Zebranie w jednym miejscu sporej ilości dowcipów i żartów zawsze jest nieco ryzykowne: słabsze kawały nie wybrzmią tak, jak trzeba, zostaną zagłuszone przez siłę lepszych. Są przecież tomiki gromadzące dowcipy, które cieszą się wciąż niesłabnącą popularnością – wnoszą w końcu w nasze życie trochę śmiechu i zabawy, to zaś łączy się z zapewnieniem relaksu i antidotum na stres.
Po wydawniczym sukcesie pierwszego zbiorku „Humor zeszytów szkolnych” Andrzej Żmuda zdecydował się na zgromadzenie kolejnych uczniowskich pomyłek i błędów. Tak powstał „Humor zeszytów szkolnych po raz drugi” – wybór z prywatnych notatek Katarzyny Kapusty, wypracowań szkolnych i z „Przekroju” (lata 1975 – 1982). Wielu nowin nie przynosi przedrukowana z poprzedniego tomiku przedmowa wydawcy – w samym zbiorku także znajduje się kilka fraz powtórzonych (najprawdopodobniej przez nieuwagę edytora, choć na dobrą sprawę trudno jest uniknąć takich pomyłek). Jak zwykle większość „utworków” dotyczy treści szkolnych lektur. Są jednak również motywy z historii („Chrobry złożył do papieża podanie o koronę”), z religii („Kain zamordował Nobla”), z muzyki („Beethoven był głuchy, ale przynajmniej widział, co komponował”), z matematyki („Prostokąt różni się od kwadratu tym, że raz jest wyższy, a raz szerszy”) czy z biologii („Dżdżownica jest spiczasta, bo gdyby była prostokątna, to by się bardzo męczyła przy wchodzeniu w ziemię”).
Pomysłowość uczniów nie zna granic. Ale też często wypływa z niewiedzy lub niepewności. Śmieszą zabawne przejęzyczenia (bądź i „przesłyszenia”) – stąd na przykład Nagroda Wedla. Część błędów ma charakter potknięć stylistycznych („Wacek wszedł na lód i zaczął pękać”), inne polegają na niewłaściwym operowaniu słowotwórczymi zabiegami („Oprócz zabitych na polu walki leżało wiele obrażonych”). Bawi oczywiście brak logiki w sformułowaniach z kleconych naprędce wypracowań („W puszczy żyje dużo drapieżników, które mogą człowieka pożreć, zadusić i zostawić”), niekonsekwencje w prezentowaniu świata bohaterów („Gerwazy wyciągnął szablę i strzelił”). Zdarzają się w tomiku i bardziej skomplikowane w sensie humorystycznego wykorzystania środki i figury stylistyczne. Tak jest z katachrezą („Spróchniały ząb czasu dotknął go swoim palcem”) albo chiazmem („Kordian był biedny, bo kiedy chciał, to nie mógł, a kiedy mógł, to nie chciał”).
Naturalnie sporą grupę „rozśmieszaczy” stanowią teksty oparte na dwuznacznościach – tu zwycięża humor rubaszny, ludowy, nabudowany na nieprzyzwoitych skojarzeniach („Antek w wolnych chwilach strugał sobie części”). Pomysłowość dzieciaków objawia się w wyjaśnieniach w rodzaju „pegazowi zaniknęły skrzydła w drodze ewolucji i stąd mamy konie” oraz bardzo nietypowych, „głębokich” porównaniach czy zaskakujących analogiach – „Balladynę można porównać do grobu wyłożonego marmurem, gdyż była ładna, ale w środku miała robactwo”. Równie zabawny efekt dają dziecięce wyjaśnienia („W utworze W Weronie Norwid nakłania nas do uwierzenia, że błękit ma oczy”).
Czego chcieć więcej? Tomik przynosi sporo uśmiechu – czyli swoje przeznaczenie spełnia doskonale. Komu podoba się ten rodzaj dowcipu – ten po zbiorek sięgnie bez wahania.
Zbiór fragmentów w formie złotych myśli czy sentencji, wystąpień Jana Pawła II z okazji różnych świąt czy uroczystości podczas Jego wystąpień w Polsce...