„I odpuść nam nasze korpo” to druga, a zarazem finałowa część serii urban fantasy, która w brawurowy sposób łączy fantastykę, satyrę i refleksję nad współczesnym światem. Autorka ponownie przenosi nas do rzeczywistości, w której niebo i piekło funkcjonują niczym gigantyczne korporacje, a biurokracja, absurdalne procedury i niejasne hierarchie przypominają realia znane z wielu codziennych doświadczeń. Tym razem stawka jest jeszcze wyższa, a fabuła nabiera międzywymiarowego rozmachu.
Historia podejmuje wątki z pierwszego tomu, wprowadzając zarówno bohaterów, jak i czytelników w wir wydarzeń o epickich konsekwencjach. Powrót Lucyfera po tysiącach lat wygnania stawia przed głównymi bohaterami, Moniką i Mateuszem, wyzwanie na niewyobrażalną skalę. Losy nie tylko ich świata, ale i wielu innych rzeczywistości zależą od decyzji, jakie podejmą. Autorka z finezją rozwija zainicjowane wcześniej wątki, zagłębiając się w tajemnice nieba, piekła i ich wzajemnych relacji. Wszechświat przedstawiony jako korporacyjna machina, w której każda istota, od cherubinów po serafinów, ma swoje miejsce i zadania, nabiera nowego wymiaru. Jest to świat z jednej strony niezwykle skomplikowany, pełen napięć i rywalizacji, z drugiej niepokojąco bliski naszej rzeczywistości. Pisałam już przy okazji recenzji poprzedniego tomu, podtrzymuję również teraz, że to, co fantastyczne w tej powieści świetnie przekłada się na naszą rzeczywistość.
Kreacja postaci jak zwykle wypada w powieści bardzo dobrze. Monika staje przed osobistymi i zawodowymi dylematami. Jej relacja z pewnym upadłym aniołem o niezwykle złożonej osobowości, to prawdziwy emocjonalny rollercoaster. Jaga/Jagon (zdecydowanie nietuzinkowa postać, którą pokochałam już podczas lektury pierwszego tomu), z jej/jego sarkazmem, inteligencją i charyzmą, jest postacią, która zapada w pamięć. To bohater, którego naprawdę trudno nie polubić, nawet mimo.. (no właśnie, to sprawdzicie w powieści). Drugoplanowe postacie również wyróżniają się indywidualnością. Każdy bohater, niezależnie od swojego pochodzenia, wnosi coś unikalnego do powieści. Autorka zadbała o to, by ich motywacje i działania były wiarygodne, a dzięki temu łatwo jest się z nimi utożsamić.
Podoba mi się stworzony przez autorkę świat, który z jednej strony jest nam dobrze znany, z drugiej pełen fantastycznych elementów. Korporacyjne struktury, hierarchie aniołów i demonów, absurdalne przepisy czy wszechobecna rywalizacja o pozycję w strukturach zarządzania wszechświatem to tylko niektóre z elementów, które czynią ten świat tak wciągającym (kolejnym jest zdecydowanie fakt, że ta powieść jest nieźle pojechana). Zakończenie może nie jest do końca szczęśliwe, ale podkreśla wagę podjętych przez bohaterów wyborów i jest satysfakcjonujące. Styl autorki polubiłam już w pierwszym tomie. To idealne połączenie błyskotliwego humoru, ironii i głębszych przemyśleń. Jednocześnie powieść porusza poważne tematy, takie jak poświęcenie, tożsamość czy poszukiwanie swojego miejsca w systemie, który wydaje się wszechmocny. Momentami fabuła przybiera mroczny ton. W takich chwilach humor staje się oddechem, pozwalającym złagodzić ciężar wydarzeń. Zrównoważenie tych elementów to jeden z największych atutów powieści, która potrafi bawić do łez, by za chwilę wzruszyć lub wywołać dreszcz niepokoju. A język, to już w ogóle odrębny wszechświat w tej powieści. Rewelacja!
„I odpuść nam nasze korpo” to absolutnie świeża historia pełna dynamicznej akcji, nietuzinkowych bohaterów i inteligentnego humoru, po którą zdecydowanie warto sięgnąć, zaczynając oczywiście od pierwszego tomu. Serdecznie polecam!