Najnowsza powieść rosyjskiego mistrza kryminału zachwyca podwójnie. Bo i jej autor odsłania przed Czytelnikiem dwa swoje oblicza; eseisty-taphofila oraz „kryminalisty”, twórcy powieści kryminalnych. I nie sposób rzec, która z nich – Czchartiszwiliego czy Akunina – jest bardziej interesująca.
Obecnie wszyscy piszą kryminały. Twórcy literatury pięknej najwyższych lotów i autorzy tandetnych romansów, zalegających na półkach obok powieści Daniele Steel usiłują odnaleźć się w stylistyce kryminału bądź adaptować ten gatunek do własnych potrzeb. W tym nurcie właśnie powstało „Dwanaście” Świetlickiego – świetny obraz towarzystwa literackiej bohemy, „Forsowanie powieści – rzeki” Ugresic – wnikliwa analiza umysłu bardziej wschodnio- niż – europejskiego, czy „Dwanaście kręgów” Andruchowycza. Oraz – oczywiście – znane wszystkim arcydzieło Umberta Eco – „Imię róży”. Trudno powiedzieć, czy celem takich zabiegów jest próba dotarcia do szerszego grona Czytelników, czy też z dawna utrwalona miłość do tego gatunków świetnych literatów, którzy jednak jako twórcy tak zwanej „literatury wysokiej” wstydzą się tak przyziemnej (czytaj: „popularnej”) formy, jaką jest kryminał.
Mistrzem pojmowanego w ten sposób quasi - kryminału stał się Grigorij Czchartiszwili – krytyk literacki, eseista, tłumacz z japońskiego, który swe powieści publikuje pod pseudonimem jako Borys Akunin. W swych opowieściach o losach detektywa Erasta Fandorina snuje on refleksje na temat ludzkiej natury, stanu umysłu człowieka i daje wnikliwy obraz stosunków społecznych – a wszystko to pod maską mrocznego, choc kipiącego ironią i sarkazmem, kryminału.
„Historie cmentarne” to zbiór 6 esejów i tyluż opowiadań, uporządkowanych parami. Każda z nich dotyczy innej spośród wielkich nekropolii- dońskiego cmentarza w Moskwie, Highgate w Londynie, słynnego paryskiego Pere – Lachaise, nowojorskiego Greenwood, cmentarza cudzoziemskiego w Jokohamie czy żydowskiego na Górze Oliwnej w Jerozolimie.
Eseje zawarte w zbiorze mają za zadanie przybliżyć Czytelnikom każdą z nekropolii, Czchartiszwili opisuje więc ich położenie, wygląd, historię czy charakter. Tłumaczy, dlaczego ten właśnie cmentarz wydał mu się interesujący, przybliża sylwetki sławnych i mniej znanych ludzi na nim pochowanych. Dowodzi tym ogromnej erudycji, ale i cierpliwości badawczej – wszak aby zebrać tak wiele szczegółowych informacji nie wystarczyło odwiedzić cmentarz, autor musiał również przedrzeć się przez tony książek, dokumentów i archiwów. A i topografia cmentarzy przedstawiona jest w sposób ogromnie rzetelny.
Dla Czchartiszwiliego odwiedziny na starym dońskim cmentarzu w Moskwie stają się pretekstem do snucia opowieści o śmierci zapomnianej. Śmierci, która – choć może została zauważona przez ludzi minionych epok – wkrótce poszła w zapomnienie. „Dyskretny urok śmierci” – to podtytuł, który równie dobrze oddałby treść tegoż eseju. Autor dowodzi w nim wyższości starych, nieodwiedzanych cmentarzy, które o wiele więcej mówią o życiu i śmierci niż współczesne nekropolie, bardziej przypominające dobrze prosperujące fabryki niż spokojne miejsca pochówku. Na starym dońskim cmentarzu odnajdujemy nagrobki Muromcewa – przewodniczącego pierwszej Dumy Państwowej, Czapajewa, Majkowa, Bowego czy też Darii Nikołajewny Sałtykowem, moskiewskiej dziedziczki, która zadręczyła na śmierć stu swoich poddanych, a której historia stała się punktem wyjścia dla opowiadania następującego po tym eseju. Jednak większość osób spoczywających na dońskim cmentarzu nie wsławiła się niczym – i to także jeden z powodów, dla których faktycznie odzwierciedla on społeczeństwo rosyjskie.
