Agatha Christie, Conan Doyle, John Dickson Carr, Yrsa Sigurdardóttir czy chociażby Harlan Coben przyzwyczajają czytelnika do solidnej dawki suspensu, zwrotów akcji i mylenia tropów na mistrzowskim niemal poziomie. Sytuacja polskich twórców jest o trudniejsza, że w ich przypadku pomijane jest pośrednictwo tłumacza, który nieraz swym talentem dodatkowo wpływa na wzrost walorów artystycznych przekładanego przez siebie tytułu (vice np.: Dehnela tłumaczenie Wielkiego Gatsby’ego, Barańczaka przekład Czarnoksiężnika z Archipelagu, Jęczmyka Rzeźni numer pięć). Rodzimy pisarz musi porządnie się natrudzić, świadom tego, że czytelnik więcej wymaga od „swojego” niż „obcego”, bo tego drugiego uratować jeszcze może tłumacz.
Florystka to najnowsza powieść Katarzyny Bondy, przedstawiająca losy Huberta Meyera, jednego z lepszych kryminologów wykorzystujących znajomość psychologii do schwytania niezwykle sprawnych przestępców. Meyer jakiś czas temu popełnił błąd w przygotowywaniu profilu i w wyniku tej pomyłki zdecydował się odejść ze służby w policji i zaszyć w leśnym domku, który pozostał mu po niedawno zmarłych rodzicach. Na prośbę wieloletniego przyjaciela bohater decyduje się jednak pomóc białostockim policjantom w odnalezieniu dziewięcioletniej Zosi. Kiedy mundurowi znajdują ciało dziewczynki, sprawa zaczyna się komplikować. Pojawiają się nowe wątki i powiązania, których odkrycie wprawia w ruch machinę domysłów i wątpliwości, będących niekoniecznie na rękę pewnym wiele znaczącym wśród stróżów prawa osobom. Zabójstwo wydaje się powiązane ze zbrodnią sprzed kilku lat, kiedy to w podobny sposób zginął jedenastoleni Amadeusz, syn znanej w mieście florystki. Meyer i narzucona mu partnerka (a jednocześnie była kochanka), Lena Pawłowska, odkrywają kolejne poszlaki, kierujące śledztwo na zupełnie inne tory. Tymczasem komuś bardzo zależy na tym, aby sprawę zamknąć jak najszybciej. Nawet za cenę znaczących nieścisłości.
Trudno napisać więcej bez zdradzania szczegółów fabuły czytelnikom. Florystka to naprawdę dobra książka. Mamy w niej zbrodnię (i to niejedną), grę pozorów, wiele tropów i niewyjaśnionych zagadek oraz nawarstwiających się przypuszczeń, które autorka odkrywa przed czytelnikami stopniowo. Jest miłość, a raczej wypaczone przez bohaterów wyobrażenie o tym uczuciu, bo każdy z nich na swój sposób „kocha”, ale niestety, większość z nich nie potrafi prawdziwie dawać uczucia, co w perspektywie czasu prowadzi do tragedii. Pojawia się również wątek metafizyczny, kiedy zrozpaczona po śmierci dziecka matka nie chce przyjąć do wiadomości faktu jego odejścia i pielęgnuje w wyobraźni jego obraz, odczuwając obecność ducha tragicznie zmarłego syna. Katarzyna Bonda utwierdza czytelników w przekonaniu, że groźniejsze od mordujących z zimną krwią mężczyzn są tylko mordujące z rozmysłem kobiety.
Są i pewne mankamenty powieści Bondy. Największym jest scena zjawienia się Leny u Huberta i sposób, w jaki silny i niezależny psycholog (by nie użyć określenia: "stary wyjadacz") pozwolił się zdominować kobiecie, która przybywa niespodziewanie, przerywa pustelnicze życie samotnika i chce z jego pomocą poznać tajniki zawodu profilera. To sytuacja nieco naciągana, a Florystka nie straciłaby wiele, gdyby to spotkanie po prostu nie zostało opisane. Nagminnie pojawia się również w powieści określenie "japoński uśmiech", w pewnym momencie poczynając czytelnika zwyczajnie irytować.
Drobne te wady nie przeszkadzają jednak w bardzo wysokiej ocenie powieści. Tytaniczną pracę, musiała wykonać Katarzyna Bonda, aby zebrać materiały i informacje wykorzystane do rozwinięcia i poprowadzenia tak dużej liczby wątków. Wystarczyłoby ich tak naprawdę na niejedną powieść. Florystka to 600 stron, które czyta się szybko i z przyjemnością. To kryminał na naprawdę dobrym poziomie.
Co sprawiło, że w chorym umyśle zrodził się plan zemsty? Dlaczego znany biznesmen musiał zginąć? Katarzyna Bonda wciąga czytelnika w wyrafinowaną grę...
,,Krew w piach" - nowa powieść Katarzyny Bondy, mistrzyni kryminału. Krew w piach - o czym jest? Krew w piach to powieść oparta na prawdziwej historii...