Co znajduje się w posiłkach, które zazwyczaj zjadamy na śniadanie? Z czego składa się nasz organizm? Jakich substancji powinniśmy unikać, a jakich należy poszukiwać? Na te i na wiele innych pytań stara się odpowiedzieć John Emsley, autor książki "Galeria cząsteczek".
Książka Emsleya to zbiór rozbudowanych artykułów i felietonów, opisujących poszczególne substancje (poczynając od pierwiastków, a kończąc na skomplikowanych związkach chemicznych), felietonów, które na przestrzeni kilku lat autor publikował w różnych czasopismach, m.in. w "The Independent" i "Chemistry in Britain". Każda z cząsteczek została w książce potraktowana jako osobne dzieło sztuki i umieszczona w odpowiedniej „galerii”. W książce napotykamy osiem rozdziałów-galerii, z których każda mieści około 10 portretów cząsteczek ułożonych tematycznie. Mamy okazję zapoznać się z wnętrzem czekolady, a także przekonać się, że szpinak wcale nie jest tak zdrowy, jak się powszechnie uważa. Emsley przestrzega, że dawka śmiertelna kofeiny równa jest wypiciu 80 filiżanek kawy lub 120 filiżanek herbaty w ciągu dnia.
Autor odsłania przed nami tajemnicze cząsteczki kierujące funkcjami naszego organizmu. Na przykładzie molibdenu wyjaśnia, dlaczego Japończycy łatwiej się upijają. Z ironią traktuje wszelkiego rodzaju afrodyzjaki, przytaczając historie substancji rzekomo odpowiedzialnych za miłosne uniesienia - obok nasion słonecznika, owoców mango, marchwi i selera wymienia również czosnek, a nawet arszenik. W kolejnych galeriach Emsley obala mity o rzekomo ogromnej szkodliwości dla organizmu wybielaczy i substancji powierzchniowo czynnych. W rzeczywistości dużo groźniejsze okazuje się wypicie tej samej ilości denaturatu niż wybielacza. Autor zasypuje czytelnika ogromną ilością ciekawostek, tłumacząc, że szkło wykorzystywane w filmach, przez które wyskakują kaskaderzy, zrobione jest ze specjalnie zmodyfikowanego cukru. Wyjaśnia również fakt, dlaczego trawa na pasach zieleni przy autostradach rośnie znacznie wolniej.
Emsley daje także wiele praktycznych rad, zwłaszcza ogrodnikom, mówiąc, że aby uniknąć przymrozków, należy pomidory zebrać, gdy są jeszcze zielone, a następnie położyć je do naczynia z bananami. Dojrzałe banany uwalniają etylen, który stymuluje dojrzewanie pomidorów. Kolejną ciekawostką jest zastosowanie teflonu, z którym powszechnie spotykamy się na powierzchniach patelni, a bez którego, zdaniem autora, nie byłoby lotu na Księżyc. Niestety, nie wszystkie substancje są przychylne człowiekowi. Jednak w wielu przypadkach ich niewielka ilość nie tylko nie szkodzi organizmowi, ale wręcz może pomóc. Przykładem może być mała ilość kwaśnych deszczy zawierających siarczany, które pobudzają wzrost drzew rosnących na ubogich w związki mineralne glebach. Wiele z wymienianych przez Emsleya substancji znalazło szerokie zastosowanie w przemyśle i powoli wypiera używane dotychczas szkodliwe związki chemiczne. Świetlana przyszłość stoi przed cerem, pierwiastkiem, który znalazł zastosowanie jako czerwony barwnik, tym bardziej, że za jego pomocą można otrzymać całą gamę tego koloru - od ciemnokasztanowego po pomarańczowy. Autor z przymrużeniem oka przytacza wiele anegdot, mówiąc na przykład, że do upadku Cesarstwa Rzymskiego przyczynił się przede wszystkim ołów.
Książka Emsleya jest przejrzysta, kolejne rozdziały są w niej umieszczone w sposobu logiczny i celowy. Zaletą książki jest również fakt, że nie trzeba jej czytać od deski do deski, można jedynie wybierać interesujące nas rozdziały - tak jak w galerii sztuki również nie musimy oglądać wszystkich dzieł. Każda z cząsteczek opatrzona jest szczegółowym komentarzem, autor przytacza historie odkrycia substancji. Niestety wiele z nich nie jest zaskakujących czy anegdotycznych - nad odkryciem większości pierwiastków pracowano po prostu w laboratorium.
Czytelnika mogą męczyć także precyzyjne dane dotyczące wydobycia pierwiastków - ilości ton rocznie oraz miejsc, w których znajdują się ich złoża. Poza tym, autor na wstępie zastrzega, że nie będzie przedstawiał skomplikowanych wzorów chemicznych opisywanych substancji. A szkoda. Zwłaszcza, że zamiast schematycznych rysunków podaje kilometrowe nazwy systematyczne związków chemicznych, które zwykłemu czytelnikowi zupełnie nic nie mówią. Mała ilustracja na pewno pozwoliłaby się oswoić z nie tak strasznym przecież politetrafluoroetylenem. Zwłaszcza, że poruszamy się przecież po galerii. Język, jakim posługuje się autor, jest raczej przystępny, a opis barwny i anegdotyczny – zwłaszcza, gdy Emsley opisuje nieudaną próbę otrucia żony przez Paula Aguttera z Edynburga. Niestety, są również fragmenty, w których Emsley posługuje się fachowym nazewnictwem chemicznym, analizując kolejne etapy otrzymywania benzyny. Te prawdopodobnie zainteresują wyłącznie bardzo wąskie grono miłośników przemysłu petrochemicznego. Mimo tego uważam, że każdy znajdzie w książce tematy dla siebie. Odkryje fenomen coca-coli i pozna kilkanaście związków chemicznych, z którymi ma codziennie do czynienia.
Czy "naturalne" zawsze jest lepsze niż "chemiczne"? (I czy w ogóle jest lepsze!). Z czego robi się szminki? Jak działają kremy na opalanie...