"Historie małżeńskie" to zbiór dwóch tomów opowiadań Strindberga, które napisane i wydane były pod koniec XIX wieku (tom I - 1884, tom II - 1886). Można uznać je za pierwsze wybitne dzieło skandynawskiego modernizmu. Pierwsze i... ostatnie.
Naturalnie zarówno Strindberg jak i inni Skandynawowie pisali kolejne dzieła, których wielkość przewyższała nawet "Historie małżeńskie", niemniej losy omawianych tu opowiadań jasno stawiały sprawę: obyczajność, lub przymusowa emigracja. Jeśli więc spojrzymy na najbardziej znane nazwiska artystów Szwecji, Danii i Norwegii tamtych czasów, jak Strindberg właśnie, Hansson, Munch czy nawet Ibsen, a wśród kobiet choćby znana doskonale w Polsce Dagny Juel (zawsze pozostająca w cieniu swojego męża - Stanisława Przybyszewskiego), to zobaczymy, że cechuje ich tworzenie na obczyźnie (głównie w Niemczech) a nie - w Skandynawii. Wynika to stąd, że społeczeństwo skandynawskie nie było gotowe na modernistyczną rewolucję - jeśli nie kulturową, to z pewnością obyczajową. Pierwszy Strindberg odczuł tę niegotowość, gdy z powodu obrazoburczej wymowy jednego z opowiadań zawartych w pierwszym tomie "Historii małżeńskich" (polski tytuł: "Nagroda za cnotę") stanął przed obliczem wymiaru sprawiedliwości.
Dziś, po 120 latach, "Historie małżeńskie" trafiły wreszcie na polski rynek. Nie szokują już tak, jak ponad wiek temu, a jednak jest w tym zbiorze ciągle coś, co drażni pewne środowiska. Kiedyś – emancypantki, a dziś feministki, z pewnością nie zniosą słów Strindberga.
Osią napędzającą historie małżeńskie jest krytyka. W różny sposób kolejne opowiadania krytykują religijność, materializm, prawo, zachowania społeczeństwa i tym podobne. Krytyka ta - jak wskazuje tytuł - osadzona jest w realiach małżeństwa, zwykle młodego, bo tam najłatwiej ukazać dysonans między tym, co jest, a tym, co miało być. Jednocześnie następuje całościowy, krytyczny osąd instytucji małżeństwa.
Dla Strindberga małżeństwo nie opiera się na równości czy partnerstwie. Jest on przekonany, iż to wymysł kobiet pragnących zapewnić sobie utrzymanie. Na małżeństwie zawsze traci mężczyzna. W kolejnych historiach ze zbioru, małżeństwo doprowadza do upadku męża. Raz jest to upadek na zdrowiu - w wyniku przepracowania lub psychicznego znęcania się żony, raz upadek intelektualny, kiedy wyższe aspiracje odsunięte zostają na wieczne "później" z powodu swej chwilowej niepraktyczności, również towarzysko zdarza się upaść mężowi, lecz nade wszystko - upada finansowo, bo żona zawsze doprowadza go do ruiny.
Strindberga można uznać za doświadczonego męża, gdy wspomnimy, iż miał trzy żony, a z żadną nie był szczęśliwy. I choć "Historie małżeńskie" powstały podczas jego pierwszego małżeństwa, to już widać w nich zalążek tego, co później będzie udziałem autora, a co opisze w swych autobiografizujących powieściach "Spowiedź szaleńca" i "Inferno". W wielu miejscach "Historii małżeńskich" można wskazać zbieżności z wymienionymi książkami.
W swych obserwacjach i zajmowanych stanowiskach autor opowiadań nie jest osamotniony. Choć wywodzący się z pozytywizmu ruch emancypacji kobiet jest na przełomie XIX i XX wieku wciąż bardzo silny, to powstają wreszcie głosy sprzeciwu, a przynajmniej polemiki. Odniesienia do nich przybierają w książce bezpośredni charakter lub ukryte są w postaci kryptocytatów i aluzji. Bo każdy, komu nieobca jest twórczość Fryderyka Nietzschego, uzna fragment "Żywiciela rodziny": "Czy jesteś aż tak głęboka, moja droga, że ja, człowiek dość inteligentny, nie potrafię ciebie zrozumieć? Czy nigdy nie założyłaś sobie takiej możliwości, iż to twoja płytkość sprawia, że mnie nie rozumiesz?" (s. 328) za dziwnie znajomy.
W "Historiach małżeńskich" Strindberg jawi się nie tylko jako przeciwnik feministycznych zapędów kobiet, czy XIX-wiecznej mody na socjalizm, ale również jako doskonały pisarz. Sposób narracji utrzymuje mistrzowski poziom - a przy tym jest zmienny, odrębny dla każdego opowiadania. W "Miłości i zbożu" na przykład, zabieganie i niefrasobliwość młodej pary urządzającej swe mieszkanie, zostały oddane poprzez konstrukcję zdań krótkich i pojedynczych. Innym razem narracja przybiera formę ulicznych komentarzy, które nakreślają fabułę. Tego typu zmiany urozmaicają zbiór i nie pozwalają czytelnikowi znudzić się z powodu przyjętej formy opowiadania.
Polskie wydanie, w tłumaczeniu i opracowaniu Janusza Roszkowskiego, opatrzone jest wieloma rozbudowanymi przypisami, co pozwala zrozumieć motywy wynikające z kontekstu znanego powszechnie tylko czytelnikom końca XIX wieku. Sama translacja jest na stosunkowo dobrym poziomie, jednak zdarzają się neologizmy, które w tamtych czasach z pewnością nie były w użyciu ("fajnie"), uderzające szczególnie w kontraście z formami przestarzałymi. Zdarzają się też małe pomyłki tłumacza (np. "złe zalety") jednak ich częstotliwość nie obniża przyjemności czytania.
"Historie małżeńskie" w dużym stopniu straciły już na aktualności. Większość postulatów wysuwanych przez XIX-wieczne emancypantki została dawno spełniona. Pojawiły się nowe, dalej idące, za którymi stoją feministki. Opór Strindberga przeciw wybiórczości równouprawnienia można równie dobrze odnieść do współczesności. Nie dziwi przeto, że odbiór "Historii małżeńskich" oraz późniejszych dzieł Strindberga we współczesnej feministycznej krytyce literackiej jest taki a nie inny. Głupotą jednak są (szczególnie na tle "Historii małżeńskich") pomysły uznania Strindberga za homoseksualistę. Nie każdy przeciwnik feministek jest homoseksualistą!
"Bajki" Augusta Strindberga należą do klasyki literatury szwedzkiej. Strindberg napisał je w 1903 roku z myślą o swojej córce Anne-Marie i opublikował...