Recenzja książki: Fidel Castro. Prawdziwa historia

Recenzuje: Damian Kopeć

Ja to moje czyny.

Na czym polega wielkość danego człowieka - w szczególności przywódcy państwa? Czy na tym, że się o nim bez ustanku mówi, z podziwem, z zazdrością, z lękiem? A może na tym, że wszyscy się go boją? Kiedy państwo można nazwać potężnym? Czy kiedy jego przywódcy są bogaci i budzą postrach obywateli? Niektórym rządzącym wydaje się, że są wielcy, kiedy mówi się o nich, pisze, kiedy obawia się ich. Kiedy są na ustach obywateli. Chcą być na nich stale, muszą potwierdzać swoją wielkość każdego dnia. Przez całe swoje życie budują głównie własną pozycję, czasami argumentując, że chodzi im tylko o dobro narodu. Narodu rozumianego abstrakcyjnie, bo nie jako konkretne jednostki, które czasami są katowane czy mordowane. Siebie zaś rozumianego odwrotnie - jako konkretną osobę, człowieka z krwi i ciała, ze zmyśleń i mitów, z wyobrażeń i medialnych przedstawień. Niektórzy budują swoją wielkość aż do śmierci, za wszelką cenę. Twierdzą - a może nawet szczerze myślą - że naród to w praktyce oni sami. Przypomina się wtedy pewien znany cytat: Mówimy - Lenin, a w domyśle - partia, mówimy - partia, a w domyśle - Lenin. Za wszystko, co dobre, odpowiada Wielki Przywódca, za to, co złe - zawsze nieliczni, słabi, ale w praktyce nigdy nie w pełni pokonani wrogowie.

O Fidelu Castro, który uważa się za wielkiego przywódcę, napisano tomy, koncentrując się na nim jako polityku, rewolucjoniście, przywódcy Kuby, nietuzinkowej osobowości, chorej osobowości. W jednych został ukazany jako (ateistyczny) półbóg, w innych - jako przebiegły lewicowy dyktator o umazanych krwią dłoniach. W jednych jako wybawiciel uciemiężonego narodu, w innych - jako jego gnębiciel gorszy od wszystkich swoich poprzedników. Jaka jest prawda? Wiedzą to być może ci, którzy na własnej skórze doświadczyli rozmaitych "dobrodziejstw" nadal trwającej Rewolucji Kubańskiej. Są to zawsze doświadczenia jednostkowe, wyrywkowe, subiektywne, obejmujące tylko część prawdy. Żeby zobaczyć ją całą, trzeba by zebrać je wszystkie razem. Zarówno przeżycia tych, którym się poprawiło, którzy uzyskali awans społeczny czy za wierną służbę zostali nagrodzeni władzą, stanowiskami, bogactwem, jak i tych, którzy za błędy i kontrrewolucyjne myślenie „odpoczywali” czy wciąż „odpoczywają” w komunistycznych więzieniach i obozach, którzy zostali wyeliminowani. Zebrać wspomnienia tych, co są funkcjonariuszami państwa i tych, co decyzją władz lądują na śmietniku jego historii.

Dziennikarz Norberto Fuentes, były wieloletni przyjaciel i współpracownik Fidela Castro pokusił się o rzecz trudną. Wcielił się w samego El Comandante i napisał książkę o nim w formie autobiografii. Pokusił się o to, by ze znanych mu faktów, z własnych doświadczeń i obserwacji stworzyć obraz człowieka, który tak bardzo zmienił nie tylko Kubę. Spróbował wejść w jego skórę i - z przewrotnym humorem i sporą dozą ironii - opisać życie Słońca Kuby. Niekoniecznie tak, jak je opisuje oficjalna propaganda tamtejszego reżimu komunistycznego.

