Anity Shreve nie interesuje piękno literatury. Nie interesuje jej oryginalność czy jakość utworów. Chodzi jej głównie o zdobycie popularności wśród ściśle określonego grona odbiorców. Target Shreve to lubujące się w romansach panie. Ale powiedzieć, że Anita Shreve to współczesna Jane Austen, byłoby dużym nadużyciem. Bliżej jej bowiem do harlequinów niż do literatury pięknej. Narodziny nowych miłości i śluby są u tej autorki tak częste, jak u innych twórców spożywanie posiłków. Co gorsza – są też przewidywalne i to bardzo obniża jakość książki.
Sydney przybywa do domu państwa Ewardsów jako guwernantka i nauczycielka ich osiemnastoletniej upośledzonej umysłowo córki, Julie. Julie jest śliczna i Sydney zastanawia się coraz częściej nad jej przyszłością. Do domu na wybrzeżu New Hampshire przyjeżdżają też dwaj dorośli synowie Ewardsów – Jeff z dziewczyną, Victorią, oraz Ben – mężczyzna mrukliwy i zrzędliwy. Sydney ma za sobą dwa małżeństwa: pierwsze przerwała, nie mogąc znieść myśli o niebezpieczeństwach, jakie niesie ze sobą zawód lotnika. Drugie małżeństwo przerwała nagła i absurdalna śmierć kolejnego małżonka. Czy zazna szczęścia małżeńskiego po raz trzeci? Większa część fabuły podporządkowana tu jest kiełkującemu i bardzo szybkiemu romansowi – gdzieś na marginesie rozwija się homoseksualny związek Julie.
Oczywiście, szczęśliwe rozwiązanie musi przerwać jakaś katastrofa, po katastrofie zaś kolejne ponownie optymistyczne wydarzenia (optymistyczne to tym razem określenie na następne rodzące się miłostki). Niemal podręcznikowe są te rozkłady akcentów, Anita Shreve zachowuje się w swoich powieściach romansowych jak rzemieślniczka, wie, jak technicznie opracować książkę (a może w tym właśnie pomagają jej redaktorzy), a brakuje jej tego czynnika, który z taśmowego produktu uczyni arcydzieło. To poprawna obyczajowa (romansowa) powieść dla pań – i co z tego, skoro jest tak przewidywalna, że aż sztuczna? Co gorsza, nie radzi sobie też Anita Shreve z samą narracją. Skróty czasowe uzyskuje przez podział książki na partie „roczne” – trudniej jednak przez takie chwyty budować odpowiednią oprawę, nazwijmy ją emocjonalną. W dodatku niefortunnie dobiera też sposób przedstawienia sytuacji.
Uwaga narratora zogniskowana jest na Sydney. Tylko że dla rejestrowania wydarzeń przyjęty został czas teraźniejszy, co jeszcze potęguje efekt nieprawdziwości. Wyraźne wysiłki, by urealnić romans, psują brzmienie książki. Jestem niesprawiedliwa. Grupa docelowa – odbiorczynie powieści Shreve – tych błędów raczej nie zauważy, a jeśli zauważy, przymknie na nie oko, bo przecież w romansie to nie styl narracji jest ważny, a wzbudzanie w czytelniczkach całej gamy uczuć – a Shreve całą wyobraźnię kieruje właśnie na sterowanie uczuciami odbiorczyń. Przyznaję, że na tym polega urok książki, ten specyficzny przypisywany powieściom rozrywkowym dla pań urok, którego nie zaburzą nawet jednokierunkowe i przewidywalne wysiłki narracyjne. Stawia autorka na czytelne wysyłane przez bohaterów sygnały: ważniejsze okazują się ukradkowe spojrzenia i przypadkowe dotknięcia niż wzajemna cielesna fascynacja – tym od harlequinów się Shreve odróżnia – seksu prawie w tym tomie nie ma, a gdy się pojawia, to jedynie na prawach drobnej wzmianki – to dobra informacja dla pań, które cenią sobie w romansach czyste i niemal platoniczne uczucie.
Ameryka przełomu lat dwudziestych i trzydziestych. Krach na giełdzie, największy kryzys ekonomiczny w historii Ameryki. Na tym tle toczą się losy bohaterów...
Best-selling author Anita Shreve has chosen as her latest protagonist a 12-year-old girl, whose life has not just been touched by tragedy, but blown apart...