Ociekając testosteronem
O tym, jak bardzo fajnie być samcem, wiedzą rzesze facetów. Jeden z nich, Dmitrij Strelnikoff, postanowił podzielić się tą wiedzą z częścią ludzkości, która wiedzy tej nie posiada z różnych przyczyn. Czy to biologicznych (ech, biedne kobiety), kulturowych, społecznych, czy psychicznych. Powodów może być mnóstwo - tak, jak mnóstwo jest samców na świecie.
Autor książki Fajnie być samcem to rosyjski pisarz, biolog i dziennikarz, mieszkający w Warszawie. W Polsce dał się poznać m.in. dzięki występom w popularnym programie „Europa da się lubić”, dzięki kilku publikacjom książkowym czy prowadzeniu audycji radiowych (m.in. w Trójce, gdzie ma swój autorski kącik muzyczny „Rosyjska pozytywka”).
Książkę Strelnikoffa można określić jednym słowem: pierdoły. Ale jakże dowcipne pierdoły. Główny bohater, narrator i super-samiec w jednym w formie wykładów udowadnia tytułową tezę. Czytając jego teorie, można zastanawiać się, czy aby kobiety nie powinny zmienić płci. Bo skoro tak fajnie być samcem, to chcemy w końcu tej "fajności" zaznać. Na szczęście, od tego pomysłu skutecznie odstrasza śledzenie życia prywatnego bohatera, włącznie z przeżyciami, nazwijmy je, duchowymi. Każdy z rozdziałów rozpoczyna się „złotą”, dowcipną myślą (w głównej mierze jest to myśl, choć bywają odstępstwa od reguły), wysławiającą samczy byt. Kot to nieodłączny towarzysz prawdziwego mężczyzny. Ale o tym szerzej w książce.
Mimo, że książka napisana jest z przymrużeniem oka, to przy pewnej dozie starań, również nie-samce znajdą szereg wskazówek dotyczących tego, jak samca podejść. I ograć. Lecz jeśli któraś z pań (czy któryś z panów) szuka w Strelnikoffowej powieści poradnika, niech szuka dalej. To nie ten adres. Fajnie być samcem to książka humorystyczna nie tylko z nazwy, ale i z treści. Niestety, często bywa tak, że książka w założeniu zabawna okazuje się w rzeczywistości śmiertelnie nudna. Na szczęście w tym wypadku założenie pozostaje w zgodzie z praktyką.
Samcze zachowania naturalne, wyższość samca–człowieka, nad samcem–zwierzem - to tylko przykładowe tematy wykładów. A autor, biolog z wykształcenia i zamiłowania, potrafi w ciekawy sposób o tajnikach zoologii opowiadać. Znać, że to człek światły i wykształcony, a do tego super-samiec (podobnie jak wykładowca zresztą). Choć dla mnie, po przebrnięciu kilku wykładów zrobiło się męcząco. Ale nie jest to wina autora, lecz moja. Od szkoły podstawowej mam awersję do biologii. Bez bicia przyznam się, że po lekturze powieści doszłam do konkluzji, że tak naprawdę to nie pantofelki, pierwotniaki, skorupiaki i inne organelle są nudne niczym flaki z olejem. To ode mnie wieje nudą! Strelnikoff wywrócił mój dotychczasowy świat do góry nogami, zaburzył równowagę. I nie wiem, czy to fajne, czy nie. Grunt, że fajnie być samcem.
Z wielką przyjemnością śledzi się opowieści z życia wykładowcy supers-amca i kota Włodzimierza, szurniętego psychoterapeuty Xaverego Gracjana i Fiodora Dostojewskiego, który bez zaproszenia wprowadza się do cudzego mieszkania. Dzięki nim książka ocieka testosteronem, strzela plemnikami i ogłusza zdębiałe samice. Od okładki do okładki, od pierwszej do ostatniej strony.
Co jeszcze niezwykłego jest w książce? Autor rewelacyjnie wyśmiewa stereotypy, kpiąc przy okazji z wszystkich wkoło. Udowadnia m.in., że naprawdę fajnie być samcem, ale ostatecznie partnerka samca nie jest li tylko głupią samiczką. Bo w końcu tylko fajny łączy się z fajnym.
I jeszcze jedno. Po zakończeniu książki nieodmiennie każdemu czytelnikowi przyjść musi do głowy myśl światła niczym myśli fajnego samca i wykładowcy w jednym: samiec rządzi światem. Przynajmniej swoim, maleńkim, samczym.
Plaża, na niej chłopiec, a w tle zarys wyspy – mężczyzna po raz kolejny patrzy na zdjęcie z wakacji zrobione, gdy miał pięć lat. Szuka na nim czegoś...
Saga rodzinna na tle historii dramatycznej walki ludzkości z dwoma rodzajami zła: dżumą i nienawiścią. Autor zaprasza Czytelnika w podróż ścieżkami...