Pierwszą rzeczą, która rzuca się w oczy podczas lektury książki Fidel Castro. Prawdziwa historia jest styl opowieści. Nie kojarzy się on automatycznie z przywódcą Kuby, który skądinąd zawsze miał pretensje do uważania się za wybitnego intelektualistę, osobę oczytaną i dobrze wykształconą, o szerokich horyzontach. Rozbudowane zdania, okołofilozoficzne rozmyślania - czy to zaprzątało lub zaprząta głowę człowieka czynu? Wszak Fidel Alejandro Castro Ruz to nie niedowidzący literat czy myśliciel. To rewolucjonista-praktyk. Dyktator, który zdobył co prawda wykształcenie prawnicze, ale od początku nie tyle rozwijał abstrakcyjne idee, co zamieniał słowa w czyn.

Inną rzeczą jest treść książki. Wspomnienia człowieka o nadmiernie wybujałym, chorobliwym ego. Zadufanym w sobie synu jakiegoś lokalnego bóstwa, w które mocno wierzyła jego zafascynowana santerią matka. Książkowy Fidel nie budzi sympatii, choć bywa zabawny. Nieustannie, na różne sposoby zachwyca się sobą - jako człowiekiem, mężczyzną, politykiem, przywódcą. Uważa się za kogoś niezwykłego, znakomitość. W tle widzimy jego słabo skrywaną pogardę wobec innych - kolegów, współpracowników, obywateli. Liczy się przede wszystkim On, jego słowa, czyny, myśli. Fidel wierzy, że człowieka poznaje się po czynach, ale w praktyce bardzo dba o słowa. To w słowach widzi zagrożenie - w niezależności myślenia, w samodzielności ludzi. Opowiadając o sobie, buduje mit, papierowy pomnik, pokazując przy okazji, jak całe życie tworzył swój propagandowy wizerunek narodowego herosa. Jak fałszował rzeczywistość nawet poprzez takie drobiazgi, jak utajnione odtworzenie spalonego domu rodzinnego, tworzenie ważnych miejsc i faktów z dzieciństwa i młodości. Castro okazuje się tu takim samym megalomanem jak przywódcy Korei Północnej, jak Stalin czy Hitler. Dla ludzi takich jak Castro prawda bowiem to to, co chcą, by było prawdą. Prawda to to, co on sam ogłosi jako prawdę.

Książkowy Fidel, urodzony w typowej na Kubie burżuazyjnej wiejskiej rodzinie posiadaczy ziemskich, to zimny, cyniczny manipulator i propagandysta. Bardzo rzadko okazujący uczucia, pozbawiony zwykłej empatii bojownik o lepszy w jego mniemaniu świat.

Pierwsze zabójstwo jest trudne. (...) Jak powiadam, jest to trudne, ale wykonanie pierwszego kroku sprawia, że kolejne stają się łatwiejsze. (...) Pojawia się potrzeba powtórzenia czynu. I tak zabijanie przestaje być problemem natury moralnej, staje się kwestią praktyczną. (s.142)

Wielbiciel proletariatu, który dzięki pieniądzom ojca i jego wpływom mógł zdobyć wykształcenie i żyć lepiej niż ci, których jakoby uwielbia. Przywódca kubańskiej dyktatury proletariatu, osadzający na kluczowych stanowiskach kolegów, nierzadko sybarytów, którzy z robotnikami i wieśniakami nie mieli nic wspólnego poza egzaltowanym i czysto teoretycznym zrozumieniem ich losu. Norberto Fuentes pozwala sobie na nieustanne ironiczne komentarze do mniej i bardziej oficjalnych elementów biografii El Máximo Lidera. Pokazuje zarazem jego cyniczne i groźne oblicze człowieka pogardzającego życiem - oczywiście cudzym. Człowieka zdeterminowanego, ogarniętego od młodych lat żądzą władzy absolutnej. Patrzącego na rzeczywistość przez czerwone okulary, w których dobre jest zawsze tylko to, co on czyni.

Wszyscy bez wyjątku, którzy znajdowali się w moim otoczeniu, chcieli stanowisk i majątku, co nie oznaczało, że nie mogą być rewolucjonistami. (s.169)

Fuentes powoli, nie wprost, burzy mit niezwykłego pierwszego sekretarza KPK, który z wielkim nakładem sił i środków Castro budował przez lata. Jurny rewolucjonista? Oczywiście, miał stosunki seksualne już w wieku siedmiu lat. Pożądany przez kobiety jak jakiś przystojny amant filmowy? Kto by się oparł urodzie i intelektowi czarującego, szarmanckiego brodacza! Wielki myśliciel? Wybitni pisarze i artyści pragną choć raz uścisnąć jego spracowane dłonie i posłuchać jego błyskotliwych wywodów.

