Obcemu żyć nie pozwolisz
Legion Dzieci Imperatora Prymarchy Fulgrima jest jedną z najniebezpieczniejszych formacji zbrojnych w galaktyce. Astartes tego legionu potrafią nieść oślepiające światło prawdy i rozumu obcym rasom z nieustępliwością i wyrafinowaną bezwzględnością. Unicestwiają z perfekcyjnym spokojem tych, którzy nie czują się lub nie są godni służyć jedynie słusznej prawdzie Imperatora. Dzieci Imperatora pragną poszerzać granice Imperium, gdzie wolno, bardzo wolno dyszy szczęśliwy poddany, sprowadzony do szlachetnej roli niewolnika.
Tylko ludzkość jest doskonała. To, że obca rasa mieni swe ideały oraz technologię równymi ludzkiej, stanowi bluźnierstwo. Nie. Laerowie zasługują wyłącznie na eksterminację. Fulgrim zwany Feniksem jasno wyraża myśl, która dla jego żołnierzy stała się świecką świętością. Daje hasło do rozpoczęcia czystki na Laeranie, do kolejnej już krwawej krucjaty w imię dobra, prawdy, rozumu i lepszego świata. Dwudziesta Ósma Ekspedycja, prowadzona przez Fulgrima, przebywającego na wspaniałej Dumie Imperatora, niesie kaganek oświecenia bluźnierczej cywilizacji. Nikt nie ma prawa wątpić w słuszność celu i szybkie jego osiągnięcie. Wiara, przynajmniej ta okazywana na zewnątrz, musi zawsze być rześka jak poranek i twarda jak nanorurki. Fulgrim i jego żołnierze ruszają do walki, nie wiedząc jednak, że przy tej właśnie krucjacie zostaną skażeni potężnym złem, które rozrośnie się niepostrzeżenie w ich sercach i umysłach, doprowadzając ich do sojuszu z Horusem, występującym przeciwko Imperatorowi.
Mamy w Fulgrimie... kolejne spojrzenie na te same wydarzenia, tym razem z innej strony. Uzupełniamy naszą wiedzę o losy kolejnych Prymarchów. Śledzimy kilka wątków. Jedne są mniej rozbudowane, jak historia artysty-rzeźbiarza Ostiena Delafoura i malarki Sereny d’Angelus. Inne, jak historia przemiany Fulgrima, są pełne szczegółów, przedstawione z epickim rozmachem. W pomniejszych epizodach poznajemy nowe fakty związane z masakrą na Isstvanie III, z losami wybranych Kapitanów, chociażby Solomona, Lucjusza, z działaniami owładniętego chęcią poprawiania dzieła Imperatora konsyliarza Fabiusza. Ten ostatni, poparty przez Fulgrima, pragnie udoskonalić genoziarno Astartes, mieszając je z genami obcych kosmicznych ras. W imię dążenia do doskonałości i poprawiania tego, co podobno dobre.
Początkowo książka trochę nuży natchnionymi peanami na temat bycia doskonałym żołnierzem Imperatora, opisami wspaniałych i porażających nieskazitelnym pięknem Prymarchów, słuszności Krucjaty i podbijania kolejnych planet. To wszystko już było w poprzednich tomach cyklu. Towarzyszy nam bizantyjska oprawa, nieznośnie wzniosłe i puste zarazem słowa, pycha i miałkość, nadęcie i zadęcie. Chwilami można się poczuć jak na rewolucyjnym mityngu, na którym nawołuje się do jeszcze bardziej skutecznej eksterminacji wrogów i zachwyca niezwykłym pięknem okrucieństwa, przelewania krwi, pogardy. Monotonne są opisy walk, przeplatane opisami okrętów wojennych i znajdujących się na niektórych z nich dzieł sztuki. Oczywiście, nie mówi się nic o kosztach przepychu, o tym, kto płaci za próżność Prymarchów i rozpasanie Astartes. Potem jednak fabuła rozwija się i komplikuje, a czytelnik styka się z obrazami szybko postępującej degeneracji, zarówno moralnej, jak i estetycznej. Podobnie, jak poprzednie części cyklu, również Fulgrim... Grahama McNeilla przywodzi na myśl historię Legionów Rzymskich i Cesarstwa Rzymskiego. Stopniowe rośnięcie cywilizacji w siłę, w pychę, degenerowanie się i upadek - jakże dobrze znane z historii - zostają tu przeniesione w mroki kosmicznych otchłani.
Obrazy są bardzo wyraziste. Przesada w słowach i w opisach sprawia, że dawka emocji jest duża, choć chwilami irytująca, nieznośna. Trudno identyfikować się z „idealnymi” żołnierzami, niosącymi zniszczenie, czasami udającymi intelektualne i artystyczne zainteresowania. Trudno wzruszać się losami morderców, którzy czerpią radość z bezwzględnej eksterminacji, szowinistów i rasistów, dla których inni mieszkańcy galaktyki to śmieci niegodne życia. Ciekawe jest zestawienie nieustannych deklaracji poszukiwania doskonałości z miałkością intelektualną, pychą i wadami charakteru, takimi jak porywczość, żądza sławy, zawiść, bezduszność, arogancja, ślepy fanatyzm, kłamliwość, podatność na manipulację. Walki toczą się zawsze według określonego schematu. Nawet w starciu z potężnymi, rozwiniętymi rasami Astartes zawsze zwyciężają. Kule się ich nie imają, odłamki ich omijają, ciosy nie trafiają. Prawdopodobieństwo i zbiegi okoliczności ich nie dotyczą lub im sprzyjają. Wrogowie nie są w stanie trafić w potężnych wojowników Imperatora, są zawsze jakby słabi i głupi. Opisy degeneracji Fulgrima i jego otoczenia, ulegania wpływom bogów Chaosu są nieomal pornograficzne w charakterze. Mimo wszystko, powieść przyciąga rozmachem i wyrazistością obrazów. Ciekawymi pomysłami dotyczącymi obcych ras i rozwiązań technicznych. To kawałek soczystej, obrazowej, plastycznej prozy. Najsłabsza jest w niej chyba psychologia postaci, ale w takim fresku wojennym nie wydaje się ona aż tak ważna. Druga połowa książki jest zdecydowanie ciekawsza niż początek. Duże znaczenie dla wiernych czytelników cyklu Herezja Horusa ma uzupełnianie luk dotyczących wydarzeń wspomnianych w innych tomach.
Sądzę, że wielbicielom The Horus Heresy piąty z kolei tom Grahama McNeilla powinien przypaść do gustu. Wydaje się nawet lepszy od Ucieczki Eisensteina, tomu czwartego.
Na bezkresnych lodowatych Pustkowiach Północy, potężna armia Ciemności przygotowuje się, by ruszyć na południe i zmasakrować ziemie Imperium. Nie zważając...
Trwa Wielka Krucjata, która otworzyła ludzkości drogę do gwiazd. Imperator oddał dowodzenie swemu ulubionemu synowi, Wojmistrzowi Horusowi. Jednak wśród...