Deep. Enter. Głębia.
Proza Łukjanienki ma w sobie coś, co jest cechą dobrej, ciekawej, poruszającej wymagającego czytelnika literatury. Stawia poważne, egzystencjalne pytania, szuka na nie sensownych odpowiedzi. Nie jest tylko czystą, nie zostawiającą w umyśle osadu rozrywką. Taka jest przynajmniej klasyczna proza tego pisarza, do której śmiało zaliczyć można również Fałszywe lustra, drugi obok Labiryntu odbić tom popularnej dylogii.
„Grząski, okrutny bywa odbić świat,
Uwolnić chciałby, pożegnać się z lustrami,
I może wkrótce przyjdzie odbić czas,
Potworny czas: lustra zawładną nami.”
Są pewne cechy charakterystyczne pisarstwa Łukjanienki. Smutek, nostalgia, niepokój. Specyficzny smutek, tak mocno związany szczególnie z losem człowieka radzieckiego. Smutek topiony w stakanach wódki, w rzewnych pieśniach Wysockiego, w długich rodaków rozmowach po sam świt. Smutek egzystencjalny, poczucie tragiczności bytu, bólu istnienia. Romantyzm i twardość, potrzeba otwarcia się i wrodzona ostrożność, brak zaufania do drugiej osoby... Odczuwanie własnego istnienia jako samotnej, dryfującej wyspy na wzburzonym morzu nieustannie zmieniającego się społeczeństwa. Podkreślanie dwoistości marzeń, idei, planów i realnego życia, w którym tak niewiele udaje się z tego zrealizować przy tak wielkich kosztach.
Głębia. Wirtualny świat. Pociągający jako ucieczka przed rzeczywistością. Uzależniający. Tam możesz być, kim chcesz, nie ma wielkich ograniczeń. Tam możesz korzystać z życia, o którym w realu przychodzi tylko marzyć. Głębia kusi możliwościami, szansą ucieczki od codzienności i bolesnej strony prawdziwej egzystencji.
„To deep program przemienia schematyczny wirtualny światek w dotykalną, wiarygodną rzeczywistość.”
Bohater powieści, Leonid, codziennie wchodzi w Głębię. Tam pracuje, tam się bawi, tam odpoczywa. Jest byłym nurkiem. Kiedyś jego umiejętności służyły innym. Potrafił wyjść z wciągającej jak wir Głębi kiedy chciał i mógł pomóc dokonać tego tym, którzy w niej tonęli. Teraz jego umiejętności już nie są potrzebne. Świat się zmienił.
„Czasem przyłapuję się na tym, że wszystko, co trzeba zrobić w prawdziwym, ludzkim świecie, rozbijam w myśli na etapy, linijki prymitywnego programu. Za to w Głębi żyję zwykłym, normalnym ludzkim życiem. Po prostu żyję.”
Lonia jest uzależniony od wirtualnej rzeczywistości. Cierpi na syndrom zwany deep psychozą. Nie potrafi się obyć bez nieustannych powrotów do tego narysowanego zgrubną kreską świata. Choć w realu stale na niego czeka kochająca, wyrozumiała Vika. Prawdziwe uczucia, prawdziwe emocje wydają mu się zbyt skomplikowane. Głębia wydaje się prostsza.
W wirtualnym świecie zaczyna jednak dziać się coś niepokojącego. Krążą intrygujące plotki. Ktoś, walcząc w Głębi, ginie podobno w prawdziwym świecie. Jeśli tak, oznacza to, że komuś udało się stworzyć broń trzeciej generacji - taką, która potrafi dosięgnąć poza Głębią. Koszmarny sen entuzjastów wirtualnego świata zdaje się spełniać. Tylko kto, po co i czy na pewno stworzył taką broń?! Leonid rusza śladami plotki. Odkrywa więcej niż chciałby wiedzieć. Nie tylko o Głębi, ale i o sobie samym.
„Dowolny czyn, nieważne czym spowodowany, pociąga za sobą łańcuch następstw. Jakich - to już zależy nie od czynu, ale od ciebie.”
