Po powieściach sensacyjnych, kryminałach czy thrillerach trudno właściwie oczekiwać, by wiarygodnie opisywały świat, by podejmowały tematy trudne, opisywały ważkie problemy i prezentowały ich rozwiązania. A jednak zdarzają się książki, których autorzy próbują łączyć napięcie z głębokimi przemyśleniami. Najczęściej wówczas albo popadają w banał, sprawnie budując napięcie, albo też rzeczywiście prezentują interesujące przemyślenia i poglądy, na czym cierpi warstwa fabularna. Lewis Perdue w swym „Genomie śmierci” usiłuje połączyć naukę i refleksje na temat tolerancji z sensacyjną fabułą. I udaje mu się to całkiem nieźle.
Specjalistka z zakresu inżynierii genetycznej Lara Blackwood traci pracę w korporacji, w której prowadziła badania nad genami związanymi z pochodzeniem rasowym. Wkrótce okazuje się, że pewna japońska firma zamierza wykorzystać jej dokonania, by stworzyć broń biologiczną pozwalającą na eksterminację całych narodów – w dodatku jest bardzo bliska sukcesu. Czy uda się zapobiec nieszczęściu? Czy faktycznie istnieje genom śmierci, który może doprowadzić do zagłady ludzkości? Czy nauka niesie z sobą więcej nadziei na lepsze i łatwiejsze życie, czy też niebezpieczeństw?
Lewis Perdue po kilku mniej udanych powieściach znalazł rzeczywiście znakomity pomysł na dobrą książkę, a w dodatku udało mu się go w interesujący sposób zrealizować. Perdue umiejętnie połączył w jednej powieści wiele modnych i ważkich tematów – inżynieria genetyczna (ale bez pomysłu klonowania Chrystusa, który stanowi częsty leitmotiv tego typu książek), terroryzm, nacjonalizm i tolerancja to tylko niektóre z nich. Autor szeroko opisuje tradycję i kulturę Japonii, nie uciekając jednak od jej mniej chwalebnych kart. Interesująco zarysowane są współczesne systemy zwierzchności i powiązania rodowe w tradycyjnych japońskich rodach oraz patriotyzm i narodowa duma ocierające się miejscami o nacjonalizm.
W dodatku pisarzowi na tym tle udało się stworzyć pełnowymiarowych, prawdziwych bohaterów. Nie są to tylko papierowe postaci – ich motywacje są złożone, dylematy – autentyczne, a wybory – uzasadnione w sposób dość przekonujący. Szczególnie interesująco zarysowany jest rozdźwięk między koniecznością bycia lojalnym wobec dobrodziejcy, tradycyjną obyczajowością a wątpliwościami moralnymi pewnego wykształconego na Zachodzie Japończyka. Perdue stara się unikać schematów, Ameryka nie jest więc tu przyczyną wszelkiego zła, Japonia zaś źródłem moralnego odrodzenia świata, krajem wielkiego honoru i wspaniałych obyczajów. Pisarz swe sądy stara się mocno ważyć – i to jedna z największych zalet jego powieści.
Nieco mniej przekonujący jest wątek naukowy. Geny warunkowane pochodzeniem z konkretnego kraju to oczywiście mocno ryzykowny pomysł, podobnie jak idea tytułowego genomu śmierci i wielu biologów pewnie podczas lektury kilkakrotnie uśmiechnie się z politowaniem. Ale też trzeba przyznać, że Perdue przyzwoicie odrobił lekcje, wykraczając daleko poza zakres informacji, które znaleźć można w Wikipedii.
Co jednak najważniejsze: udało mu się stworzyć naprawdę wciągający, dość oryginalny i wiarygodny thriller. Język jest tu bardzo prosty, styl – ascetyczny, pozbawiony zbędnych figur retorycznych. Napięcie nie opada ani na moment, a wszystko to sprawia, że „Genom śmierci” po prostu świetnie się czyta.
W życiu sławnego neurochirurga Brada Stone`a wraz z niespodziewaną wizytą kobiety, którą znał w przeszłości, pojawia się zastanawiająca zagadka: dlaczego...
Kodeks Leonarda da Vinci to bezcenny zbiór jego rękopisów - ale czy na pewno? Kiedy Vance Erikson, uczony zajmujący się Leonardem...