Nigdy nie byłem zwolennikiem spiskowej teorii dziejów, co jednak nie przekreśla faktu, że spiski były, są i będą. Dlatego dosyć nieufnie podchodzę do wszystkich książek i programów, które obnażają ukryte działania pewnych grup w celu podboju świata lub zniszczenia jego obecnej formy, w celu wprowadzenia innej poprawionej wersji. Wsłuchując się w szum medialny, łatwo wyłowić informacje, że istnieje wiele grup, które chcą wpływać na losy świata, nie koniecznie za pomocą metod pokojowych. I tak, można usłyszeć o „ekologach”, którzy dla ratowania jakiegoś gatunku zwierząt lub roślin, gotowi są zabić człowieka, czasami jakiś „kibic”, skatuje swego rywala, który nosi inny szalik, ale najczęściej chyba mówi się o terroryzmie islamskim (i nie mówię, że nie mamy ku temu powodów).
Po tym jak wyznawcy Islamu traktują wyznawców innych religii, w krajach, które wprowadziły w czyn prawo Szariatu jestem raczej sceptyczny co do pokojowego nastawienia tych ludzi. Na szczęście żyjemy w kraju, który wbrew opinii zachodu, był zawsze ostoją dla „innych”, którzy byli prześladowani w krajach dziś szczycących się tolerancją. Można powiedzieć, że przez setki lat udało nam się koegzystować w pokoju czy to z Żydami czy Muzułmanami. Jednak jak długo to potrwa? Trudno powiedzieć, skoro nasz kraj wszedł w konkretne sojusze i leży w pobliżu krajów, w których dochodziło do ataków terrorystycznych. Nie jesteśmy neutralni, a nawet gdybyśmy byli (na wzór Szwajcarii), nie uchroniłoby nas to od wpływów różnych grup wojujących. Takie wnioski można wyciągnąć z lektury książki Sylvaina Bessona „Islamizacja zachodu?”. Książka jest napisana w formie dokumentalnej, w oparciu o materiały zdobyte przez wywiady krajów Europy zachodniej oraz USA, po wypadkach z 11 września 2001 r.
Autor ukazuje nam powiązania pewnych wpływowych grup muzułmańskich, których celem jest wprowadzenie Islamu w Ameryce i Europie wszelkimi metodami. I nie ma w tym przesady, skoro Abd Rahmana Alamudiego, jeden z liderów tej grupy religijnej, stojąc przed Białym Domem 28 października 2000 r. tak zwracał się do ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych: „Media potraktowały mnie jak sympatyka Hamasu. Czy są tu sympatycy Hamasu? (…) posłuchaj tego, Billu Clintonie, wszyscy jesteśmy sympatykami Hamasu! Allahu Akbar” s. 161. Czy to brzmi pokojowo? Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że to tylko margines. Po pierwsze margines nie jest liderem, który wypowiada się w imieniu jakiejś grupy. Po drugie, trzeba mieć niezły tupet, by pod siedzibą głowy państwa (jakiekolwiek, by ono nie było), popierać grupy terrorystów, którzy jako jeden z najważniejszych celów, podają walkę właśnie z tym państwem. W meczetach Wielkiej Brytanii nawet po wydarzeniach z września roku następnego, liderzy nawoływali do walki z Zachodem.
Dopiero po atakach na Londyn pojawiły się głosy, które domagały się wydalenia przedstawicieli tej grupy religijnej, którzy popierali terroryzm. Jak bardzo głos Muzułmanów liczy się w naszej cywilizacji, pokazuje przykład z ostatnich dni. Gdy podczas tegorocznych obchodów rocznicy ataku na WTC w Nowym Jorku, chciano w Brukseli zorganizować demonstrację przeciwko Islamizacji Europy, „Socjalistyczny burmistrz Brukseli Freddy Thielemans już w sierpniu zakazał tego zgromadzenia, w obawie przed problemami z islamskimi imigrantami mieszkającymi w Brukseli” opis z Gazety.pl Wiadomości. I pytam gdzie wolność zgromadzeń i słowa, którymi tak szczyci się Unia Europejska? Czy słyszał ktoś, że wyznawcy Islamu są zacofanymi ciemnogrodzianami, bo odrzucają aborcję i związki homoseksualne? Ja nie słyszałem, nawet w ustach najbardziej „postępowych” moralistów, tak chętnie zapraszanych do mediów. Ale zawsze ilekroć ktoś woła o prawo zabijania życia nienarodzonego lub zalegalizowania związków homoseksualnych występuje w telewizji lub organizuje pikietę, zawsze wyszydza i obraża uczucia religijne chrześcijan. No to ma sens, bo w końcu my nie obrzucamy kamieniami redakcji gazet, które nas obrażają i nie podkładamy bomb. I choć wiem, że to co napisałem jest nieco prowokacyjne, to jednak z lektury książki Sylvaina Bessona, można wyciągnąć takie wnioski. Już na naszym kontynencie dochodzi do narzucania praw przez mniejszość Islamską, większości chrześcijańskiej [np. usunięcie krzyży z pewnej włoskiej szkoły, bo obrażały one uczucia religijne rodzica jednego (sic!) z muzułmańskich dzieci]. A jeśli demografowie mają rację mówiąc, że Europa umiera i to nie tylko dlatego, że odcina się od swych korzeni (ktoś powiedział, że naród bez historii umiera) chrześcijańskich, ale również dlatego, że cud nowego życia już nie jest błogosławieństwem tylko przekleństwem.
Pamiętam czytając książkę już nie żyjącej publicystki Oriany Falacci, której śmierć na raka triumfalnie przyjął świat islamski, jak przytoczyła słowa jednego z duchowych liderów, który ucieszony podejściem Europejczyków do dzieci powiedział, że Europa zostanie zawojowana łonami naszych kobiet. Wierzę, że jest możliwe współistnienie naszych kultur i religii, w czym Polska jest dobrym przykładem. Ale musimy postawić sobie jasne wymagania i granice. Imigranci mają prawo przebywać u nas i cieszyć się naszym szacunkiem, ale mają również obowiązek (o czym dziś się zapomina), poszanowania historii i kultury narodu, który ich gości i nie mogą nam narzucać swoich praw. Zachęcam do lektury książki „Islamizacja zachodu?”. To reporterskie dzieło, bez zbędnych emocji próbuje przeanalizować konkretny materiał. Dla jednych obraz wyłaniający się z tych danych będzie powodem do niepokoju, dla innych kolejną tanią sensacją, której nie dają wiary. Historia pokaże kto miał rację! Przekonamy się o tym w ciągu kilkunastu, a może kilkudziesięciu najbliższych lat, tylko nie wiem według jakiego kalendarza, będą one liczone.