Londyński Highgate to z kolei pretekst do opowieści o „śmierci obyczajnej” czyli śmierci w czasach rozkwitu Imperium i powszechnie panującego PAX Britannica. To miasto zmarłych – zdaniem Akunina – samo „zaczęło umierać”, nagrobki bujnie porasta roślinność, a krajobraz nieodmiennie przywodzi na myśl wiktoriańską Anglię – tyle, że porośniętą równikową dżunglą. Highgate to cmentarz elit, establishmentu. Stąd spoczywa tu wielki Faraday, ale i bokser Tom Sayers, Dickensowie i ród Glanswothych. Ale – i to już zakrawa na ironię losu – spoczywają tu obok siebie dwaj myśliciele, twórcy przeciwnych doktryn ekonomicznych – Herbert Spencer i Karol Marks. Ducha tego drugiego będziemy mieli okazję spotkać w kolejnym opowiadaniu.
Cmentarz Pere – Lachaise opowiada zwiedzającym o śmierci pięknej, szlachetnej, po prosty – etycznej i estetycznej. Spoczywa tu Edith Piaf i Yves Montand, Isadora Duncan i raymon Roussel, Jim Morrisom i Alfred de Musset, Gerard de Nezval, Honor de Balzak, Marcel Proust, Guillaum Apollinaire, Allan Kardem czy Oscar Wilde. Ale opowiadanie o plądrowaniu grobu tego ostatniego nie będzie już szczególnie estetyczne.
Wraz z Czchartiszwilim odwiedzamy także cmentarz cudzoziemski w Jokohamie. To nekropolia, na której chowano ludzi, którzy „myśleli, że udają się do dalekiego, na wpół legendarnego kraju po pieniądze albo po sławę, albo po nowe wrażenia, a naprawdę przyjechali do Jokohamy umrzeć”. W obcym kraju nie byli mile widziani – stąd podtytuł – „Śmierć nagła” wyjaśnia wszystko.
Jest w książce i nowojorski Greenwood, którego charakter doskonale oddaje amerykańskie podejście do życia – cmentarz ten reklamowany jest hasłem, głoszącym, że wykupienie miejsca na nim to doskonała inwestycja. Choć z drugiej strony – istnienie ogromnej nekropolii w bliskim sąsiedztwie Manhattanu również wydaje się wielkim paradoksem. We wszystkich opracowaniach dotyczących Greenwood przytacza się fragment artykułu z New York Timesa z 1966 roku – „Marzeniem każdego nowojorczyka jest mieszkać przy Piątej Alei, spacerować w Central Parku i być pochowanym na Greenwood”. A więc – oto śmierć optymistyczna.
Na koniec również opowieść raczej pogodna – cmentarz na Górze Oliwnej, „happy end”, „śmierć niestraszna”. Tu właśnie i autor, i Czytelnik zrozumieją, jaki jest cel opowiadania historii cmentarnych. Cel, który wydaje się prosty – oswajanie śmierci. Współczesna kultura – myśl to nienowa – odsuwa śmierć na margines, człowiek za wszelką cenę stara się zapomnieć o niej, co sprawia, że w momencie zetknięcia się z Kostuchą wydaje mu się ona w dwójnasób straszna. Akunin – Czchartiszwili nie próbuje zgłębiać natury śmierci – „w naturze tej tajemnicy rozeznać się nie można, bo dlatego właśnie jest tajemnicą, że nie ma żadnej natury”. Pisarz – eseista bada więc, z czego wynika i jaka jest natura strachu przed śmiercią, który w końcu okazuje się kompletnie zbędny. Śmierć po prostu istnieje – dlatego, że istnieje życie. Stąd nie można opowiadać o życiu, nie mówiąc o śmierci – i odwrotnie. Żyje się po to, żeby umrzeć, a więc – „trzeba żyć według reguł (to znaczy właściwie), żeby potem umrzeć z uczuciem głębokiego zadowolenia”. Zresztą, nawet nie przekonani do reguł znajdą tu coś dla siebie- bowiem w opowieści Akunina nawet Sałtyczycha odnajdzie w końcu wieczny spokój, a materialista Marks odkryje, że jednak istnieje coś po śmierci.
Ironiczne, erudycyjne opowiadania i eseje zawarte w książce „Historie cmentarne” to lektura doskonała – zarazem wciągająca, poruszająca, a i głęboka. Z pewnością zainteresuje większość Czytelników – nie tylko zbuntowanych nastolatków słuchających metalu czy miłośników powieści gotyckiej.
Kto ukrywa się w gronie czcicieli Śmierci? Czy Erastowi Fandorinowi uda się zapobiec następnym samobójstwom i uratować egzaltowaną Kolombinę? Rok...
Druga odsłona cyklu Bruderszaft ze śmiercią to kolejne dwie minipowieści utrzymane w eksperymentalnej konwencji ,,powieści-filmu", która ma na celu połączenie...