Współczesny świat z ironicznym uśmieszkiem przygląda się pielęgnowanej przez ludzi miłości własnej. Samouwielbieniu, prowadzącemu do negowania ideałów, odrzucenia wiary w wiedzę i wartość nauki, pomniejszaniu znaczenia wybitnych jednostek. A człowiek potrzebuje autorytetów. Bez nich, z rykiem na ustach, sami zaczynamy ustalać własne pojęcia patriotyzmu, sami decydujemy, co jest naszym obowiązkiem, a co należną swobodą. Bez wzorców nie wierzymy w bohaterów. Łatwiej uczynić nam bohatera z siebie samego niż z człowieka, który pochwalić się może odpowiednimi predyspozycjami. Autorytet, podany w wersji superhero, prezentuje czytelnikom nie po raz pierwszy niewątpliwy ekspert od tego typu zadań – James Patterson.
Jakiś czas temu otrzymałam do rąk dyplom wydziału amerykanistyki, zatem tytuły takie jak Gdzie jest prezydent interesują mnie w szczególny sposób. Także dlatego, że współautorem książki firmowanej przez giganta ilościowego fikcji politycznej, jest były prezydent Stanów Zjednoczonych – Bill Clinton, mniej znany z zasług dla kraju, bardziej z efektownego romansu ze stażystką oraz konieczności zmierzenia się z groźbą zrzucenia z urzędu, nazywanego przez Amerykanów impeachmentem.
Tutaj nie ma przekłamania i przesady: patriotyzm w wydaniu amerykańskim jest właśnie taki, jak ten z powieści Pattersona. Nadęty, pompatyczny, nie znajdujący skazy w człowieku, którego naród namaścił na swojego lidera. Nie należy zatem ze zbytnią zaciętością piętnować propagandowej czy miałkiej służalczości autora. Patterson pisze bowiem w ten sposób, ponieważ zapewne, jak miliony innych Amerykanów, szczerze w ten sposób okazywania miłości do kraju wierzy. Amerykanie tak mówią i tak myślą, tak też patriotyzm swój okazują i dla żadnego obywatela USA obraz prezydenta-zbawiciela świata nie będzie stanowił zaskoczenia. Gorzej z czytelnikiem polskim, u którego każda literacka próba stworzenia ideału absolutnego spotka się ze sprzeciwem. I myślę, że jedną z najistotniejszych kwestii decydujących o odbiorze i ocenie tej powieści będzie to, czy będziemy postrzegali opisaną postać jako kolejne wcielenie amerykańskiego superbohatera, czy też postawimy sobie bardzo realne i precyzyjne pytania o sens powielanych przez Pattersona wzorców amerykańskiego ideału.
Temat nie jest odkrywczy. Niestety, chce się powiedzieć: to wszystko już było. O wirusach komputerowych, o zagrożeniu terrorystycznym właśnie w takim, nieco innym od powszechnego wydaniu, o nieustannym zagrożeniu ze strony wielkich i mocarnych krajów. Relacje na linii Stany Zjednoczone-Rosja-Chiny-Korea Północna, zostały już wielokrotnie opisane w formie dokumentalnej, jak i fikcyjnej. Każdy z nas widział też choć jeden film o nieustannie panującym miedzy mocarstwami napięciu i o tym jednym bohaterze, który z ranami postrzałowymi będącymi w stanie powalić byka bądź umierając na śmiertelną chorobę, uratuje od nieszczęścia zagrożony kraj, a nawet świat. Uratuje i będzie z tego czerpał chwałę, wciągając w ostatniej scenie na maszt amerykańską flagę i odśpiewując z ręką na sercu znany w każdym zakątku świata hymn. Rzecz jasna, treść w każdej odsłonie zostaje nieco zmieniona, skorygowana, zarysowana inną kreska i w nieco innych kolorach, niezmienna pozostaje tylko wtórność i nużąca przewidywalność tego schematu.
Byłabym niesprawiedliwa, gdybym orzekła, że powieść Gdzie jest prezydent to tylko niegodna uwagi popularna papka. Dostajemy tu bowiem mnóstwo wyjątkowo ciekawych informacji, które zwykle owiane są leciutką mgiełką tajemnicy czy choćby niedopowiedzenia. To niewątpliwie zasługa współpracy z Billem Clintonem, który musiał posłużyć Pattersonowi jako źródło informacji. To jego prezydencka przeszłość dostarcza nam rzadkiej wiedzy: począwszy od próbnych przesłuchań przed senacką komisją, opisanych na początku książki, poprzez szczegółowe opisy naginania prawa, podejmowania decyzji i forsowania zmian niezbędnych do obrony lub ataku, aż po bardzo ludzki, ale też precyzyjnie ukazany świat służb specjalnych, osób stanowiących „przyboczną" straż i doradców prezydenta, czy też po opis miejsc, o których istnieniu mogą nie wiedzieć nawet zainteresowani polityką obywatele USA.
Akcja powieści Pattersona nie pozwala też na permanentna nudę. Nie wiadomo, kim są terroryści, nie wiadomo, jak daleko się posuną i czy w ogóle są terrorystami. Rozdział po rozdziale zastanawiamy się, czy bohaterowie podołają zagrożeniu „Wiekami ciemnymi", czy niezwykle inteligentne kobiety z otoczenia prezydenta pokonają upór i "buraczaną" prostotę polityków, gotowych ściąć wiele głów dla kolejnej kadencji w parlamencie. Wreszcie – czy walczący z własnym organizmem prezydent będzie w stanie dodatkowo pokonać także złych, zagrażających jego ukochanemu krajowi ludzi?
Niewątpliwym atutem powieści jest zbalansowanie tego thrillera politycznego, w którym polityki nie traktuje się ani po macoszemu, czyniąc z niej jedynie mało istotne, lecz relacjonowane tło, ani też nie czyni z niej ciężaru leksykalnego, nie pozwalającego czytelnikowi przebrnąć przez dialogi, skupione na funkcjonowaniu państwa w momencie, gdy rozchwiana polityka wewnętrzna niebezpiecznie splata się w czasie z zewnętrznym zagrożeniem.
Nie można powieści Pattersona zarzucić braku rytmu, ciekawej akcji, szybkości równej miarowemu truchtowi. Nie można językowi odmówić plastyczności, świetnego słownictwa i znakomicie łączących się w całość, sprawnie prowadzonych dialogów i nie nużących opisów. Niestety, nie da się też w trakcie lektury pozbyć wrażenia wtórności, zniechęcenia nagromadzeniem czołobitności w stosunku do ludzi z samej góry władzy, poczucia propagandowości fragmentów, w których służba ojczyźnie wynoszona jest do poziomu boskiego namaszczenia.
Warto przeczytać powieść Gdzie jest prezydent dla ciekawych informacji, możliwości zapoznania się ze światem bocznych uliczek polityki, a także dla momentów, w których empatia każe nam współczuć, ale i mocno wspierać bohaterów, walczących zarówno z zagrożeniem, jak i własnymi słabościami oraz przepełnionych chęcią rozwinięcia nad ukochanym narodem parasola ochronnego.
Ale czy tę powieść czytać trzeba? Czy ktoś, podobnie jak ja, nie zacznie po 200-300 stronach sarkać na hymny pochwalne oraz przegadanie wątków, które powinny nas nieść akcją, a nie domniemaniem jej nastąpienia? Tego nie wiem.
Dla mnie jest to rzemiosło. Solidnie wykonana usługa na dobrym poziomie, zawsze gwarantowanym nazwiskiem Pattersona.