Przełom roku 1989 był dla Europejczyków znaczącym wydarzeniem, które zmieniło życie wielu. Na przykładzie swoim i poznanych „enerdowców” Brygida Helbig pokazuje, czym była zmiana – przejście do wolności, wolnego rynku, wszechpotężnej konsumpcji.
Bohatarowie jej książki to zwykli ludzie. Nawet nie są bohaterami, to zwyczajni mieszkańcy byłego NRD. A wśród nich i ona – obserwatorka z Polski, pracownik naukowy, nieopłacany, ale ambitny. Jako kobiecie nie należy jej się płatne stanowisko, utrzymanie powinien zapewnić jej mąż, a praca naukowa to dla niej przecież rodzaj hobby… Narracja początkowo skupia się na losach Rainera i Uty, Niemców, próbujących ułożyć sobie życie w nowych warunkach. Stopniowo jednak jakby o nich zapomina i krążyć zaczyna wokół samej autorki. Autorka skupia się na owych „wynurzeniach czterdziestolatki”, która mruczy do siebie: Nie jestem nudna, tylko przeżywam przygody wewnętrzne. I może to stanowić swoiste podsumowanie całej książki. Jest ona bowiem relacją z owych przygód wewnętrznych. Mniej natomiast jest reportażem o zjawiskach społecznych okresu przełomu. Odnosi się nawet wrażenie, że to w pewnym stopniu prywatne zapiski i refleksje autorki, pisane gdzieś w pociągach, podróżach, wynajętych mieszkaniach, próby uchwycenia ulotnych wrażeń.
A jednak rysują się tu wyraźnie sylwetki ludzi, owych enerdowców, dla których zjednoczenie Niemiec nie stało się spełnieniem marzeń. Wręcz przeciwnie, ludzi ci jako jednostki mało kreatywne musieli zmierzyć się z nową rzeczywistością, co okazało się porażką. Nikt ich do tego nie przyuczał. Po prostu pewnego dnia runął mur i wszystko stało się inne. Bohaterowie tej książki muszą walczyć o swoje miejsce w społeczeństwie, jak sprzątaczka Jagoda. Nie lepiej ma też pani docent pracująca na uczelniach w Berlinie i Pradze, odpoczywająca w Międzyzdrojach. Krążąca zatem między trzema jakże różnymi krajami, w każdym doświadczająca innych „przygód”, a zarazem zmuszana do udowadniania swojej wartości i tożsamości. Być może pałam energią, ale zużywam ją całą na walkę sprzecznych we mnie sił. Jestem zza Buga i jestem znad Renu, bo stamtąd przybyli moi przodkowie po mieczu i po kądzieli. Jestem z Berlina, z zachodniej strony Odry. Pośredniczę między tymi, którzy kochają mnie tam, a tymi, którzy kochają mnie tu. Siebie zaś nawzajem nienawidzą. We mnie zogniskowały się różnice mentalne, jestem progiem nie do przekroczenia, nie mieszkającym, a zamieszkanym przez wszystkim miesz(k)ańcem.
Bliska codzienności proza Helbig doskonale ukazuje głosy z ulicy, potrafi je sprawnie przełożyć na język literacki, tętniący życiem, takim zwyczajnym, bez zadęcia, napuszenia. To prywatne wyznanie kobiety, która zna swoje miejsce, ale nie oznacza to wcale, że i inni je znają. Musi się dookreślać, dopasowywać, choć wcale tego nie chce. Książka to oczywiście warta uwagi ze względu na liczne nagrody, jakie na nią spłynęły, ale ze względu na samą opowieść – już niestety mniej.
Świat, w którym do najważniejszych zadań kobiety należy ładnie wyglądać, przyzwoicie się prowadzić i dobrze wyjść za mąż. W którym w drodze...
Marzena opowiada historię swojej rodziny, która jest fragmentem historii narodu polskiego, białoruskiego i niemieckiego. Przed wojną na Kresach służąca...