Są warstwy tej powieści, które się nie zestarzeją. Te dotyczące kondycji człowieka, problemów egzystencjalnych. Są takie, które dzisiaj, po tak niewielu latach od roku 1998, brzmią już trochę śmiesznie. System Windows Home, wchodzenie do Sieci poprzez modem, pierwsze karty dźwiękowe w komputerach, niewielkie dyski. Brak płyt DVD, pendrive'ów, pamięci flash. Widać, jak niesamowicie technika poszła do przodu i coś, co jeszcze nie tak dawno wydawało się wielkim osiągnięciem, jest już przestarzałą przeszłością. Ale stan techniki nie jest istotą powieści. Jest nią raczej namysł nad rozwojem wirtualnych światów i drzwiami, które mogą przed nami otworzyć technika i nauka. Drzwiami do niekoniecznie lepszej rzeczywistości.
„Do pełnej psychozy ludziom brakuje już tylko sztucznej inteligencji i tych, którzy zdobyli nieśmiertelność w elektronicznym świecie.”
Powieść może miejscami nużyć. Jest dość rozbudowana, ma niespieszny rytm, zmierza do celu powoli, nie wprost. Autor rysuje szerokie tło wydarzeń, przyspiesza tak naprawdę dopiero w końcówce, choć w całej powieści umieszcza kilka przełomowych momentów pozwalających przetrwać chwile celowego uspokojenia akcji.
„Strzelcu, nie masz czasem wrażenia, że w życiu jest tak samo? - pyta nagle Nike. - Że wokół są same manekiny? O różnych twarzach, różnych charakterach. Trochę więcej wolnej woli, trochę mniej, ale dziewięćdziesiąt procent to kukły. Zrobione przez kogoś, żeby nam się żyło przyjemniej.”
Bohaterowie, jak zwykle u Łukjanienki, są świetnie nakreśleni i intrygujący. To ludzie z krwi i kości, zaskakujący nawet samych siebie. Pełni wątpliwości, dobra i zła toczących w ich sercach i umysłach nieustanną walkę. Zawsze w jakiś sposób tragiczni, ale zarazem - zawsze możliwi do zrozumienia.
Wiele tu myśli wartych rozważenia, niepozbawionych goryczy słów poświęconych człowiekowi współczesnemu.
„Zawsze jest nam wszystkiego mało. Dach nad głową, słońce na niebie, dłoń w twojej dłoni, kromka chleba na stole - cóż to znaczy w porównaniu ze światem wymyślonym?”
Wiele jest o uciekaniu przed życiem i nieodłącznie towarzyszącymi mu trudami w uzależnienia. W świat, w którym nie trzeba ponosić bolesnych konsekwencji błędnych decyzji. Jest pokazana łatwość uzależniania się człowieka od różnych rzeczy. Jest poruszany problem samotności, niemożności pełnego porozumienia się z drugim człowiekiem. Problem nieustannego poszukiwania czegoś lepszego niż to, co mamy, chociażby to okazywało się tylko kolejnym mirażem. Uleganie utopijnym złudzeniom, że można stworzyć sobie raj na ziemi. Jest refleksja nad tym, do czego może prowadzić rozwój sztucznej inteligencji.
„Istnienie przedmiotu badań nie jest istotne, Wiktorio! Badania są cenne same w sobie.”
Końcówka powieści powinna zadowolić wymagającego czytelnika, a optymistów może uszczęśliwić zaskakująco pozytywne zakończenie. Bo w tych ostatnich zdaniach kryje się nadspodziewanie duży ładunek nadziei.
Nic, tylko czytać. Ta proza fantastyczna jest tego warta.
„Dobrego połączenia, szybkiego pinga...”
Dwudziestokilkuletni Kirył Maksimow, menadżer w firmie komputerowej, właściciel skromnej kawalerki i psa, wraca pewnego dnia do domu i zastaje tam... nieznajomą...
Ciąg dalszy powieści "Zimne błyskotki gwiazd" Piotr Chrumow zdołał powrócić porwanym statkiem z odległej planety Geometrów. To, co tam zobaczył...