Nierzadko groteskowa, choć w szczegółach smutna opowieść Fidela o sobie uwypukla jego liczne obsesje. Zapatrzony w Lenina i Stalina, przejął po nich chorobliwą podejrzliwość wobec otoczenia. Fascynował się bolszewickimi metodami działania, ideami, które tak bezpardonowo i krwawo wcielali w życie.

Lenin, który był zdeklarowanym sympatykiem jakobinów, ich dziedzicem, potęguje terror i nie waha się ogłosić tego całemu światu. Lenin. Istnieją spisane jego ręką rozkazy, w których czytamy: zabić tylu a tylu. Często to powtarza. Dokonać egzekucji cara. Zlikwidować gułagi w takim i takim procencie. Niech wszystkim zajmie się Czeka. (s.188)

Castro wierzy, że należy utrzymywać nigdy niedokończony proces rewolucyjny, ducha ciągłej wojny domowej. Rewolucja musi trwać i nigdy nie może się zakończyć. A ponad nią, ponad zasadami i prawem ma stać demiurg, pan życia i śmierci obywateli: Fidel.

Fidel Castro. Prawdziwa historia to pierwszy tom biografii autorstwa Norberto Fuentesa. Obejmuje on okres od urodzenia aż do ucieczki prezydenta Batisty z kraju. Książka w lekturze nie jest prosta. Zdania są rozbudowane, często niejasne. Fakty pomieszane są z dywagacjami na rozmaite tematy. Porządek chronologiczny jest tylko częściowy, bohater co rusz sięga pamięcią do innego okresu. Obraz, który powstaje, jest jednak intrygujący. Pokazuje nie tylko suche fakty, plotki, ale osobowość Castro, cele, które realizuje i motywacje, jakimi się kieruje. W ujęciu Fuentesa Castro jest zabawny i arogancki, skupiony na sobie i żyjący w świecie autokreacji i fałszu. Jak uczy życie, żaden dyktator nigdy nie uniknął pułapki kłamstwa, którą tworzy poczucie wielkiej władzy i zupełnej bezkarności. Żaden nie dostrzegał zła, które czynił w imię szczytnych ideałów, ale również żaden z nich nigdy w pełni nie przyznawał się otwarcie do popełnianych zbrodni. Żaden nie brzydził się kłamstwem, stosowanym jako podstawowe narzędzie kreowania swojego wizerunku. W końcu byli, są i mają być dzięki temu nieśmiertelnymi - oni i ich czyny.

Nawet, jeśli książka Norberto Fuentesa jest jakąś formą ubarwiania mniej kolorowej rzeczywistości, to i tak o wiele więcej prawdy mówi o Fidelu Castro niż wszystkie jego oficjalne życiorysy. Dodatkowo ma walor ciekawie napisanej literatury, czego nie można powiedzieć o licznych panegirykach ku czci dyktatora. Jeśli rzeczywiście Fidel tak sobie ceni dobrą literaturę, powinien być zadowolony (przynajmniej pod względem literackim) z biografii, jaką napisał mu dawny przyjaciel.

Kup książkę Fidel Castro. Prawdziwa historia

Sprawdzam ceny dla ciebie ...

Zobacz także

Zobacz opinie o książce Fidel Castro. Prawdziwa historia
Książka
Inne książki autora
Fidel Castro. Władza absolutna, lecz niewystarczająca
Norberto Fuentes0
Okładka ksiązki - Fidel Castro. Władza absolutna, lecz niewystarczająca

Poznaj najbardziej fascynujący etap życia Fidela Castro: lata zdobywania i utrzymywania władzy! Norberto Fuentes w najgorętszych latach walki był w...

Zobacz wszystkie książki tego autora
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje
Reklamy