Autorem powieści "Foe" jest J. M. Coetzee - jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy, pochodzący z RPA, ale posiadający również obywatelstwo Australii, człowiek będący współczesnym ambasadorem literatury na całym świecie. Paradoksalnie: wydaje się, że powszechnie jest niedoceniany, chociaż w 2003 roku nagrodzony został Nagrodą Nobla, która - jak wiadomo – nie tylko przynosi określone korzyści w postaci zainteresowania publikacją książek danego autora, ale gwarantuje również znaczne korzyści finansowe. „Nie każdy człowiek naznaczony piętnem rozbitka jest rozbitkiem w głębi duszy.” „Nie wolno nam wzdragać się z odrazą przed dotknięciem bliźniego dlatego tylko, że jego ręce, czyste teraz, kiedyś były zbrukane.” „Kobieta urodzić może dziecko, którego nie pragnie, może je wychować bez miłości, wszelako gotowa go bronić, aż do ostatniego tchu.” „Jeżeli nawet nie umiemy wyrazić słowami, co to jest jabłko, nie znaczy to wcale, że nie wolno nam jabłka zjeść.” Cztery przytoczone cytaty pokazują, jak rozliczne problemy podejmuje książka Coetzeego. Kim jest tytułowy Foe? Autor przenosi nas w odległą przeszłość, choć jest ona bezpośrednio związana z dzieciństwem każdego chłopca. Autor snuje niejako nową opowieść o Robinsonie Cruzoe, Piętaszku i bezludnej wyspie - miejsca refleksji, ale równocześnie uwięzienia z dala od cywilizacji i drugiego człowieka. W takiej przestrzeni odnaleźć się musi tytułowa bohaterka, Susan. Rok na wyspie, szansa na powrót do normalności, styczność z tym, co obce, co pozornie zupełnie nieprzystające do zwyczajności – to pokrótce historia kobiety, która nie zawahała się walczyć o prawdę, o obronę bezbronnego i wyobcowanego Piętaszka, który dotknięty jest jedną zasadniczą ułomnością - w dzieciństwie odcięto mu język. Foe i Defoe to nazwiska łudząco do siebie podobne, bo i obie te historie są z sobą wyraźnie powiązane, choć o dokładnym przejęciu motywów zdecydowanie mówić nie można. W powieści Coetzeego raczej spotykamy się z reinterpretacją i „wrzuceniem” bohaterów w pewien sposób podobne, choć w istocie zupełnie nowe, odmienne realia. Susan – Foe – Piętaszek: trojka postaci, każda o innej przeszłości, dotknięta odmiennymi problemami. Niektórzy radzą sobie z trudnościami, inni nie wytrzymują napięcia - część pierwsza powieści kończy się więc tragedią, śmiercią….. Czyją? Nie zdradzę, by nie zburzyć przyjemności płynącej z lektury, a przyjemność to wyrafinowana i zadowalająca poczucie smaku nawet najbardziej wymagającego interpretatora i znawcy literatury. Jak zapisać przeżycia? Jak skonstruować narrację? Jak zbudować bohatera? Jak najbardziej realistycznie ukazać to, co człowiek przeżył, co znaleźć można w ludzkiej psychice? Na wszystkie te pytania odpowiedzi przynosi powieść Coetzeego. Autor pod warstwą fabularną – opowieścią o perypetiach Susan ukrył bardzo cenne rady dla każdego, kto spróbowałby zmierzyć się z trudną sztuką pisania, tworzenia szeroko rozumianej literatury. Na 160 stronach zawarł klucz do rozważań na temat fikcji w literaturze i na temat właściwego odczytywania ludzkiej psychiki, co w przypadku osoby, która nie jest zdolna do mówienia wydaje się szczególnie trudne. „Foe” to historia nowego Robinsona, historia Susan, która za wszelką cenę stara się, by opowieść ta nie umarła śmiercią naturalną. Jest to wreszcie historia Piętaszka - świadka przemocy i znęcania się, czego dowodem może być ucięty w młodości język, bez którego porozumiewanie się zostanie całkowicie uniemożliwione. Książka pozytywnie mnie zaskoczyła pod bardzo wieloma względami: językowym, semantycznym i chyba najbardziej - pragmatycznym, bo maksymy w niej zawarte nie służą wyłącznie temu, by je przeczytać i się nimi zachwycić, choć niewątpliwie zbudowane są kunsztownie i sprawnie „grają” na ludzkich uczuciach. Coetzee odwołuje się do tego co najważniejsze: do ludzkiego sumienia. Maksymy, które wyłuskujemy z treści, oswajają świat, przenośnie odnoszą się do problemów współczesnej rzeczywistości. Chciałbym zatrzymać się jeszcze na języku; kunsztownym i przejrzystym, zrozumiałym, ale równocześnie - dobitnym. To wszystko sprawia, że książka zasługuje na uwagę. Nawet przeciętny Czytelnik jest w stanie połknąć ją w ciągu dnia. Gwarantuję: mocno „wciąga”. Czy kartka papieru pozwoli na zapisanie wszystkich przeżyć? Czy pozwoli na zapisanie choć ich drobnej części? Niech każdy odpowie samodzielnie - ale dopiero po przeczytaniu książki. Wszystko to sprawia, że książka zasługuje na najwyższą ocenę, ocenę bardzo dobrą. Czasem warto się przełamać i przeczytać książkę, która pozornie nie spełnia naszych oczekiwań - bo to nie „nasz” gatunek, nie „nasze” zainteresowania. W tym wypadku mogę zapewnić: warto.
Wydanie drugie. Trudno uwierzyć, że koneser kobiecych wdzięków i wielbiciel poezji romantycznej częściej doświadcza nudy niż miłości. David Lurie...
Dzieciństwo Jezusa w świecie bez Boga Kiedy do brzegu przybija statek, dla wielu ludzi zaczyna się nowe życie. W specjalnym obozie, pozbawieni wspomnień...