Wszystko albo nic. Zwycięstwo albo hańba.
Richard Sharpe został niedawno mianowany na oficera. Dostał stopień podporucznika pod wydarzeniach związanych z bitwą pod Assaye. Nosi czerwoną kurtkę oficerską 74. Batalionu. Nie nową, lecz zakupioną na aukcji przedmiotów należących do martwych oficerów. Kurtkę poplamioną krwią porucznika Blaine`a. Obrazu dopełniają stare spodnie, wydane mu, gdy był jeszcze sierżantem, oraz buty, zdarte z nóg jakiegoś zabitego Araba. Szarfa oficerska też została ściągnięta z trupa. W przyrodzie bowiem nic nie ginie, tylko co pewien czas zmienia właściciela. Sharpe mógłby wyposażyć się znacznie lepiej, stać go na to - tylko: po co? Bogactwo nie daje poważania, o ile nie zostało odziedziczone.
Podporucznik Sharpe czuje się w 74. Batalionie nie na miejscu, obcy. Walczył pod Assaye, ale nie razem z nimi. Nie jest Szkotem, nie zna gaelickiego. Sierżant Colquhoun, kapral McCallum czy kapitan Urquhart nie kryją, że dla nich nie jest prawdziwym oficerem. Również zwykli żołnierze mają świadomość, że wywodzi się z nizin tak jak oni, lecz nagle stał się kimś innym.
Kompania sama się prowadzi, Sharpe czuje się "piątym kołem u wozu". Kapitan Urquhart proponuje mu sprzedaż nominacji. W Szkockiej Brygadzie jest podobno wielu dżentelmenów, którzy za czterysta funtów chętnie zostaną oficerami. Tyle, że Sharpe tak naprawdę nie chce się poddać naciskowi nowych towarzyszy broni. Całe życie marzył o byciu oficerem, a teraz miałby zrezygnować tylko dlatego, że niektórym się to niezbyt podoba?!
Wojska brytyjskie kroczą w zwycięskim marszu na północ. Rozbijają kolejne skupiska broniącego się wroga. Grupy Marathów chronią się w potężnej górskiej twierdzy Gawilghur. Są pewni, że tego gniazda nikt nie zdobędzie. Wojska brytyjskie nie mają wyboru: chcąc pokazać swoją siłę, muszą zdobyć twierdzę. Za wszelką cenę.
Za datami, za bitwami, za liczbami kryją się zawsze ludzie. Konkretni ludzie, osoby o własnej historii, o marzeniach, planach. Patrząc na przeszłość, często o tym zapominamy. Patrząc na wroga, wolimy tak właśnie myśleć, schematami, uogólnieniami, danymi statystycznymi. Zabierając przeciwnikowi ludzką twarz i człowieczeństwo. Bernard Cornwell koncentruje się w swoich powieściach na ludziach, na wybranych jednostkach, biorących udział w historycznych wydarzeniach. Cornwell opowiada o wojnie, o całej związanej z nią otoczce. I robi to zaiste po mistrzowsku. Także i w powieści Forteca. Oblężenie Gawilghur, 1803 - kolejnym już tomie przygód Richarda Sharpe. Choć wszystkie książki z cyklu łączą się z sobą, możliwe jest jednak czytanie ich osobno. Pisarz często tłumaczy postępowanie bohatera, przybliża i wyjaśnia wydarzenia z przeszłości.
Cornwell potrafi stworzyć wciągającą fabułę. Czyni to właśnie poprzez koncentrację na losach jednostek. W ten sposób łatwiej nam śledzić wydarzenia, angażując się w nie emocjonalnie. Dobra literatura polega w dużym stopniu na wywoływaniu w czytelniku żywych emocji, na stworzeniu wrażenia uczestnictwa w opisywanych zdarzeniach. I tak jest w przypadku książek Cornwella. Pisze on obrazowo, namacalnie, ożywiając miniony lub nieistniejący świat w wyobraźni czytelników.
