestki piątki w brzuchu, poniżej pępka. Bez względu na to, kto to jest, Jack, dorwę go. Pamiętaj, bez względu na to, kto to. Przysięgam.” Martwy Jack z pewnością wziął to sobie do serca. Podobnie jak reszta miasta, bo już następnego dnia słowa Mike’a ukazały się w lokalnej gazecie. Rozpoczyna się śledztwo, a raczej odwiedzanie kolejnych kumpli Jacka i obijanie im twarzy. Detektyw miota się po omacku, niby czegoś szuka, zbiera dowody, a tak naprawdę czeka, kto pierwszy sam mu się przyzna. Na szczęście nie trwa to długo, bo pojawia się piękna Ona, morderczyni. Można więc sobie darować środek i udać się na sam koniec, gdzie Hammer odtwarza scenę zabójstwa przyjaciela z jego zabójczynią w roli głównej. Kobieta rozbiera się przed nim, a on – opierając się jej wdziękom – pakuje jej kulkę w brzuch. Urocze. Hammer jest twardzielem nie tylko wobec mężczyzn, nie lubi także kobiet. Jego własna sekretarka o boskich nogach chętnie poszłaby z nim do urzędu stanu cywilnego. „Oczywiście nigdy nie powiedziała tego wprost, ale ilekroć zjawiałem się w biurze ze śladami szminki na kołnierzyku koszuli, kończyło się na tym, że nie odzywała się do mnie przez tydzień.” Męskie, szowinistyczne, choć ukazujące niemoc bohatera, który mimo przechwałek niewiele ma głębszych kontaktów z płcią przeciwną.
Ogólnie, słaba książka. Napisana kiepskim stylem, bez polotu, jakichkolwiek ambicji. Rodzi się tu podejrzenie – a może w tym szaleństwie jest metoda? Może o to właśnie chodzi? To tak na usprawiedliwienie. W końcu seria powstawała przez pięćdziesiąt lat… Coś w tym musi być, że nie umarło już po pierwszej publikacji. W wersji książkowejJohn Rambo umiera… Ale takie są prawa kultury popularnej – trzyma przy życiu wszystko, na czym można zarobić.