Zazwyczaj bywa tak, iż względny spokój przed burzą jest złudny. Podobnie rzecz ma się z kolejnym już tomem Tchaikovsky’ego „Hołd dla mroku”, przy którym jego poprzednik – „Krew modliszki” jawi się niczym chwilowy postój podczas szybkiego biegu, kiedy to zatrzymujemy się, aby złapać oddech. Unosimy wzrok do góry i widzimy nadciągające już czarne chmury. Po takim właśnie krótkim przestoju, tym razem autor zaserwował swoim wielbicielom mroczną zawieruchę, wielką burzę z grzmotami i błyskawicami.
Trzeba przyznać, że stworzenie ogromnego imperium z wielobarwnym korowodem krain, owadzich ludów, miast i postaci, to nie wszystko. Umiejętnie nad nim zapanować, tak, aby nie pogmatwać się w wielości wątków, nie zgubić ich gdzieś po drodze, to dopiero prawdziwa sztuka. Sztuka, dodajmy, którą Tchaikovsky posiadł znakomicie. Już po przeczytaniu pierwszego tomu cyklu towarzyszyło przeświadczenie, że prócz wspaniałej, oryginalnej i kolorowej scenografii o jego wartości decydować będzie również wciągająca, miejscami bardzo zawiła, zawsze trzymająca w napięciu fabuła, której pewien etap w „Hołdzie dla mroku” znajdzie swoje zakończenie.
Misja odzyskania Szkatuły Cienia nie powiodła się za sprawą Tynisy, bowiem znalazłszy się pod wpływem Uctebriego, poważnie raniła Achaeosa. Magiczny Artefakt wpadł w ręce przebiegłego moskitowca. Ten z jednej strony obiecał Alvdanowi, że pomoże mu zdobyć nieśmiertelność, z drugiej zawiązał spisek z jego siostrą, w celu obalenia brata imperatora. Zaś same poczynania militarne mają się następująco. Przez zimę Imperium powiększyło swoje terytorium o pajęcze miasto Solarno oraz Tharn – twierdzę ciem. Po zwycięstwie nad armią Sarneńczyków generał Malkan przygotowuje się do marszu bezpośrednio na Sarn, by unicestwić zbrojne zaplecze Nizin, gdzie, jak pamiętamy, dzięki staraniom Stenwolda zawarto sojusz przeciw Imperium. Najazd złowrogich wojsk powstrzymać ma Krajowa Armia dowodzona przez Salmę. Na domiar złego bez śladu znika mistrz broni i przyjaciel Stenwolda – Tisamon, który z ostrzem w dłoni stanie przed samym imperatorem. Tymczasem genialny rzemieślnik Drefos otrzymał rozkaz przeniesienia swej tajnej broni do Szaru, gdzie po śmierci królowej przetrzymywanej przez Imperium w charakterze zakładniczki rozgorzał bunt. Tyle w telegraficznym skrócie.
„Hołd dla mroku” ogromem wątków i tempem akcji przewyższa „Klęskę ważki”, a więc drugi tom cyklu, nie pozwalając nawet na chwilę wytchnienia w swym pędzie do nieuniknionego finału. A tam na cóż się natykamy? Klęska jednych może, ale nie musi, przerodzić się w zwycięstwo drugich i co najgorsze, niestety, pomimo naszych osobistych sympatii, przyjdzie nam się pożegnać z niektórymi bohaterami. Jednak rozpacz nie może trwać długo, ponieważ autor zapowiada dalsze części serii. Jest to bardzo pocieszające, zważywszy na to, że nie łatwo jest się uwolnić od wizji zaproponowanej przez Tchaikovsky’ego. Jej charakter, jak możemy się przekonać świetnie oddaje opracowana przez wydawnictwo Rebis szata graficzna wszystkich czterech części.
Ósmy tom cyklu "Cienie pojętnych". Pogrążający się w chaosie świat staje na krawędzi wojny. W Solarno szpiedzy patrzą sobie wzajem na ręce, na granicach...
Stało się! Imperatorowa Seda zerwała mistyczną Pieczęć. Niewyobrażalne zło uwięzione dotąd pod powierzchnią ziemi wyrywa się na świat. Za sprawą magii...