Główną postacią Fortecy... jest Richard Sharpe, ale mamy możliwość śledzić też wątki związane z innymi postaciami, z angielskim renegatem, pułkownikiem Williamem Doddem, walczącym po stronie Marathów ,czy z Manu Bappoo, stojącym na czele ich wojsk. Nie są oni przedstawiani z psychologiczną pieczołowitością, ale na tyle interesująco, by przykuć uwagę czytelnika. Bernard Cornwell mówi o historii tak, by - przede wszystkim - była to opowieść ciekawa dla współczesnego odbiorcy. Nie stylizuje zatem języka, dba o fakty wtedy, kiedy jest to istotne. Szkielet, złożony z faktów historycznych, wypełnia własną wyobraźnią. Jego bohaterowie to ludzie pełni emocji i namiętności. Często chciwi, okrutni, cyniczni, mściwi. Pchani do działania wieloma żądzami: władzy, bogactwa, użycia, póki starczy sił. Nawet Sharpe ulega niektórym z nich, nie czując żadnych skrupułów podczas zabijania. Wszak na tym polega wojna, zemsta, zwykła ludzka sprawiedliwość. Oko za oko, ząb za ząb, proteza za protezę. Trupa można okraść - wszak jemu dobra ziemskie na nic się już nie zdadzą. Komuś, kto nas skrzywdził, można podciąć gardło. O jednego złoczyńcę mniej.
Niepokojące jest ukazywanie wojny jako przygody, walki i zabijania jako czegoś, co może pociągać i zaspokajać ludzkie pragnienia. Z drugiej strony: wiemy, że okrutny dowódca obozu Auschwitz-Birkenau potrafił być „poza miejscem wykonywania obowiązków służbowych” dobrym ojcem i mężem, człowiekiem wrażliwym, estetą. Jak uczy historia, osoby solidnie wykształcone potrafią czerpać przyjemność z torturowania innych, z wymyślania nowych metod mordowania, a naukowcy - zajmować się nieludzkimi eksperymentami na ludziach (jak chociażby dr Mengele czy naukowcy sowieccy, przeprowadzający różnorakie eksperymenty pseudomedyczne np. krzyżowania ludzi z małpą w celu stworzenia super-żołnierza).
Ludzie krzyczeli, wrzeszczeli, dźgali, nabijali (...)
Wojna w powieści Cornwella to przygoda - ale taka, za którą możemy dostrzec bezsensowne cierpienie, poniżenie, wydobywanie z człowieka najgorszych cech. Wielu żołnierzy uzależnia się od walki, od zabijania i czerpie z tego przyjemność. Wielu kradnie, gwałci, morduje, korzystając z prawa bezkarności zwycięzców. Szokujące są opisy szaleństwa walki, okrucieństw, jakich dopuszczają się wszyscy. Wojska brytyjskie idą w równych szeregach na armaty, wsłuchane w rytm bębnów i melodię wygrywaną przez dudziarzy. Obok nich giną, wiją się w agoni koledzy i przyjaciele, ranni cierpią, oczekując na pomoc, która być może nadejdzie, ale dopiero po bitwie. Ranni przeciwnicy są skrupulatnie mordowani, na wszelki wypadek. Krew płynie po stronicach książki strumieniami.
Odkopywali szable i muszkiety z dala od rąk rannych, trącali bagnetami ciała i zabijali tych, w których dostrzegali iskierkę życia.
Jak w Armii Czerwonej: oficerowie pilnują, by nikt się nie cofał, poganiają ludzi jak bydło, do ataku, do jak najbardziej efektywnej rzezi.
Cornwell ujawnia, dla mnie trochę zbyt prosto i jednoznacznie, motywacje postaci. Ponieważ w sumie najważniejsza jest w powieści wartka akcja, a psychologia większość czytelników odstręcza, autor bestsellerów daje im to, czego pragną. Urozmaica nieustanne walki i mające miejsce w ich przerwach knowania delikatnym, bardzo delikatnym wątkiem romantycznym. Stale mamy jednak wrażenie, jakbyśmy nie do końca poznawali Sharpe`a, jakby ukazywał on nam tylko część swojej osobowości. Może to i dobrze, bo kolejne tomy jego przygód czekają już na polskich czytelników.
Jak ,,Gra o tron", ale prawdziwa. ,,The Observer" Bernard Cornwell tworzy najlepsze sceny batalistyczne spośród wszystkich pisarzy, których czytałem...
Lord morski to doskonały thriller osadzony w realiach końca XX wieku. Główny bohater John Rossendale jest dwudziestym ósmym hrabią Stowey. Poznajemy go...