Prywatne szkoły jawią się młodym ludziom i ich rodzicom jako furtka do świetlanej, wypełnionej wyłącznie sukcesami przyszłości. Wysoki poziom nauczania, zaangażowani w swoją pracę profesorowie „z powołania”, liczne zajęcia pozalekcyjne i rówieśnicy z klasą to piękny obrazek, jaki projektują w swoim umyśle opiekunowie wysyłający dzieci do prywatnych szkół z internatem. Ale czy ma on cokolwiek wspólnego z rzeczywistością? Jak wygląda życie za murami ekskluzywnego liceum? Na pytania te stara się odpowiedzieć Kiersi Burkhart w swojej poruszającej powieści Honor code.
Sam to piętnastolatka, która rozpoczyna naukę w jednej z najdroższych szkół w Stanach Zjednoczonych, w fikcyjnej Edwards Academy. Dziewczyna nie pochodzi ze specjalnie bogatej rodziny, ale likwidacja funduszów emerytalnych rodziców pozwoliła na to, by Sam mogła uczyć się w tym prestiżowym liceum. Dziewczyna zaprzyjaźnia się ze swoją współlokatorką, Grace, która podobnie jak Sam nie potrafi odnaleźć się w szkole. Okazuje się bowiem, że już pierwszego wieczoru pierwszoklasistki przechodzą „test atrakcyjności”, w którym główna prefektka, czwartoklasistka wraz ze swoimi koleżankami ocenia wygląd najmłodszych uczennic. Pod pretekstem chęci udzielenia „pomocy” i „dobrych rad” starsze dziewczyny upokarzają publicznie swoje młodsze koleżanki. Kup nowy stanik, Zrób coś z tymi zwałami tłuszczu, Zapisz się na zajęcia sportowe – tak brzmią sugestie „zatroskanych" starszych koleżanek. Na tym jednak nie koniec. W szkole obowiązuje tak zwany „kodeks honorowy”, obligujący uczniów do tego, by nie wyjawiali na zewnątrz (rodzicom, policji) informacji o tym, co dzieje się w szkole. Wszystko, co wydarzyło się w Edwards Academy, zostaje za murami tej szkoły. W końcu szkolna społeczność jest świętością, a wszyscy – uczniowie i nauczyciele – dbają o siebie nawzajem z najwyższą troską i zaangażowaniem.
Honor code to opowieść o odnajdywaniu się w trudnych, niezrozumiałych i dziwnych realiach. O tym, jak łatwo przychodzi nadużywanie władzy bogatym uczniom i jak łatwo dzięki pieniądzom i hojnym dotacjom na rzecz uczelni potrafią oni owinąć sobie wokół palca władze szkoły. O tym, że niektórzy wydają się nietykalni, że pozycja społeczna sprawia, że wszystko uchodzi im płazem. Ale to też historia o walce o siebie i o innych, o tych, którym zabrakło odwagi i siły. O sprzeciwie wobec wyrządzania krzywdy słabszym. O nagłaśnianiu przestępstw, które zamiata się pod dywan: bo przecież zawsze można pójść na ugodę, dogadać się albo zwyczajnie niektórych spraw nie zgłaszać policji. Zwłaszcza, że publiczne oskarżenie często wiąże się z nagonką i falą hejtu, które spadają nie na oprawcę, ale na… ofiarę.
Książka Kiersi Burkhart obnaża niedoskonałość systemu. Pokazuje, że nie istnieje szkoła – ani prywatna, ani publiczna – która wolna byłaby od przemocy fizycznej czy psychicznej. Dopiero przeciwstawienie się krzywdom, nagłośnienie ich, ukaranie odpowiedzialnych za wyrządzone cierpienie może przynieść zmianę na lepsze. Autorka w swojej książce (choć kierowanej do młodych odbiorców) uczula także rodziców (którzy po tytuł ten również sięgnąć powinni), że prywatna szkoła wcale nie zapewnia większego bezpieczeństwa młodym ludziom niż szkoła publiczna. Mało tego: w prywatnych szkołach z internatem pojawiają się problemy, które nie są częste w zwyczajnych, publicznych placówkach.
Honor code poraża swoją wymową, opisem sytuacji, które nigdy nie powinny się były wydarzyć, a na które w milczeniu przyzwalają uczniowie i część kadry nauczycielskiej. Książka przestrzega przed ślepym zaufaniem innym ludziom, uczy tego, by kierować się wyłącznie własnymi odczuciami i przeczuciami. Dobre rady i chęci innych nie zawsze korespondują z naszymi potrzebami. Samodoskonalenie w końcu nie polega na tym, by dostosowywać się do innych i spełniać ich oczekiwania. Przekonują się o tym boleśnie bohaterki książki, Sam i Grace, a przestrzega przed tym czytelniczki Kiersi Burkhart.
Książka Honor code kierowana jest do nastolatków, zwłaszcza do dziewcząt. To wstrząsająca powieść o tym, by nie dać się zmanipulować, oszukać i wykorzystać. Książka zaskakuje nieoczekiwanym zakończeniem, które mocno da czytelnikowi do myślenia. Gdzie są – i czy w ogóle istnieją – granice walki o dobro? I czy, pomagając innym, można uciec się do kłamstwa i manipulacji?