Zastanawiam się, jaki był tak naprawdę cel napisania przez Annę Wykę maleńkiej książeczki „Gęba polska czyli mistrz Gombrowicz”. Jeśli by wziąć pod uwagę tytuł serii, w jakiej została wydana – „zaczepki” – to raczej nie udało się jej wywołać zamierzonego efektu: książka nie stała się punktem wyjścia do poważnych rozważań, nie wzburzyła środowiska naukowego ani zwykłych czytelników, jej wydanie nie odbiło się szerokim echem w kręgach specjalistów, powiedzmy sobie szczerze: w żadnych kręgach. Ot, sztuka dla sztuki. Wcale się nie dziwię. Zamysł kompozycyjny przedstawia we wstępie sama autorka (być może by uniknąć oskarżeń o brak osi konstrukcyjnej).
Pisze Anna Wyka, socjolog kultury: „Przedstawiany tomik składa się z dwóch części. W pierwszej przybliżam poglądy Gombrowicza na polskość i rolę, jaką moglibyśmy w Europie odgrywać dzięki naszemu specyficznemu doświadczeniu historycznemu i kulturowemu, część drugą poświęcam – mając cały czas w pamięci jego propozycje dla nas – rejestrowi zagadnień, jakie moim zdaniem należałoby koniecznie podjąć tak dziś, jak i w przyszłości”. Ten ogólny podział stara się autorka utrzymać. Tylko że z deklarowanej troski o Polskę i polskość wychodzi jej agitka. Agitka, w której własne poglądy społeczno-polityczne podpiera fragmentami dziennika Gombrowicza. Cóż, nie po raz pierwszy próbuje się twierdzenia autorytetów nagiąć do własnej niekoniecznie ważnej teorii i nie po raz ostatni zapewne.
Produkuje więc Anna Wyka swój program napraw dla ojczyzny, podpierając się co i rusz tym, który od takiego zaszufladkowania stronił. Anna Wyka nie potrafi znaleźć złotego środka. Z pierwszej części – tej „gombrowiczowskiej” robi się właściwie kolaż cytatów i wyimków z pism Gombrowicza, z rzadka poprzetykanych krótkim i niezbyt odkrywczym komentarzem. Cytaty przytaczane są dość wybiórczo i na zasadzie wklejania tylko tego, co pasuje do teorii, więc o ile lektura „Dziennika” Gombrowicza bez Anny Wyki ma sens, o tyle odczytywanie odwrotne – to jest Wyki bez Gombrowicza jest z góry skazane na porażkę. Stanowiska Gombrowicza i tak się przez autorkę nie pozna. Stara się Wyka wynaleźć u pisarza sygnały równowagi dla wyrazów megalomanii narodowej i dla kompleksów polskich, odkryć, jakie sensy nadawał przeciwstawieniu się Europie, wynotować poglądy na polskość i rejestr zagadnień ważnych dla naszej przyszłości. Lekturę „Dziennika” poleca naszym politykom. A jednocześnie – nie zawsze radzi sobie ze stylem, wymykają jej się spod kontroli myśli i frazy. Cytatami maskuje chaos i brak wyraźnego tropu myślowego. Nie mogę się też oprzeć wrażeniu, że czasami nie rozumie Gombrowicza, jego ironię bierze na poważnie, a przez to rodzą się błędy interpretacyjne.
Jedyne tło dla twórczości Gombrowicza stanowią dla Anny Wyki Miłosz i Giedroyć. Przy wszystkim rozdrabnia się jeszcze niepotrzebnie, wykazując na przykład ambitną konieczność przybliżenia sylwetki Giedroycia uczniom. Idea chwalebna, tylko niekoniecznie należało ją w całej rozciągłości prezentować w tym akurat tomie. Komentarze do Gombrowicza są naiwne i płytkie – oczywiście nie było miejsca na prezentowanie stanu badań i odwoływanie się do naukowych odkryć, ale warto by chociaż pogłębić lekturę samego Gombrowicza zamiast ciągle prześlizgiwać się po powierzchni problemów, nie docierając do ich sedna. Druga część książeczki jest absolutnym nieporozumieniem – przynajmniej dla mnie. To wykaz własnych poglądów na politykę i na problemy, które dzisiaj wydają się Annie Wyce palące. Czy trzeba było łączyć to w jedno z Gombrowiczem? Wydaje mi się, że taka postawa przemawia na niekorzyść autorki: straciły bowiem na tym oba bieguny tematyczne – i kwestia Gombrowiczowskich pism, i sfera politycznych rozważań. Ale jeśli takie było zamierzenie…