Jadłostrach
Anorexia nervosa – jadłowstręt psychiczny – jest chorobą psychiczną wynikającą z problemów emocjonalnych i dotyczy sfery uczuć, potrzeb i oczekiwań. Zagubienie się w prawidłowym odżywianiu, dietach i postrzeganiu swojego ciała jest jednak tylko następstwem choroby, jej powierzchownym objawem. Prawdziwy problem tkwi głęboko w sercu, umyśle i duszy, a stopień jego komplikacji wymaga delikatnego podejścia, cierpliwości, głębokiej wyobraźni i wysiłku. W przeciwnym razie nigdy nie zrozumiemy anorektyczki i nie uświadomimy sobie, że „zjedzenie jednego kotlecika” wcale nie rozwiąże sprawy.
Dlatego też tak ważne jest, by głośno mówić o anoreksji, a … nawet krzyczeć, przepędzając ją niczym złego ducha. To choroba podstępna, zdradliwa, przybierająca maskę najlepszej przyjaciółki, by za moment okazać się diabłem. Mami poczuciem wolności, kontroli nad swoim ciałem, życiem, a tymczasem jest ciasną klatką, z której zbyt często wyjściem jest śmierć.
Karolinie Otwinowskiej, a autorce wstrząsającej książki „Historia mojego (nie)ciała. Pozbierać się po anoreksji” udało się nie tyle wygrać z chorobą, ale i ujarzmić ją. Bo anoreksja tak naprawdę towarzyszy człowiekowi już do końca, niczym alkoholizm. Człowiek stale musi kontrolować swoje potrzeby, swój stan emocjonalny, by przywołać potrzebę bliskości czy rozładować napięcie i stres. Autorka nazywa anoreksję „jadłostrachem” i choć każdy przypadek jest tak indywidualny jak życie chorego, to jedno jest wspólne – „normalne” jedzenie jest czymś, co przeraża. Paradoksalnie, często anorektyczki jeść lubią, tyle tylko, że boją się skojarzyć z chorobą stanów napięcia i potoku przerażających myśli. Karolina, młoda dziewczyna dopiero rozpoczynająca fascynujące życie dorosłego, opisuje w książce własne doświadczenia z długiej, prawie dziesięcioletniej, walki z chorobą. Jej celem jest pozbawienie choroby maski, wydanie jej na pastwę losu i sąd nad nią, a ten musi być bezwzględny. Bo anoreksja nie ma litości, zagarnia dla siebie całe życie, wszystkie jego aspekty. „Anoreksja odchudza z prośbą o uczucia i odrobinę akceptacji” – pisze Karolina i to właśnie uczucia, emocje, są sednem problemu. Choroba jest jak wołanie „zauważcie mnie, istnieję!”, jest też próbą udowodnienia sobie, że w tym szalonym świecie bez życzliwości i akceptacji mogę być ponad to. Umiem kontrolować jedzenie, jestem panią sytuacji, jestem perfekcyjna nie tylko w pozbawianiu swojego ciała tłuszczu. Jestem oprawcą, który wymierza karę swoim komórkom za bycie nie dość doskonałymi, a przynajmniej nie na tyle, by ktoś mnie jako całość pokochał. Anorektyczki boją się tym samym zdrowieć, boją się pokochać siebie, wiąże się to bowiem z akceptacją przeszłych urazów. „Moje nogi tyją, gdy rodzice się kłócą” – to motto choroby przyświecające wielu znanym autorce chorym.
Dopiero wyjazd do Anglii jest dla Karoliny sygnałem, że może żyć inaczej, że nieznośny lęk przed jedzeniem można zastąpić rozmową, sprowadzić myśli na inne tory. Bo autorka walcząc z chorobą, traktuje siebie jako przypadek, analizuje swoje stany, przyznaje się do porażek, docieka i zgłębia. Próbując wydostać się z sideł anoreksji, wpada również w bulimię, jedzeniem zastępując wspomnienia, ucieka od bólu, samotności, zatyka uczuciową próżnię. Wymioty zaś są niczym oczyszczenie i jednocześnie kara nałożona na siebie.
Pisząc o tej drodze przez mękę, jaką jest oswojenie choroby i uświadomienie sobie jej przyczyny, autorka zwraca uwagę na poważny problem – brak pomocy świata zewnętrznego i kompletny brak zrozumienia zarówno ze strony społeczeństwa, jak i jego przedstawicieli w białych fartuchach, czyli lekarzy. Często anorektyczki umierają na oczach mądrych głów, dla których lekiem na anoreksję jest pajda chleba z dżemem. Nie rozumieją oni sedna choroby, anorektyczki traktując z pogardą czego doświadczyła właśnie Karolina.
Książka „Historia mojego (nie)ciała. Pozbierać się po anoreksji” nie jest lekturą lekką, łatwą i przyjemną. Wręcz przeciwnie – już sam temat ma swój ciężar gatunkowy, tekst rwie się nie zachowując chronologii, zdania są krótkie, porwane , niczym myśli bulimika. Wielokrotnie przerywałam lekturę, wracałam do listów pisanych przez autorkę do Pytona – trenera i przyjaciela, po czym po raz kolejny analizowałam tekst. Uważam jednak, iż ten pamiętnik może być kołem ratunkowym dla wszystkich zmagających się z zaburzeniami odżywania oraz ich rodzin i przyjaciół. Setki dziewczyn jest bowiem w podobnej jak Karolina sytuacji, setki chorują w zaciszu swoich domów, zbyt dużo z nich umiera.