Jak nie dać się życiu i pozostać fajnym cwaniaczkiem
To już trzeci tomik przygód pewnego przeciętnego, może trochę inaczej, nastolatka. Szalonego Grega Heffleya. Greg jest twórcą i głównym bohaterem pamiętnika napisanego w formie dziennika. Pisze, żeby wylać z siebie wszystkie łzy zebrane pieczołowicie w ciągu całego właśnie przeżytego dnia (symboliczne łzy oczywiście). Jego życie bowiem, jak zresztą życie każdego nastolatka, do najłatwiejszych nie należy. Owszem, byłoby takie, gdyby nie mnóstwo obiektywnych przeszkód, które nieustannie ktoś lub coś kładzie mu na drodze. Wymieńmy kilka z nich: trochę starszy i wyjątkowo wredny brat Rodrick; młodszy, sepleniący brat Manny; rodzice, którzy nic nie rozumieją; nauczyciele, co nie potrafią docenić; koledzy, którzy nie wyróżniają się zdolnościami dostrzeżenia cudzego geniuszu.
Pierwsze, co rzuca się w oczy (jeden rzut, drugi rzut, rzuca łapie, łapie rzuca... - wspomnienie-dygresja dla starszych czytelników) po wzięciu książki do ręki, to rysunki. Świetna w swojej prostocie kreska, pozbawiona kantów i ostrości, łagodna dla oka. Wyrażająca wszystko, co trzeba, a czasami nawet więcej. Komiksowe rysunki nie są tutaj gratisowym dodatkiem do tekstu, są jego istotną częścią.
Drugie w oczy rzucają się pełne humoru akapity, atakujące czytelnika falami tsunami śmiechu. Razem z rysunkami tworzą szalony dziennik równie szalonego nastolatka. Tym razem pisany pod koniec grudnia i na początku stycznia, a więc bardzo adekwatnie do aktualnego czasu.
Greg prezentuje typowo młodzieżowe, dość malkontenckie podejście do życia. Jego podstawowa umiejętność to unikanie jakiegokolwiek wysiłku związane chyba z rozwijającą się alergią na pracę. Inne zdolności?! Samozadowolenie, niezadowolenie z innych, narzekanie, marudzenie, oglądanie telewizji bez nadmiaru ruchu, drzemanie, zasypianie i przysypianie, spóźnianie się. Zgryźliwe komentarze, młodzieńcze niepokoje, nieliczne sukcesy i liczne porażki - tym wszystkim dzieli się z nami swoiście udręczony istnieniem chłopak. Na nasze szczęście czyni to w miarę zabawnie, z dystansem, ze szczerością i dużym oddaniem tej jakże słusznej sprawie. Tak, że przy lekturze można raczej swobodnie odetchnąć i pośmiać się bez zobowiązań niż pogrążyć się w jesienno-zimowej depresji.
Różne są te opowieści, czasami mniej, czasami bardziej komiczne. Lekko odrealnione, przerysowane i przedstawiające świat nastolatka za pomocą krzywego zwierciadełka. Odbiór tego typu książek zależy od tego, jak się na nie patrzy. Młodzi ludzie na ogół bawią się nieźle, rodzice już nie zawsze, dziadkowie - bardzo rzadko. Można jednak potraktować ten dziennik jako wyrafinowaną formę odreagowywania trudów codziennej egzystencji. W sumie formę wcale nie najgorszą z możliwych.
To lekka, rozrywkowa literatura. Ku pokrzepieniu serc. Młodzi być może stwierdzą, że inni też nie mają lekko, a dorośli zauważą, że nie tylko oni nie rozumieją swoich latorośli. One bowiem też mają wielki problem ze zrozumieniem: siebie, innych, otaczającego świata.
BUU! Przestraszyłem was? Jeśli tak, to odłóżcie tę książkę i poszukajcie sobie jakiejś innej, mniej przerażającej. Najlepiej o szczeniaczkach albo o jednorożcach...
Greg zostaje pracownikiem technicznym (to znaczy tragarzem) w kapeli Bródna Pieluha. I od razu odkrywa cienie rockandrollowego życia: zarwane nocki, żebranie...